wiersze

Adrian Sinkowski

Bibuła

Stację w Borth, z jednej strony otoczonej plażą,
z drugiej wysoką trawą dającą schronienie
torfowiskom, raz po raz uderza podmuch,
z każdym następnym razem, jakby policzkował

ją albo wyprowadzał w głowę cios za ciosem,
stacji coraz trudniej utrzymać się w pionie.
Niedołężna, z rdzą na karku, na tle domów
wysokich na dwa piętra i ciasno rozsianych

to tu, to tam, wszystkich raczej w zasięgu wzroku,
aż prosi się o renowację. Tak, z Aberystwyth,
dawną stolicą, od południa łączy ją linia
kolejowa, lecz gdy patrzy się na nią z okna,

sądzę, że ktoś, komu nie było to na rękę,
zlecił jej budowę. Trawa dziko rozsiana
wzdłuż wzniesień, z daleka jak bibuła na bokach
rolująca się i pożółkła, nie ma zdania.

Fuzja

Z piątym marca, datą zapisaną na tyle –
nie wiem, chyba przez babcię – wiąże się historia
powrotu drugą klasą. Kołobrzeg? Ani stąd,
z punktu A, ani stamtąd, z punktu B, nie widać

torebek z piachem i wodą, a tyle ich niosłeś,
upchniętych na raz w wiadrze, znad plaży do domu
(czas start). Jaka to była, z białą obwolutą
i złotą na nieszczęście czcionką w stylu retro,

powieść – o czym? Kto ją kupił? Czy bohaterka,
z pewnością słaba, radzi, a może nie radzi
sobie z presją wokół niej? Połóż się z nią bez słów
sprzeciwu (siedem godzin). Wagon otwiera się

i rzuca nam spojrzenia, z każdą spędzoną w nim
chwilą nabrzmiewa, syczy. Koszalin – Tczew – Mława. 
Z peronu? Karenina? W dół? Z głośników radzą
trzymać bilet pod ręką (minuta do końca).

Topiel

Znów na początku drogi, z lewej odbija się
w szybie tartan, krok dalej – zaplątane wokół

gałęzi wiotkie ciało, zupełnie bez życia –
ciało wróbla lub zięby, które ostatni raz
wiatr poderwał do lotu. Pęknięta posadzka,
ostre zejście na peron. Mdli mnie, gdy patrzę

z mostu w pobliżu dworca: rzeka wyrywa się
poza koryto, im jej przybywa, tym ludzie

pewniej idą przez tory. Furkot silnika, cień.
Skóra pęka od słońca. Cień – gdy pochyla się

nad nim, tuż przed sygnałem, a potem bierze go
w dłonie dziewczynka, pęka. Pęknięcia w murach

od sufitu przez balkon, w chodniku, tuż przed nim
i za nim, między drogą z asfaltu i żużlu,

na którą opada kurz od szarpnięcia autem
po suchej nawierzchni – na początek do tyłu

prosto w metalową siatkę wokół studni,
potem do przodu, z wolna, nie dość precyzyjnie,

by wyminąć zająca, lecz na tyle szybko,
żeby stanąć z nim do wyścigu. Na wydmach

młodym wydaje się, że dopingują kota.
Lepkie światło marszy się na wodzie i bije

nie od razu, powoli, przez szyje butelek
wystających ponad wodę, w muł, o samo dno.

zdjecieAdrian Sinkowski - ur. 1984. Poeta, publicysta, redaktor kwartalników „Fronda Lux” oraz „Wyspa”. Publikował m.in. w pismach: „Bliza”, „Kultura Liberalna”, „Odra”, „Pressje”, „Topos”, „Twórczość”, „Więź”, „Zeszyty Literackie”. Autor, a potem uczestnik programu o książkach „W czuły punkt” emitowanego w Foksal Eleven. Laureat stypendium m.st. Warszawy (2013) i projektu Połów (2011), wyróżniony w konkursie Dolina Kreatywna (2008). Pracuje w Teatrze Baj w Warszawie.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.