wiersze

Kacper Płusa

sioło

gdzie nie ma kościołów zwierzęta złożone z parującego mięsa sierści i piór udają dzwon.kołyszą podbrzuszami jak wisielcy. ujadają. na ścieżkachtrop ściele się gęsto.
kilka wiorst za lasem sioło żyje jak ciało. rdzenni mieszkańcy rzucają uroki niczym ochłapy.wychodzą przed chałupy gdy niebo wypluwa słońce jak pestkę słonecznika.rzeka rdzawa jak krew rodzi brud. czeka aż odejdą wody.

ziemia wydaje na światło gorzkie ziarna gorczycy. pług odbiera jej połóg.kto nie zaraża chorobą, jest nie rozgryzioną zagadką wbija zęby w korę białą jak truchło.

***

po rozstaniu z nią nie pozostał ze mnie nawet kamień na kamieniu.
szukam boga o ciele kobiety, który zapobiegłby mojemu szaleństwu.

czas ka – leczy rany. modlę się i mdli mnie od wypitej wódki.
ktoś szepcze pacierze. zamiast tego słyszę skowyt wyjącej suki.

w kościele wiernym drżą ręce. z pieśnią czekają otwarcia sklepu, swojej śmierci.
czy miałeś to wrażenie, gdy tonąłeś w wymiocinach mój przyjacielu Babiński

jeśli pragnę sacrum, to tylko po pijanemu o czwartej nad ranem.
niech nam obu wtórują transplantowane z innej epoki organy.

jeśli jest ktoś kto może nam pomóc, nie mieszka na wysokościach
lecz w pobliżu gruntu. umorusany jak dziecko grzebie zmarłych w piachu.

ekfraza wg obrazu infantka tomasza sętowskiego

avon – lea nie należy do nas. strzechy żrą pod dotykiem. to wkurwione konie
wcale nie są jak włosy, raczej jak gdziekolwiek. wyrastają z chlebem i solą

by spalić je w joincie. literackie środki przeciw postępowi, wpisane w krajobraz,
pod sukienkami kobiet okna na świat wsi, w której pod gorsetem reguł

przysypia pan komisarz w popiele petów. próbuje wstać nim odezwą się wrzody.
o świcie nierówny chodnik imituje schody. wszyscy lubimy się wspinać na tę modłę

czasem kapelusz zostaje w domu powieszony w ofierze
za niedzielnych bogów i krwawiące żony.

zegar ma czas. chce urwać się z pracy. celuje wskazówką jak kąśliwym żartem.
motyw przyjaźni z kosą. przyjdą razem z remizy naprzeciw oczu, przez sztachety i pola

jeszcze przed północą. przyjdą. przyjdą, przemówią. przemówią do pani. uderz się w piersi
albo zdejmij stanik
.

głód

milcz. ślina przynosi na język jedynie pożądanie.
usta zbolałe od krzyku otwierają się jak świeże rany.

mam 21 lat. noszę w sobie znamiona przebytych chorób.
spowiadam się z głodu twoim rozpuszczonym włosom.

czczę cię. zlizując ze skóry słone krople potu. brzuch
unosi się rytmicznie. udaje żebrowe sklepienia świątyń.

śluz wsiąka w pościel białą tak jak ciało.
pełne są miejsca kultu: pokoje hotelowe i nawy kościołów.

światłowód

ziemia, ta ziemia żywi się dwoma żywiołami. światłem i wodą. światłowodem.
jestem za a nawet zawsze w nocnym. przepijam i przepalam rentę niczym ubecki kabel.
co przyświeca redaktorom? przyglądam się dostawie. jak szpaler stoją szpalty gazet.

są dwie strony menelu: lewusy z krytyki, prawiczki z powszechnego. i miasto unplugged,
które nie chce ciągnąć druta liberałom, księżom, komunistom, feministkom z zespołem
napięcia przedmiesiączkowego. od jednej iskry zapalam holyłódź. neon żydowskiej gwiazdy.

widziałem na murze napis: jezus – kwiaty ci w ręce. widziałem na gdańskiej 101 co więcej.
ja jeremiasz, opłakujący arterie jak żywy organizm, to, co miało stać się ciałem
mówię z pełnymi chińszczyzny ustami, mówię tak: do widzewa, do lutra.

Kacper Płusa – ur. 1992, Pabianiczanin o hippisowskich inklinacjach. Lubi przejeżdżać pociągami przez rzeki. Laureat kilkudziesięciu konkursów poetyckich, min. TJW podczas festiwalu Złoty Środek Poezji w Kutnie, TJW o Puchar Wina, TJW o Czekan Jacka Bierezina, OKP im. Rafała Wojaczka. Publikował w „Arteriach”, „Akancie”, „Arkadii”, „Szafie”, „Gazecie Wyborczej”, „Wakacie”, „Cegle”. W 2012 ukazała się jego debiutancka książka „Ze skraju i ze światła”, za którą otrzymał nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny i został nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia.