Jeszcze 2 minuty czytania

Michał Bristiger

FORMY CHOPINA DLA JASIA:
Sonata

Michał Bristiger

Michał Bristiger

– Czy mogę zadać nieco niezręczne pytanie: czy Chopin podobał się wszystkim i zawsze, a to niemal wynika z tego, co Prof mówi o każdym przez niego uprawianym gatunku?

– Tak, nie ma u mnie w przypadku jego muzyki owego „z jednej strony, z drugiej strony”, które na ogół gwarantuje oceniającemu bezkarność. Początkowy entuzjazm Schumanna w pierwszym zetknięciu się z geniuszem z Warszawy przybrał później postać bardziej umiarkowaną, ale zawsze zdobywał się on na wysoką ocenę. Ówczesny bardzo ważny krytyk niemiecki Rellstab był z początku trochę na Chopina podenerwowany, ale później już w stylu niemieckim – tylko nieco powściągliwy. W dwudziestym wieku nie mógł zrozumieć jego wielkości znany pisarz francuski André Suares i zajął wobec niego negatywną postawę, myśląc, że muzyka grana w salonie jest salonowa. Wyszło to jednak na szkodę nie Chopinowi, a Suaresowi. I to chyba wszystko.

Oczywiście mówię o muzyce Chopina, natomiast jego osoba, sposób ubierania się, arystokratyczne czy dandysowskie maniery i pewna właściwa dla nich ostentacja nie były chętnie przyjmowane przez niektórych paryskich buntowników, którzy jednak jego muzykę w całej pełni uznawali. Pojęcie muzyki salonowej wywołuje zresztą do dzisiaj wiele wątpliwości, gdyż może mieć zarówno negatywne, jak pozytywne znaczenie. Najbardziej zadziwiającym pozostaje fakt, że muzyka Chopina mogła w całości być postrzegana jako sentymentalna, niekiedy chorobliwa, tak jakby wprost odmienny charakter większości dzieł nie był w ogóle postrzegany.

Oczywiście, kto nie umiał jej grać, a do wykonania jest arcytrudna, i ograniczał się do paru walców i jednego-dwóch mazurków, mógł narzucać fałszywe o niej wyobrażenia. Wydaje się, że okres omyłkowych jej obrazów i ambiwalentnych określeń mamy już za sobą. Mogło do nich niekiedy dochodzić, jak sądzę dlatego, że była traktowana jako zerwanie ze stylem klasycyzmu wiedeńskiego, jeżeli dla kogo pozostawał on nadal obowiązującą normą.

– Jakże to? A sonaty? O nich jeszcze nie mówiliśmy.

– Tak, zachowałem je na koniec naszego cyklu – zbliża się przecież Rok Chopinowski, a to forma królewska. Główna forma całej epoki w muzyce solowej na fortepian, ewentualnie wraz z sonatami na skrzypce z fortepianem, czy na wiolonczelę, czy na inne jeszcze instrumenty. Daje ona pole wielkiej wynalazczości pod względem formy…

– Jakie miejsce zajmuje w sonatach Chopin wśród innych kompozytorów?

Primus inter pares w swych dwóch sonatach, napisanych w wieku dojrzałym. Mówię o formie sonaty romantycznej na fortepian, i tylko o niej, gdyż nazwa ta w siedemnastym wieku i w pierwszej połowie wieku osiemnastego posiadała całkiem inne znaczenie.

– Nazwę dla Chopina już mamy, ale co powiemy o samej formie, bo przecież rozmawiamy o formach?

– Jest ona niezwykle bogata. Otwierające ją Allegro zbudowane jest na dualizmie pierwszego i przeciwstawnego drugiego tematu, i na wykorzystywaniu tego dualizmu w różnorodnych jego przetworzeniach. Hegel mógłby powiedzieć: „a nie mówiłem!”.

– Czego nie mówił?

– Trzymaj się języka polskiego, bo właśnie mówił. Mówił: „teza, antyteza i synteza”.

– Muzyka filozofią?

– Ale w swoim własnym języku. I muzyka jako tworzenie światów w oparciu o te powszechne prawa umysłu ludzkiego.

– I grę ludzkich emocji.

– I grę emocji, tak. To połączenie daje jej siłę, której nie ma równych. Sonata jest formą silną, cykliczną czyli wieloczęściową, ale spójną w swej całości. Ma różną ilość części, cztery albo trzy, czasem dwie, bardzo rzadko składa się z jednej części; ale może ich mieć ponad cztery, jak w kwartetach Beethovena.

Druga Sonata Chopina jest prawdziwym eksperymentem w tej wieloczęściowości. Centralną częścią jest w niej Marsz pogrzebowy. To dla mnie jeszcze jeden dowód geniuszu Chopina, inny niż wszystkie już wymienione. Nie zawiera on żadnych wynalazków technicznych, żadnych nieoczekiwanych pomysłów, czy udziwnień; a wiedziony intuicją Chopin napisał go w tak prostym kształcie, w prostocie godnej tej wzniosłej chwili cmentarnej, że stał się najsłynniejszym Marszem Pogrzebowym wszystkich czasów. Chopin trafił w nim w coś tak ważnego i niezastąpionego, że nawet pracowitość talentu nie mogła już być innym kompozytorom pomocna. Wymagało to wrażliwości na miarę powszechnej wrażliwości ludzkiej – i on ją miał. Taka była w tej sonacie jej kulminacja treściowa. A marsz poprzedza scherzo – forma w swym charakterze wręcz przeciwna do marsza pogrzebowego; scherzo romantyczne, nieco diaboliczne, w którym Chopin czuł się nad wyraz dobrze.

