Polemika
Muzeum Historii Żydów Polskich

Polemika

Artur Tanikowski

Wystawa „Żyd, Polak, legionista 1914–1920” ani nie opowiada wyłącznie o żydowskich legionistach, ani nie epatuje wyłącznie bohaterszczyzną, jak twierdzi w swoim felietonie Joanna Krakowska – pisze kurator wystawy w Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie

Jeszcze 2 minuty czytania

Tekst stanowi odpowiedź na felieton Joanny Krakowskiej „Cytatchórzostwo”.

Ekspozycja „Żyd, Polak, legionista 1914–1920” nie jest pierwszą wystawą czasową w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. To wystawa czwarta z kolei, w dodatku trwająca najkrócej w porównaniu z wcześniejszymi i następującą po niej wystawą piątą. Zamyka się właśnie teraz, 5 października, gdyż jej tematyka (ale i zakres chronologiczny) z oczywistych względów nie wiążą się z otwieraną 28 października wystawą stałą, choć wystawa czasowa porusza i rozwija niektóre wątki obecne na wystawie stałej. Powiedzmy wprost: wystawę „Żyd, Polak, legionista 1914–1920” zorganizowano z okazji setnej rocznicy wybuchu I wojny światowej i uformowania się Legionów Polskich, a nie z okazji otwierania wystawy stałej. 

Wcześniejsze wystawy: „Listy do tych, co daleko”, „Biografie rzeczy”, „Warszawa, Warsze” nie miały właściwie nic wspólnego z casusem Żyda-bohatera-polskiego patrioty. Gdyby Joanna Krakowska z minimum uwagi wczytała się w trzy eseje zamieszczone w katalogu wystawy, skonstatowałaby, że żydowskie bohaterstwo zajmuje w nich dużo mniej miejsca niż relacje żydowsko-polskie podczas I wojny światowej i po niej.    

Swą tęsknotę za wystawą o żydowskim kinie czy teatrze felietonistka mogłaby zneutralizować łatwą do zdobycia wiedzą o tym, że pierwsza wystawa w muzeum w całości opierała się na nieznanych dotąd w Polsce, znakomitych materiałach filmowych z okresu międzywojennego. Może też warto byłoby zauważyć na wystawie „Żyd, Polak, legionista 1914–1920” ważne dla jej narracji projekcje filmowe, oparte na takich międzywojennych archiwaliach, jak: „1914–1936”, „Polonia Rediviva” czy „Sztandar Wolności”. A jeśli Krakowska tęskni wyłącznie za kinem fabularnym, w programie towarzyszącym wspomnianej wystawie znalazły się chyba nie zasługujące na zignorowanie dzieła reżyserów żydowskich, polskich i polsko-żydowskich: „Za grzechy” („At chet”) Aleksandra Martena (1936), „Szaleńcy. My pierwsza brygada” Leonarda Buczkowskiego (1928), „Mogiła nieznanego żołnierza” Ryszarda Ordyńskiego (1927), „Cud nad Wisłą” Ryszarda Bolesławskiego (1921).

Wystawa „Żyd, Polak, legionista 1914–1920” ani nie opowiada wyłącznie o żydowskich legionistach, ani nie epatuje wyłącznie bohaterszczyzną, jakkolwiek bohaterskich postaw niektórych żydowskich legionistów ani muzeum, ani twórcy wystawy nie zamierzają się wstydzić. Zdaje się, że Joanna Krakowska nie dość dokładnie wczytała się w narrację wystawy, albo po prostu pewne poruszone na wystawie kwestie nie pasowały pod tezę z góry przyjętą przez felietonistkę. W swoim tekście zupełnie pomija takie wątki wystawy, jak: dramatyczne losy żydowskich cywilów na ziemiach polskich pod różnymi okupacjami, zaprezentowane za pośrednictwem nie pokazywanych dotąd kilkudziesięciu zdjęć autorstwa niemieckich fotografów wojennych; pogromy, do których doszło w różnych polskich miastach w latach 1918–1920; stereotyp żydokomuny, szczególnie wzmocniony w trakcie wojny polsko-bolszewickiej, brzemienny w skutkach m.in. poprzez  internowanie żydowskich ochotników w Jabłonnej w trakcie bitwy warszawskiej. Wtedy właśnie wytrącano szabelkę niejednemu polskiemu Żydowi, a wielu jego pobratymcom odechciewało się asymilowania do polskości. O tym również mówi wystawa.

Wchodzenie na pole sztuk wizualnych (niegdyś zwanych plastycznymi) to dla felietonistki krok dość karkołomny. „Szkice żydowskiego legionisty przedstawiające brygadiera Piłsudskiego”? Hm. Nieodróżnianie szkicu od skończonego, sygnowanego rysunku czy grafiki – a głównie takimi posługujemy się na wystawie – to błąd kardynalny. Jeśli mianem szkicowych określa się dziś prace rysunkowe czy graficzne tylko dlatego, że ich autor pozostawiał na papierze dużo pustej, niewypełnionej plamą czy kreską przestrzeni, a kompozycje budował wartościami linearnymi, to trzeba pamiętać, że taki właśnie błąd popełniano 100 lat temu. Konserwatywni krytycy nie dostrzegali wówczas, że w przypadku Gottlieba (bo o nim mowa), ale i jego przyjaciół z Grupy Pięciu, np. Witolda Wojtkiewicza czy Mieczysława Jakimowicza, naturalizm właśnie przełamywał się we wczesny ekspresjonizm. Kwestie te analizował Wiesław Juszczak, znakomity badacz polskiego modernizmu, przez wiele lat profesor Instytutu Sztuki PAN. O pracach legionowych Gottlieba pisał niedawno: „Nie będzie może przesady w powiedzeniu, że twórczość legionowa [Gottlieba] przypomina coś z mitu Anteusza, który odzyskuje siłę dotykając własnej ziemi. Ten wielki i wspaniały cykl, pełen portretów, dodajmy, znacznie poszerza najznakomitszą część całego dzieła artysty”.

Choć wchodziłem w skład licznego zespołu, pracującego nad wystawą stałą MHŻP, nie mnie bronić tu jej narracji i strategii wystawienniczych przed atakiem. Dodam tylko, że do każdej wystawy narracyjnej cytatów poszukuje się długo i pieczołowicie – najczęściej w źródłach drukowanych „papierowych”, nierzadko w maszynopisach i niełatwo dostępnych rękopisach, więc procedura „copy – paste” rzadko wchodzi w rachubę. Na tego typu wystawach cytat nie epatuje widza celnością w oderwaniu od wszystkiego, co wokoło, lecz jest ściśle powiązany z sąsiadującymi z nim innymi nośnikami narracji (wizualiami, źródłami dźwięku itd.), budując wraz z nimi spójny przekaz.

Pomijam kwestię komentowania wystawy stałej przed jej otwarciem, na podstawie oprowadzań tesowych, w trakcie jej rozruchu. Zapraszam Joannę Krakowską tuż po 28 października na wystawę stałą, a także na kolejne wystawy czasowe.