Jeszcze 1 minuta czytania

Joanna Tokarska-Bakir

PÓŁ STRONY:
Smok

Joanna Tokarska-Bakir

Joanna Tokarska-Bakir

We Wiśle, czytamy u Kolberga, tom 48 „Tarnowskie-Rzeszowskie”, co jakiś czas pojawia się smok. Różne są o nim zdania. Jedni mówią, że jest ogromny, cały pokryty łuskami i ogniem ziejący, inni, że to po prostu duży jesiotr, a jeszcze inni, że wąż na trzy łokcie gruby, tyle że każdy wąż w końcu przekształca się w smoka. 

W sprawie smoka zabrał ostatnio głos poeta, Jarosław Marek Rymkiewicz. „Nazywanie Polaków (...) lemingami czy jakoś podobnie łaskawie – traktowanie, poprzez tę nazwę, całej tej formacji jako czegoś trochę żałosnego, niemal zabawnego, właściwie sympatycznego – to jest wielki błąd językowy, błąd niedopuszczalny” – powiedział „Gazecie Polskiej Codziennie“. „To nie jest polska formacja polityczna i polska formacja duchowa. To jest obce. To jest coś w rodzaju – odwołam się tu do mojego ulubionego filmu – coś w rodzaju ósmego pasażera «Nostromo». Jakieś obce smoki. Jeszcze inaczej: to są namiestnicy czegoś, przysłani tu przez coś, po to, żeby czymś tu zarządzać – żeby nas, powolutku-powolutku, zlikwidować; żebyśmy, powolutku-powolutku, zniknęli w smoczej paszczy. Smocza paszcza otwiera się, zaglądamy tam i co widzimy? Otóż to. W tym miejscu kończy się jasność i zaczyna kompletna ciemność – nie wiemy, skąd się oni, ci obcy, tutaj wzięli, kto ich tu przysłał, kto ich kontroluje oraz, nade wszystko, nie wiemy, czym oni tutaj zarządzają – co to jest za twór polityczny, państwowy, który tu założyli w roku 1989 i którym teraz władają. W PRL-u to było jako tako jasne – przysłali ich Moskale (zwani wówczas Sowietami – tę nazwę można już wycofać), a twór był moskiewską kolonią czy moskiewskim protektoratem. A teraz domyślamy się tylko, jaki jest cel tego zarządzania: mamy zostać zlikwidowani, mamy zniknąć. Ale dlaczego, w czyim interesie, kto to zarządził i komu o to chodzi? Ktoś niewątpliwie chce, żeby Polski nie było. To, co stało się 10 kwietnia pod Smoleńskiem, jasno tego dowodzi. Ale kto tego chce i dlaczego? I do jakiego stopnia ma jej nie być? Czy całkowicie? Nie wiadomo. Nie wiemy zatem niemal niczego. Ciemności jest więc znacznie więcej niż jasności – jasności tylko troszeczkę“. 

Rymkiewicz stale wymyśla się od nowa. Ostatnia odsłona: puer-senex. Pomarszczony, z siwymi krzaczastymi brwiami, pod spodem duże dziecko. Podziomek z „Krasnoludków” Marii Konopnickiej. Le changelin – jak nazywają go Francuzi. Wobec drzemiącej, zachwyconej widowni puer-senex snuje baję o smoku. Z tym samym skutkiem co zawsze: „każdego nazajutrz po odpustach narodowych i świątkach chorągwianych, troska sumień i bezjutrze doli zalegały ulice i przyrynki dobrego miasta. Wlekli ludzie swe kroki, jak te muchy po kleju, żuli cierpliwie święty chlebuś ubóstwa między murami kościołów i wsłuchiwali się, zali nie pluskają konie jakowych przybyszów po odwiecznej kałuży u wrót miasta sennego“ (Wacław Berendt, „Żywe kamienie”, 1936).


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.