List do młodego kontestatora

Christopher Hitchens

Jeszcze 3 minuty czytania

Bardzo się ucieszyłem z twojej odpowiedzi. To prawda, że głupota, uprzedzenia i niekontrolowana władza zawsze mają przewagę, co może się wydawać przerażające, zwłaszcza że ludzkość przez tysiąclecia swojego istnienia nie zdołała sobie poradzić z tymi opresyjnymi zjawiskami. Prawdą jest jednak także to, że posiadamy wrodzony instynkt, by sięgać wzrokiem poza nie lub je demaskować. Rzec by można, że niesprawiedliwość i irracjonalizm to nieodłączne elementy ludzkiej kondycji, lecz równie naturalna jest skłonność, by się im przeciwstawiać. Na pomniku Zygmunta Freuda w Wiedniu widnieje napis: „Głos rozumu jest cichy, ale bardzo uporczywy”. Filozofowie i teolodzy rozmyślali o tym głosie i definiowali go na różne sposoby, twierdząc, że Bóg wyposażył nas w „sumienie”, lub też – jak chciałby Adam Smith – że każdy z nas ma niewidzialnego świadka własnych myśli oraz poczynań i pragnie zrobić dobre wrażenie na tym szacownym obserwatorze.    

Żadna z tych koncepcji nie musi być zupełnie słuszna, wystarczy wiedzieć, że taki wrodzony duch istnieje. Należy jednak zaznaczyć, że jest on początkowo uśpiony i często taki pozostaje. Samo jego istnienie niczego nie gwarantuje. Katalityczny czy prometejski moment następuje dopiero wtedy, gdy człowiek jest gotów porzucić rolę biernego odbiorcy głosu rozumu i staje się jego rzecznikiem czy reprezentantem.

List pochodzi z  książki Christophera Hitchensa „Listy do młodego kontestatora”, która ukaże się 27 marca w wydawnictwie Karakter.  Autor analizuje w niej różne formy sprzeciwu i kontestacji, odwołując się do przykładów z własnego życia oraz postaw ważnych dla niego osób, jak Émile Zola, Rosa Parks, George Orwell czy Vaclav Havel. Opowiada o tym, jak być krytycznym, nie ulegać manipulacji mediów, nie poddawać się politycznej propagandzie i zachowywać twórczy dystans wobec rzeczywistości.

Christopher Hitchens (1949–2011)
Dziennikarz, pisarz, krytyk literacki. Sprzeciwiał się wojnie w Wietnamie i amerykańskiemu imperializmowi, krytykował politykę Henry’ego Kissingera i Billa Clintona. W drugiej połowie życia poróżnił się ze swoim lewicowym środowiskiem, oskarżał je często o nadmierną tolerancję, polityczną poprawność i brak rzeczywistej woli rozwiązywania współczesnych konfliktów. W roku 2003 poparł inwazję na Irak, co odebrano jako zdradę jego wcześniejszych ideałów. Znany był z ostrych wystąpień przeciwko religii; na zaproszenie Watykanu wziął udział w procesie beatyfikacyjnym Matki Teresy, przedstawiając argumenty przeciw beatyfikacji. W Polsce ukazało się kilka jego książek, m.in.: „Misjonarska miłość. Matka Teresa w teorii i w praktyce” (1995), „Bóg nie jest wielki. Jak religia wszystko zatruwa” (2007), „Thomas Paine. Prawa człowieka. Biografia” (2008), „Śmiertelność” (2013).

Prosisz mnie o jakieś motywujące przykłady. Nie chciałbym rzucać sloganów nadających się na optymistyczny plakat albo krzepiące motto. Zaznaczę raz jeszcze, że ważna jest nie tyle treść myśli, ile sposób myślenia. Można jednak wskazać takie przebłyski ludzkiej inteligencji, które wyrastały ponad zwykły sprzeciw. Dzięki nim dowiadujemy się, jak nasi przodkowie mierzyli się z opozycją zacieklejszą niż ta, przeciw której występujemy obecnie.

Alain, bohater powieści Martina du Garda Wspomnienia pułkownika Maumorta, twierdzi, że pierwszą zasadą – nazywa ją zasadą zasad – jest sztuka podważania wszystkiego, co wydaje się pociągające. Zauważ – pada tu słowo „sztuka”: nie wystarczy z zasady nie ufać większościowym smakom albo udawać, że się im nie ufa. To droga do snobizmu i oziębłości. Bardzo często jednak ludzie mocno przywiązują się do iluzji lub przesądów i nie można stwierdzić, że po prostu padli ofiarą dogmatów czy ortodoksji. Jeśli na przykład kiedykolwiek prowadziłeś spór z dewotem, spostrzegłeś, że w dyskusji ważne jest dla niego poczucie dumy i szacunku do samego siebie, a zatem oczekujesz od niego, by odrzucił znacznie więcej niż tylko błędne przekonania. To samo tyczy się gorliwych patriotów albo zwolenników monarchii czy arystokracji. Instynkt przynależności jest potężną siłą regulującą ludzkie zachowanie. Traktowanie kogoś jako umysłowego niewolnika nic nie da, jeśli ta osoba czerpie dumę z zawieszenia własnej wolności i robi to dobrowolnie.

