Jeszcze 1 minuta czytania

Joanna Tokarska-Bakir

PÓŁ STRONY:
„Ciężarna wdowa” Martina Amisa

Joanna Tokarska-Bakir

Joanna Tokarska-Bakir

Zdanie, po którym rozpoznaje się klasę tej powieści, to wcale nie zdanie: „Jest to historia seksualnej traumy”. To zaledwie haczyk dla czytelnika-hipokryty, który uciekłby w popłochu, gdyby zaczynała się tak, jak zaczyna się naprawdę: „Kiedy się starzejesz, okazuje się, że bierzesz udział w przesłuchaniu do życiowej roli i po niezliczonych próbach zostajesz w końcu obsadzony w horrorze, kiepskim, nieudolnym i przede wszystkim niskobudżetowym filmie, w którym (jak to bywa z horrorami) najgorsze zostawiają na koniec”.

„Ciężarna wdowa” to genialna wiwisekcja stanu, do którego został doprowadzony świat, w którym zasadą numer jeden stało się bynajmniej nie pochodzenie, nie wykształcenie ani majątek, ale data urodzenia. Przez kogo został doprowadzony? Czy nie przez pokolenie ‘68, do którego autor sam należy? Ależ tak, przez to samo pokolenie, które tak bardzo dziś się na ów świat uskarża. Czy autor mu współczuje? Raczej poczuwa się do odpowiedzialności: tu „nie było niewinnych. Albo raczej: oni wszyscy byli niewinni, ale niemożliwością było ich ochronić”. Z pieśnią na ustach – w paszczę Lewiatana. Ekstrakt tragedii: zmieść wszystkie nierówności, aby zaprowadzić najgłębszą, podstawową, „kamienny mur”, który „nie ustąpi żadnym naszym błaganiom”.

Książka jest głęboko wywrotowa, a odcień żółci żywo przypomina najlepsze powieści Huellebecqa, z którym autora „Martwych dzieci” łączy upodobanie do świnienia i zdań w rodzaju: „Wyjaśnił, że kiedy wzrasta się w światłym domu, gdzie wszystko jest dozwolone i wybaczone, i niczego się nie osądza, z wyjątkiem osądzania, to marzy się, aby zrobić coś wywrotowego”. Ewentualnie: „taka była myśl, takie było pytanie, które nasunęły mu piersi Szeherezady (bliźniacze obwody, przybliżone, wymienne): «Gdzie jest policja?»”.

Powieść, osadzona w realiach rozkosznego lata w Kampanii, w roku 1970, kiedy to, o czym dobrze wiedzą czytelnicy Philipa Larkina, „stosunek seksualny był już dalece zaawansowany”, stanowi zbiorowy portret brytyjskich i włoskich klas wyższych, które przez analogię do kawiorowej „Toscana-Fraktion” można by nazwać frakcją kampańską. Jak wiadomo charakter epoki widać dopiero z pewnej perspektywy, dlatego też „Dekada Ja została nazwana Dekadą Ja dopiero w roku 1976. Latem 1970 roku, choć tkwili w niej dopiero od sześciu miesięcy, wszyscy mogli być całkiem pewni, że lata 70. będą dekadą ja. Nie było nigdy niczego, co można by nazwać dekadą ty, czy, formalnie rzecz biorąc (po okresie feudalnej nocy), dekadą wy/ty. Lata 40. były prawdopodobnie ostatnią dekadą my. A wszystkie dekady do roku 1970 były niezaprzeczalnie dekadą on. Więc Dekada Ja była także i niekwestionowalnie Dekadą Ona”.

Szczególną rolę w tej dekadzie odgrywały kobiety, które w zamian za rezygnację z mitu miłości romantycznejorgazmu pochwowego miały w końcu dostać władzę. Niestety, w związku ze zmianą zasady numer jeden, po raz kolejny musiały obejść się smakiem. Wszystko zostało po staremu, a to, co brały za pokaz owej władzy (obszernie rozpisuje się na ten temat zachwycony Brian MacNair, autor wydanej i u nas książki „Seks, demokratyzacja pożądania czyli kultura obnażania”, Warszawa 2004), zostało sprowadzone, jak mówi Amis, do kolejnego przejawu przyrodzonej im wielkoduszności.

Nie jest jasne, dlaczego w ogóle czytamy te impertynencje; w Anglii Amis jest powszechnie znienawidzony, a przy tym bardzo popularny. Daremnie szukalibyśmy odpowiedzi w hipnotyzujących opisach przyrody, które nie tylko nie dają ukojenia, ale jeszcze więcej soli sypią w ranę: „Nie było węży w tym ogrodzie, ale były muchy: na dalszym planie plamki śmierci – a następnie w zbliżeniu opancerzone twardziele w maskach gazowych. Były też jedwabiste białe motyle. Oraz wielkie opite pszczoły...”.

Czyżby raj?

Świetnie, że ta powieść została przełożona. Teraz czekamy na śmiałego tłumacza, który przyswoi nam także dwie inne: „The Moronic Inferno” – o amerykańskim skretynieniu, oraz „Koba The Dread” – o brytyjskiej miłości do Stalina. Jako kraj dobrowolnie kolonialny pilnie potrzebujemy tych dwu poręczy, aby w końcu wyjrzeć przez okno.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.