Dybuki ze stacji Žilina-Záriečie
fot. Michal Selinger

Dybuki ze stacji Žilina-Záriečie

Agata Diduszko-Zyglewska

Żydówka już dawno odjechała w bydlęcym wagonie, a jednocześnie wciąż jest tutaj: między sympatycznymi kolejarzami, którzy właśnie planują kolejne pogromy – spektakl Studia Teatralnego Farma v jeskyni

Jeszcze 2 minuty czytania

Farma v jeskyni, „Poczekalnia”, reż. Viliam Dočolomanský, pokazy w ramach festiwalu Rozdroże, 3 i 4 listopada 2009

Od kwietnia do lipca 1942 roku ze Słowacji deportowano do obozów zagłady kilkadziesiąt tysięcy Żydów. Wagony towarowe odjeżdżały m.in. ze stacji Žilina-Záriečie. W roku 2003 na tej samej stacji odbyły się międzynarodowe warsztaty teatralne, w których wziął udział Viliam Dočolomanský wraz ze swoim Studiem Teatralnym Farma v jeskyni. Powstała wtedy etiuda „Poczekalnia” – zapowiedź spektaklu o tym samym tytule, który swoją premierę miał kilka lat później.

Farma v jeskyni – „Poczekalnia”, Festival
Farma 2007, fot. Michal Selinger.
Aktorzy Dočolomanskiego posługują się w „Poczekalni” specyficznym językiem, w którym główny ciężar komunikacji przeniesiony jest ze słów na „zrytmizowane działanie”, oparte na współbrzmieniu i rezonansie. Ich ruchy są ściśle związane z bogatą sferą muzyczną spektaklu. Należą do niej zarówno słowa i monologi (czasem w pełni słyszalne, a czasem celowo potraktowane tylko jako melodia w tle), jak i pieśni oraz inne, niezliczone efekty dźwiękowe, które – jak się okazuje – można wydobyć z instrumentarium ludzkiego ciała. Osobnym organizmem aktorskim jest kilkuosobowa orkiestra (skrzypce, wiolonczela, perkusja), cały czas obecna na scenie. Wypracowany przez aktorów Farmy język to precyzyjny alfabet, z którego można złożyć dowolną wypowiedź.

Farma v jeskyni

Założycielem i liderem działającego od 2001 Studia Teatralnego Farma v jeskyni (Farma w jaskini) jest słowacki reżyser Viliam Dočolomanský. Praska grupa ma opinię najciekawszego teatru nieinstytucjonalnego w Czechach. Spektakle Farmy (m.in. „Sonety ciemnej miłości”, „SCLAVI/Pieśń emigranta”) wyróżniają się aktorstwem łączącym ekspresję fizyczną ze śpiewem i elementami tańca. Były one prezentowane i nagradzane m.in. na festiwalach: Wiener Festwochen, Edinburgh Fringe Festival (Fringe First Award), MESS w Sarajewie (Grand Prix), Next Wave w Nowym Jorku (nagroda „The Personality of the Year” dla Dočolomanskiego) oraz w Madrycie, Seulu i Bogocie. Spektakl „Poczekalnia” („Čekarna”, 2006) otrzymał nagrodę pisma „Respekt” dla najlepszego przedstawienia tanecznego w Czechach w 2007 r. oraz główną nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Małych Scen w Rijece w 2008.

Ta sprawność budowania prawie całkowicie pozawerbalnej i jednocześnie całkowicie komunikatywnej wypowiedzi jest skutkiem wieloletnich doświadczeń Dočolomanskiego, który w poprzednich spektaklach sięgał do tradycji muzycznych i środków ekspresji charakterystycznych dla różnych regionów i grup etnicznych. Impulsem dla tych poszukiwań nie był jednak etnograficzny zapał czy ciekawość egzotyki, tylko przekonanie o uniwersalizmie pewnych gestów i brzmień, które są wehikułem przenoszącym z pokolenia na pokolenie  – i z kraju do kraju – istotę ludzkiego doświadczenia. To one pozwalają zrozumieć bez werbalizowania pewne podstawowe przejawy i procesy kultury. Czułe ucho i oko pozwalają Dočolomanskiemu wzbogacić stereotypowy, przaśny i wesołkowaty wizerunek naszych południowych sąsiadów o zupełnie inny ton – bardzo mroczny, bardzo groźny i skądinąd dobrze nam znany.