To rzekłszy, przechodzę do słów nieżyjącego już sir Karla Poppera, który, bywało, sam zachowywał się w dyskusji jak tyran, lecz zawsze podkreślał, że spór jako taki jest wartościowy, a wręcz niezbędny. Twierdził, że gdy dyskutują dwie osoby o podobnych zdolnościach argumentacyjnych, bardzo rzadko dochodzi do przekonania czy „nawrócenia” jednej przez drugą. Równie rzadki jest jednak przypadek, by po rzetelnej dyskusji obie strony zajmowały dokładnie te same pozycje, z których wyszły. Dochodzi do ustępstw, niuansowania stanowisk i dostosowywania argumentów, dzięki czemu adwersarze w pewnym stopniu zmieniają swoje poglądy, nawet jeśli pozornie wydaje się, że dyskusja „nic nie dała”. Na tego rodzaju zmiany nie są odporne nawet najbardziej utrwalone „systemy”. („Plus c’est la même chose – jak przewidująco wypowiedział się Isaac Deutscher o starym, skostniałym Związku Radzieckim – plus ça change”).

Zdumiewające, jak często mistrzowie sztuki debatowania dochodzą do tych samych wniosków, do jakich doszli ich poprzednicy. George Orwell powiedział, że najważniejsze jest, by mówić ludziom to, czego nie chcą usłyszeć. John Stuart Mill (który, tak się ciekawie składa, był ojcem chrzestnym Bertranda Russella) stwierdził, że nawet jeśli wszyscy zgodzimy się w jakiejś ważnej sprawie, należy wysłuchać tego jednego człowieka, który się sprzeciwia, inaczej ludzie zapomną, jak argumentowali na rzecz zgody. Karol Marks, gdy spytano go o ulubiony aforyzm, odpowiedział: de omnibus disputandum (o wszystkim należy wątpić). Szkoda, że tak wielu jego zwolenników o tym zapomniało. Róża Luksemburg jednoznacznie stwierdziła, że wolność to przede wszystkim swoboda dla tych, którzy myślą inaczej. John Milton w traktacie Areopagitica napisał, że wszystko, co człowiek uznaje za prawdziwe, należy konfrontować z twierdzeniami strony przeciwnej, ponieważ tylko w uczciwym, otwartym sporze słuszne poglądy znajdują potwierdzenie. Frederick Douglass uważał, że ci, którzy oczekują prawdy lub sprawiedliwości bez walki, są jak ludzie wyobrażający sobie morze, lecz niedopuszczający wizji sztormu.

Zestaw teraz tę postawę z poradami wypowiadanymi bez zażenowania przez ludzi bezmyślnych. Zamiast uczciwej dyskusji słyszymy banały o „uzdrawianiu”. Idea „jedności” promowana jest jako przeciwieństwo negatywnego zjawiska „podziału” albo, co gorsza, „dążenia do podziałów”. Zgrzytam zębami, ilekroć słyszę o „polityce podziałów” – jakby polityka z definicji nie opierała się na podziałach. Ćwierćinteligenci przystępują do kultów, których jedynym celem jest uśmierzenie bólu myślenia, albo biorą środki mające znosić niepokój. Orientalne religie oparte na nirwanie czy fatalizmie zostają przepakowane na użytek ludzi Zachodu i są sprzedawane jako terapie, a banały czy tautologie przyodziewa się w maskę mądrości. (Anthony Powell w swej cudownej wieloczęściowej powieści A Dance to the Music of Time doskonale ukazuje głupotę tego rodzaju mantr w postaci uczniów mrocznego doktora Trelawneya. Adepci jego kultu pozdrawiają się słowami: „Esencją wszystkiego jest bóstwo prawdy”, na co należy odpowiedzieć: „Najwyższa wizja leczy ślepotę oczu”. Myślę o tym, ilekroć słyszę jakieś bzdury o Ostateczności, Absolucie, Zaświatach czy innych regionach, w których kora mózgowa ma zostać unicestwiona).Nie przedstawiam ci powyższych uwag, by przekonać tych, którzy sami ich jeszcze nie docenili. De te fabula narratur. Ta opowieść jest o tobie: pielęgnując konfrontacyjne tendencje, należy pamiętać, że zanim zacznie się pouczać innych, przede wszystkim trzeba się uczyć samemu. Ten, który chce kształcić, sam musi być wykształcony. Mam dobrego przyjaciela w Jerozolimie, mieście zbudowanym na poczuciu prawości i pewności przekonań, które jest nam często przedstawiane jako „święte” tylko z tego powodu, że zyskało niegodny pozazdroszczenia status „domu” trzech religii (określających się jako monoteistyczne, choć są rozczłonkowane na wiele odłamów). Człowiek ten to doktor Izrael Szahak. Przez wiele lat z powodzeniem pełnił funkcję prezesa izraelskiej Ligi Praw Człowieka i Obywatela. Młodość spędził jako żydowski chłopiec w przedwojennej Polsce, później zaś przetrwał niewyobrażalne cierpienia i krzywdy, toteż nikt nie powinien odeń wymagać, by po takich przeżyciach spoglądał przychylnym okiem na wywrotowe treści. Jednak gdy rozmawiałem z nim o bieżących sprawach, kilkakrotnie ze spokojem i rozmysłem zaznaczył: „Widać obiecujące oznaki polaryzacji”. W jego uwadze nie było sarkazmu. Długie, pełne niebezpieczeństw życie przekonało go, że wyłącznie otwarty konflikt idei i zasad może doprowadzić do wyjaśnienia jakiejkolwiek sprawy. Konfrontacja bywa nieprzyjemna, ale nie każdą sprawę można załatwić gładko, natomiast poszukiwanie bezbolesnych rozwiązań prowadzi do głupich, jałowych rezultatów – to apoteoza strusia.

