Cztery wiersze

Jerzy Jarniewicz

Który miesiąc

Tu był próg, a za progiem
grupa rekonstrukcyjna
coś rekonstruuje. Ci, którzy
wiedzieliby, co i dlaczego, nie żyją
z nami. Z nami będzie, bo być musi,
lepiej. Inaczej po co by było je robić,
te kanapki z wędliną w upał tak
morderczy, że maj w telewizji
wypada jak, nie przymierzając,
sierpień, ten podstępny miesiąc, kiedy
jak co roku opuszcza nas
wstyd i odsłaniasz
na słońcu brzuch z poprzeczną
blizną przekreśloną krzyżykami po szwie?

Stawiam na tobie krzyżyk

A nocą słyszałaś śpiew godowy, tak jasny, że
chciało się płakać? Spasuj, dzwonek
w komórce nas nie dotyczy. Nie dotyczy nas
zasięg, który ginie, gdy kończy się
nasze miasto i nie pamiętasz, kto z tobą
idzie, jak do ołtarza, przy
nodze, a kogo zostawiłaś
w przedsionku zimy, na stronie. Tu
była apteka, tanie ciuchy i
skład, a tu lodowisko w cieniu
Campanile. Patrz, masz szron
na brwiach i rękawach, jakby
w tym samym czasie ktoś
mnie z tobą na chłodno przeliczył,
i nie odkładał pochówku na lato.

Pod osłoną nieba

Półchłopcy za półdarmo, sztuczne raje
na wynos. Miłość mogła mieć początek
w Tangerze. Tanger mógł być dla nas
pod Kutnem, albo jeszcze bliżej, ale
kto miałby się zatroszczyć o mapy
z przedwczoraj? Śmierć? Ta,
kiedy już przyjdzie, nie znajdzie
wyrazu, wpatrzona w nieporadne
obrazy z baroku
w ospowatej katedrze. Panno
święta, pomyliłaś bramy,
bo teraz będzie śmiech pusty
ze zgrzytaniem zębów, gdy dłoń
porasta sierścią, a w pachach
legną się nietoperze
tak dotkliwie małe, że nie
poradzisz nic i przymykasz oczy.

I syn

Gdyby nie umarła trzydzieści lat temu,
wiedziałbym, czy pożądanie, którym
mnie dziś budzi, przebiłoby się
do niej, od syna przez zły sen, i przejęło
na własność jej ciało. Czy
węszyłbym w jej szufladzie pełnej fig
z falbankami? Zakładał
jej płaszcz na ramiona, żeby kciukiem
wyczuć gęsią skórkę i meszek?
Przepuszczał przez progi i patrzył,
jak pręży piżmowy grzbiet? Matka,
sukinsynu? Wiedziałbym, na ogień,
wstyd i na kamienie, że
jestem, gdyby nie umarła
dawno, dawno temu.

fot. Danuta WęgielJerzy Jarniewicz – ur. 1958 w Łowiczu, poeta, tłumacz, krytyk literacki. Autor jedenastu tomów wierszy, m.in. „Oranżada” (Wrocław 2005), „Makijaż” (Wrocław 2009) i „Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną” (Wrocław 2012). Ostatnio opublikował również antologię „Sześć poetek irlandzkich” (Wrocław 2012) oraz tom szkiców o przekładzie literackim „Gościnność słowa” (Kraków 2012). Tłumaczył m.in. Jamesa Joyce’a, Raymonda Carvera, Philipa Rotha, Johna Banville’a. Mieszka w Łodzi.