Farma v jeskyni – „Poczekalnia”Na początek: brawurowe słowackie tango: orkiestra rżnie, tańczy dwóch mężczyzn i kobieta, wszyscy w jasnych strojach letników z lat trzydziestych. Wysportowani młodzieńcy, pełni entuzjazmu, nieco zbyt wyprostowani i nienaturalnie promienni, o ruchach tylko trochę zbyt zamaszystych, wyglądają niczym żywcem wyjęci z niemieckich kronik lat trzydziestych. Dlatego nie zaskakuje kierunek, w jakim ten dziwny taniec się rozwija: w ostatnich figurach ich partnerka staje się ofiarą, a w końcu trupem. Przez scenę przemyka jakaś spóźnialska, publiczność zaczyna posykiwać i dopiero po chwili orientujemy się, że to główna bohaterka spektaklu. Jesteśmy w poczekalni stacji kolejowej, ale nie tej sprzed pięćdziesięciu kilku lat, tylko dzisiejszej, a dziewczyna z dyktafonem, może dziennikarka, to jedna z nas. Wie, tak jak my, że to stąd odjeżdżały transporty Żydów, ale chce wiedzieć więcej, poznać szczegóły, odkryć prawdę. A jej dyktafon to swoista broń – zapisze, a więc na stałe umieści w racjonalnej rzeczywistości wszystko, co zostanie wypowiedziane.

Festiwal Rozdroże 2009

„Poczekalnię” zaprezentowano w Warszawie w ramach XVI Międzynarodowych Spotkań Sztuki Akcji ROZDROŻE 2009. Festiwal, organizowany od 1994, przedstawia twórczość artystów polskich i zagranicznych, działających na pograniczu teatru, tańca nowoczesnego i sztuk wizualnych. Gośćmi tegorocznej edycji festiwalu, oprócz Farmy v jeskyni, byli: zespół tańca nowoczesnego DOT 504 z Pragi, teatr Studium Teatralne z Warszawy oraz performer Tomáš Ruller z Brna.

Te dwa, zarysowane na początku plany: wojny i współczesności, coraz silniej się przenikają. Dziewczyna, która chce wyjaśnić tajemnice z przeszłości, nie może wydobyć „zeznań” od żywych, ale zaczyna „słyszeć” opowieści samych ofiar. Zanurzenie w temat przykryty ciężką zasłoną narodowego wstydu, w temat tabu, natychmiast wyrzuca ją poza ramy społeczne. Widzimy to w krótkich, gwałtownych scenach jej relacji z partnerem – najbliższą jej osobą, w seriach gestów sygnalizujących niezrozumienie, zniechęcenie, mijanie się. Chłopak zniszczy w końcu dyktafon z nagranymi głosami duchów.

Farma v jeskyni – „Poczekalnia”. Festival
DIVADLO, Plzeň 2006, fot. Viktor Kronbauer
W miarę rozwoju wydarzeń związek ducha zabitej w pierwszej scenie Żydówki i współczesnej bohaterki staje się najistotniejszy i nabiera cech opętania. W scenach intymnych zmagań dziennikarki z jej partnerem duch jest przez cały czas obecny, a w końcu zajmuje miejsce dziewczyny – ona sama może już tylko stać z boku i patrzeć. Duch Żydówki zachowuje się jak dybuk z żydowskiego folkloru – chce zawładnąć ciałem żywego człowieka, bo nie może zaznać spoczynku. Tym bardziej, że nikczemność dokonana wobec niej za życia, dokonuje się w pewnym sensie ponownie – w miejscu, gdzie rozegrał się jeden z rozdziałów Zagłady, na stacji Żylina znowu słychać nacjonalistyczne hasła.