Mapa świata, która nie uwzględnia Utopii, stwierdził Oscar Wilde, nie jest warta zainteresowania. Wyraził w ten sposób nobliwy pogląd, a jednocześnie ubódł pod żebro utylitarian. Pamiętaj jednak, że w Utopii panowała tyrania, a większość opowieści o łagodnych, pozbawionych konfliktów idealnych miejscach jest mroczniejsza, niż się wydaje. Te Ostateczności i Absoluty są pokłosiem dążenia do Doskonałości, która jest, by tak rzec, uśpionym Absolutyzmem. (Polecam znakomitą książkę Briana Victorii, buddyjskiego mnicha, zatytułowaną Zen na wojnie, która demaskuje straszną rolę, jaką dyktowane przez zen posłuszeństwo i dyscyplina odegrały w formowaniu się japońskiego imperializmu).

„Listy do młodego kontestatora”„Listy do młodego kontestatora”, Christopher Hitchens. Przeł. Dariusz Żukowski, Wydawnictwo Karakter, 176 stron, w księgarniach od 27 marca 2017Odrzucając Doskonałość, nie pragnę bynajmniej doprowadzić cię do jej fałszywej opozycji, czyli przyjmowania ludzkiej natury taką, jaka jest. Mój przyjaciel Basil Davidson, autor świetnych pamiętników z lat walki w szeregach antynazistowskiej partyzantki na Bałkanach, podsumował swoje doświadczenia konkluzją, że nie należy wspierać wygodnickiego przekonania, iż „nie da się zmienić ludzkiej natury”. Na własne oczy widział, jak się ona zmienia – na gorsze. Czy nie należałoby więc założyć, że skoro można ją zmienić w jedną stronę, to z pewnością także w przeciwną? Niekoniecznie – jako ssaki mamy małą korę przedczołową (może w przyszłości dzięki postępom inżynierii genetycznej się to zmieni) i wielkie gruczoły wydzielania adrenaliny. Mimo to cywilizacja może wzmagać – i niekiedy skutecznie to robi – pokusę cywilizowanego zachowania. Tylko ci, którzy pragną przeobrazić ludzi, wyrzucają ich w końcu na śmietnik jak odpady po nieudanym eksperymencie.

Perfekcjoniści i fanatycy mogą się złamać, lecz nie ugiąć. Zauważyłem, że są podatni na wypalenie wskutek coraz gorszych zwrotów z inwestycji, ale, by posłużyć się definicją fanatyka autorstwa Santayany, gdy tracą cele z oczu, zaraz zdwajają wysiłki. Jeżeli, jak Basil Davidson, wejdziesz w spór moralny z pełnym nienawiści okupantem, można ci wybaczyć przyjęcie skrajnego stanowiska, a nawet krytykować cię, jeśli go nie zająłeś. Jednak tak okrutne sprawdziany światopoglądowe zdarzają się rzadko i bywa, że prowadzą do przerażających rezultatów. Jeśli ważne są dla ciebie skutki długofalowe i chcesz wieść życie wolne od iluzji – czy to takich, które sam propagujesz, czy takich, które są ci narzucane – radzę, byś nauczył się rozpoznawać i reagować na symptomy fanatyzmu oraz absolutnego przekonania o własnej słuszności. Dla człowieka myślącego samodzielnie mentalność sceptyczna jest co najmniej równie ważna jak pancerz tych czy innych zasad.