Część pierwsza sonaty zbudowana jest na kontraście, a jego pierwszy element w ogóle nie jest tematem, lecz ogólną formą ruchu wywiedzioną z figury muzycznej. Ten ruch w czasie otrzymuje swe przeciwstawienie w postaci tematu akordowego, harmonicznego, melodyjnego, statycznego. Kontrast to wręcz niezwykły. Zaś w finale nie ma już nawet żadnego kontrastu, pozostaje ostateczna redukcja już tylko do ogólnego ruchu, jakiś „kosmiczny wiatr”, na który nie byli przygotowani ówcześni, ani nawet późniejsi. Ekspresja tej części nie ma sobie równych, a wynalazczość Chopina przekroczyła tu granicę ówczesnych reguł kulturowych; już sami nie wiemy, czy strzała muzyczna, bez tematu, bez motywu, bez figury, osiągnęła tu cel i czym on właściwie był: strzała trafiła w nic? We wszystko? W coś, co nie ma nazwy?

– Profie, to nie na nasze pokolenie.

– Nie gadaj, będzie i na wasze. Muzyka, mówią, ma przecież wartość poznawczą, nawet po zabawie i ona niektórych przyciągnie. Ale skoro tak lgniesz do zwykłej historii i jej anegdot, to ci opowiem coś o muzycznym końcu Trzeciej Rzeszy w 1945 roku w Berlinie. Odbywa się tam ostatni koncert Filharmoników Berlińskich z symfonią Brucknera, będącą dla muzyków sygnałem do perypatetycznego wygrużenia się – to jest z „gruzów” Berlina i to wraz z rodziną. Jest to, mówiąc muzycznie i po włosku, koda czyli ogon. A biegną po mieście pogłoski, że Hitlerjugend ma po koncercie rozprowadzać w bramie Filharmonii, bezpłatnie, za „danke schön”, kapsułki z cyjankiem potasu (tego nawet w „Zmierzchu Bogów” nie było, choć wyobraźnia Wagnera była na skalę pragnień Führera). Ale równocześnie odbywa się prywatny (!) koncert Wilhelma Kempffa z (a jakże!) Sonatą patetyczną Beethovena i Drugą Sonatą… Chopina (zakazanego w Polsce, ale bynajmniej nie w Berlinie). Czyli na koniec, na Schluss, marsz pogrzebowy z importu. Już jesteście na cmentarzu, mówi ta Sonate funèbre, a jej finał dopowiada: „zdmuchnęło to wszystko jak nic, tju fiuuuuuu…!”.

– Scena jak z filmu historycznego. A Trzecia Sonata?

– Dobrze, że o niej wspomniałeś. Bliżej jest jej do sonat innych kompozytorów niż drugiej, a zasługuje na najlepsze względy. Mistrzowska, z marką Nohant, poczytaj zresztą Iwaszkiewicza, jak to tam było. Radzę ci przy tym nauczyć się, i to razem z Krysią (pozdrów ją ode mnie przy sposobności) – koniecznie na pamięć – jej trzecią część, czyli Largo. Niezapomniane. Staniesz się od razu tak bogatym człowiekiem, jak nikt nigdy po jakichkolwiek grach hazardowych.

*

Co? Widzę, że byłeś wcale ciekaw form Chopina. Z naszych rozmów wyniosłeś chyba, iż czym inny jest nazwa „forma”, a czym innym treść tego pojęcia, że forma może się okazać gatunkiem, stylem, formą w ścisłym znaczeniu czyli strukturą, postacią – to jest Gestalt, ale też Gefüge, schematem i nawet ideą. Ważne jest to, co jest właściwie przedmiotem naszych rozmów. A dalej idą jeszcze kategorie, w których rozważamy przedmiot i konteksty. W okresie Chopina podstawowym elementem jest „temat” utworu – mam na myśli temat muzyczny. A przedstawiać się może bardzo różnie. Raz jest melodią, innym razem pewną konstrukcją motywiczną itp.

A kto pojmie, że temat romantyczny nie jest szeregiem dźwięków, lecz entelechią (w znaczeniu arystotelesowskim), ten wówczas zobaczy muzyczność Chopina inaczej niż dotychczas, i jeszcze głębiej. I nawet zdobędzie się na herezję, że w pierwszej części Drugiej Sonaty nie ma w ogóle pierwszego tematu, a jedynie „ogólna forma ruchu” – i w finale podobnie. Kto się zajmuje „formą”, zajmuje się muzyką, a muzyką należy się zajmować zawsze dla swego i cudzego dobra. A teraz postawimy tu, mówiąc muzycznie, fermatę. Zatrzymamy się do powitania Roku Chopinowskiego, który przyjdzie we własnej osobie. Już wkrótce.