„Yes-Meni naprawiają świat”,
reż. Andy Bichlbaum, Mike Bonanno.

Jakub Majmurek

Film „Yes-Meni naprawiają świat” wpisuje się w tradycję lewicowego, amerykańskiego populizmu, tę samą, z której wypływają filmy Michaela Moore’a

Jeszcze 1 minuta czytania


Jedną z ciekawszych taktyk społecznego i politycznego oporu, jakie wykształciły się w ostatnich latach, jest tzw. „culture jamming”. Polega to na przechwytywaniu komunikatów i kanałów komunikacji należących do instytucji, których działalność wywołuje sprzeciw, po to, by skierować je przeciw tym, którym miały służyć. Amerykańska grupa The Yes Men (bohaterowie, a zarazem autorzy filmu „Yes-Meni naprawiają świat”) zajmuje się właśnie tego typu działalnością. Yes-Meni podszywają się pod przedstawicieli wielkiego biznesu albo instytucji rządowych i w ich imieniu wydają publicznie oświadczenia, których ci na pewno nie chcieliby wydać.

„Yes-Meni naprawiają świat”,
reż. Andy Bichlbaum, Mike Bonanno.
Francja 2008, w kinach od 20 listopada 2009
W 2004 roku – w swojej pierwszej głośnej akcji – jeden z Yes-Menów wystąpił w nadawanym na cały świat programie w BBC. Pojawił się w nim jako rzecznik Dow Chemicals i zadeklarował, że jego firma przejmuje odpowiedzialność za katastrofę przemysłową, jaka dwadzieścia lat temu miała miejsca w Bhopalu (Indie), w fabryce należącej do spółki Union Carbide, podlegającej Dow Chemicals. Dodatkowo zapowiedział, że Dow Chemicals sprzeda Union Carbide, a całość zysków przeznaczy na odszkodowania dla ofiar katastrofy i ich rodzin. Choć w ciągu kilkunastu godzin sprawa się wyjaśniła i było jasne, że firma nie zamierza dać ofiarom katastrofy ani centa, to w tym czasie wartość akcji Dow Chemicals znacznie spadła, a sprawa katastrofy w Bhopalu znów wróciła na czołówki serwisów informacyjnych.

Akcje Yes-Menów, które sytuują się na pograniczu działania politycznego i artystycznego, wskazują na wzajemne powiązanie i zachodzenie na siebie tych obu sfer. Yes-Meni podejmują sformułowaną przez surrealistów ideę terrorystycznego dzieła sztuki, które funkcjonuje poza porządkiem reprezentacji, zapisując się od razu w rzeczywistości społecznej, której przekształcenie jest jego zadaniem. Dlatego na stworzony przez grupę film należy patrzeć nie tyle jak na dokumentację (reprezentację) ich działalności, ale jak na kontynuowanie jej nowymi środkami, wpuszczenie jej w nowy kanał komunikacyjny, by mogła dalej rezonować i wykonywać polityczną pracę.

W swoich akcjach grupa mistrzowsko wykorzystuje wszelkie narzędzia nowoczesnych mediów: internet, całodobowe globalne kanały informacyjne, po to, by przechwycić medialny spektakl (służący utrwaleniu status quo) dla swoich celów. Czasem jak najbardziej dosłownie; w zeszłym roku Yes-Meni wypuścili fałszywy numer „New York Timesa”, w którym ogłaszają m.in.: koniec wojny w Iraku, ustanowienie płacy maksymalnej dla menedżerów, nałożony przez ONZ zakaz produkcji broni.

Jeden z działaczy z grupy – wyjaśniając, o co chodziło w akcji z „New York Timesem” – powiedział: „Chcieliśmy pokazać, że skoro grupa ludzi na szczycie może sprawić, że na co dzień pojawiają się złe wiadomości, to my wszyscy możemy sprawić, że kiedyś pojawią się też dobre”. Zdanie to streszcza doskonale ideologię filmu i grupy. Yes-Meni wpisują się bowiem w tradycję lewicowego, amerykańskiego populizmu, tę samą, z której wypływają filmy Michaela Moore’a. Tradycja ta przeciwstawia „zwykłych ludzi”, ich pragnienia i dążenia, niekontrolowanej przez nikogo władzy wielkiego kapitału i podporządkowanych mu instytucji. A przy tym ciągle pełna jest wiary w demokrację (rozumianej jako projekt i obietnica, a nie zbiór instytucji) i w to, że wola i wspólne działanie większości może zbudować bardziej sprawiedliwy świat.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.