wiersze

Tomasz Pietrzak

Diablice

Przy urodzinowym stole nie ma ani jednej ciotki,
która nie miałaby być ubita, spalona, zagłodzona.

A jednak siedemdziesiąty rok siadają za litym
blatem i piją czystą, palą, jedzą matiasy, dumają

o grobach cherlawych mężów, których przeżyły.
Niektóre są bez nerki, niektóre są bez obu piersi;

są i bezrękie, ślepe, głuche, z bólem w boku.
A jednak wydają się być nietknięte, jakby żadne

licho nie chciało je brać, jakby licho się bało
tych, które wyszły zimne z żywego ognia, z zoo,

z chlewów, spomiędzy pięter i stosu nagich ciał;
z piekła, które raz wywróciło się na lewą stronę.

Fąfel

Co masz w piąstce?
To chrząstka z wojny,
a to kostka po koniu.
Grzeb w ziemi, grzeb,
więcej prawdy wyjdzie
w twoim pokoleniu.

Prawdziwe piekło
drzemie płytko,
a drzwi do niego wiodą,
przez pijane usta wuja.

On ma nas za diabłów,
bo tylko diabły mogły uciec
przed płomieniami chat,
tylko demony trzymają się
tak kurczowo ciał i głośno
powracają na świat.

A tu już trzy pokolenia
owocowały po wypaleniu,
a tu zaraz czwarte
stanie na nogi.

W moim synu
nie ma nic z diabła,
choć urodził się czerwony,
jakby z ognia dobyty.

Klechdy

Teraz to już tylko latopis,
dopodusznik i śmierć w czytance,
żadna groza czasów, topór
nad głową.

I skoro wszystko zostało spisane
do ciszy i ciemności,
pora zapomnieć.

Będzie trzeba to się zajrzy
w papiery, powie echoch, trochę
zadrży, jak na myśl o oblężeniu Gemali
(albo podboju Amu-darii).

I co z tego,
że wiele kości jest wciąż
nieodwirowane - było, minęło,
a dla mojego syna tylko minęło.

Stoimy obaj na drugim brzegu:

tu wystrzałów dawno nie słychać,
ani głosów, które im wtórowały,
ani wtórowania. Opowiadam mu

o tym, co sam ledwo pamiętam
z czyjeś obolałej pamięci i słów;
i brzmi to jak słodka klechda.

I on pyta: czy były tam potwory?
A mnie wstyd powiedzieć
prawdę i kłamię o ludziach.

Luzowanie

Nim przyjdzie nowa wojna
pozbądźmy się resztek starej.
Zlej w słój żale, zapraw mocno,
a trupy posegreguj jak płachty,
proszę. Chciałbym już nie żyć
życiem babek. Pora je wykadzić,
i wypędzić z siebie, wyksztusić,
co zalęgło się w ciele; już czas
zluzować dom, zrobić miejsce
nowemu. Patrzę, jak nasz syn
rośnie, to księżycowe dziecko,
uczy się słów, jakże innych,
niż te, którymi nas tuczono.

Larwy

Już nawet nie wiem,
ilu umościło się we mnie,
ciągle słyszę wielokrok.
Kiedy nagle podnoszę się,
kogoś we mnie bolą plecy
i patrząc nieraz niedowidzę
na nieswoje trzecie oko.

Zdarza się, że czuję to życie,
które musiało być we mnie
na długo przed poczęciem:
kursujące między ciałami
bozony, buzujące atomy,
a może większe cząsteczki
i mające ludzkie imiona.

To one wydłużają noce,
to ich lęki siedzą w piersi,
jak płaczki na bosinach,
to ich strachy stroszą moje
uszy, gdy obce się zbliża,
tylko nie wiem dla kogo.

Gen

To nagłe drżenie mięśni,
które wytrąca chleb z rąk,
to nagłe znikąd przebudzenie,
jakby serce zgubiło się w ciele.

Za tym stoi coś więcej,
niż skurcz, jakieś upomnienie:
tak kiedyś umarłeś - tędy
przeszła kula, kosa, siekiera.

Ciało,
podróżujące przez czas,
                                           pamięta.

To stąd serce tak przyśpiesza,
kiedy jedziemy na wschód,
to stąd włosy tak stroszą się,
kiedy niespodziewanie
stajemy przy czarnym lesie,
tak niepodobnym do lasu.

Posesja

Torba żeber wisi w piwnicy
i garść garści leży w bratkach.
Nawet teraz, gdy rwę chwasty
zdarza mi się wpaść w oczodół,
a kiedy leżę w ogrodzie, leżymy
razem w bezhołowiu światów.

Gorzej jest w deszczowe dni,
jak spokój burzy nagłe wymycie
żuchwy albo przegrody nosowej.
Czasem opłukuje się nam ktoś
w komplecie, a nawet komplety
w dużo większym gronie, ułożone
jak niebka na wieczną niepamięć.

Tymczasem pejzaż nie zapomina:
te stare dębiska w kącie posesji
mają posturę, a gąszcz sylwetkę,
nawet jesiony kiwają się ludzko
i pochylone wierzby płaczą coś
do kwaśnego jeziora. I myślę,

że dopóki znajdujemy białe kości,
dopóty mogą one jeszcze liczyć
na lepsze ciało. Myjemy je więc,
składamy w całość, zgadujemy,
kto pójdzie dalej o dwóch nogach,
a kto o trzech i pięciu głowach.

zdjecieTomasz Pietrzak  – ur. 1982, autor trzech książek poetyckich „Stany Skupienia” (Stowarzyszenie Żywych Poetów, 2008), „Rekordy” (MaMiKo, 2012), „Umlauty” (Wydawnictwo Forma, 2014). Dwukrotnie nominowany do Nagrody Literackiej NIKE – w 2013 r. za „Rekordy”, w 2015 r. za „Umlauty”. Publikował m.in. w  „Gazecie Wyborczej”, „Toposie”, „Odrze”, „Arteriach”, „Ricie Baum” i „Dekadzie Literackiej”. Obecnie pracuje nad czwartą książką poetycką pt. „Pospół”. Mieszka pół na pół – w Katowicach i w Krakowie. www.tomaszpietrzak.eu