Małomiasteczkową społeczność reprezentują kolejarze ze swoją malowniczą kolejarską orkiestrą. Są współcześni i zarazem ponadczasowi: żyją gdzieś między końcem wojny a teraźniejszością, bo przecież w małych miasteczkach czas płynie wolniej. Pochyleni nad piwem, otoczeni wesołą wrzawą, rubaszni, podszczypują ponętną kolejarkę w minispódniczce. Doskonale znamy te figury z czechosłowackiej kinematografii, zdążyliśmy polubić ich sielankową niemal jednowymiarowość. I właśnie tę naszą stereotypową znajomość podobnych postaci i naszą dla nich sympatię Dočolomanský wykorzystuje, żeby nas znienacka złapać za gardło. W usta kolejarskich wesołków wkłada nacjonalistyczne przemowy jednego z działających obecnie w tamtym regionie polityków. Uczłowiecza ich w ten sposób, nie jest to jednak gest miłosierny, bo choć tracą błogosławioną jednowymiarowość i nieodwołalnie wypadają z kadru czechosłowackiej komedii – ich człowieczeństwo okazuje się najgorszego gatunku. Na stoliku między nimi staje nasza Żydówka, która już dawno odjechała w bydlęcym wagonie, a mimo to wciąż tu jest. Próbuje coś powiedzieć, ale oni jej nie słyszą, planują przecież kolejne pogromy – to jest, przepraszam, „uwolnienie kraju od brudnych emigrantów”.

Scena coraz bardziej zaludnia się duchami. Pojawia się jeden z młodzieńców tańczących wcześniej tango – trup, morderca. Zdejmuje swoją ofiarę ze stolika kolejarzy i pakuje ją do wielkiej walizy. Znika za drzwiami, które zatrzaskuje przed nosem dziewczynie z teraźniejszości. Tajemnice przeszłości mają pozostać tajemnicami – dbają o to również nieżyjący oprawcy, nawet po śmierci usiłujący zacierać ślady zbrodni. Stolik kolejarzy wjeżdża z powrotem na scenę, ale tym razem pełni już rolę wózka wiozącego trupy kobiet – tak jakby słowa na nowo uruchomiły machinę śmierci. Kobiety-duchy raz po raz wracają do poczekalni: próbują coś powiedzieć, kurczowo ściskają swoje tobołki. Za każdym razem rosły młodzieniec zamaszyście pakuje je do swojej walizy i wynosi za drzwi.

Spektakl Dočolomanskiego mówi o pamięci zbiorowej, przechowującej wszystko: dowody zbrodni, z której – nawet po kilku pokoleniach – trzeba się rozliczyć i nacjonalistyczne hasła, które w każdych czasach znajdują gardła głupców skłonnych je wykrzyczeć. Jeśli te hasła wygłaszają marginalni politycy o ustalonej reputacji, można próbować puszczać je mimo uszu, ale kiedy padają one w miejscach, których nie opuściły jeszcze ofiary Zagłady, brzmią jak pomruk odwiecznego i wciąż odradzającego się zła. „Poczekalnia” jest próbą uważnego wsłuchania się w ten groźny dźwięk.

Farma v jeskyni – „Poczekalnia”, Festival
Farma 2007, fot. Michal Selinger
Dočolomanský drąży temat wstydu, który kolektywna pamięć narodowa wywołuje we współczesnym człowieku. Każdy kraj ma swoje Jedwabne i swoje Kielce. Nie ma zbiorowego rachunku sumienia, który uwalniałby następne pokolenia od tego wstydu i pytań: jak tamci z przeszłości mogli do tego dopuścić? „Tamci” to przecież ciągle „my”. W interpretacji  Dočolomanskiego, każdy ostatecznie musi zmagać się z tymi pytaniami sam. W kontekście powagi tematu, rozczarowuje nieco zakończenie spektaklu – na tle otwartych drzwi, oddzielających przeszłość od teraźniejszości, główna bohaterka stoi w czułym uścisku ze swoim chłopakiem. Przez ramię patrzy na te wydobyte z przeszłości i spokojne już teraz duchy. Odkryła prawdę, zrozumiała, co chciała zrozumieć – teraz może wrócić do swojego świata. Tej sprawy nie da się chyba jednak załatwić tak prosto, w zaciszu własnego sumienia. Przynajmniej dopóki jakimś kolejarzom marzą się nowe pogromy…