Jeszcze 1 minuta czytania

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

ALFABET
NOWEJ KULTURY:
B jak blog

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Mirek Filiciak / Alek Tarkowski

Nieco ponad 10 lat po swoich narodzinach, blog przestał być rozpoznawalną formą medialną. Wciąż funkcjonuje jednak jako potężne wyobrażenie zbiorowe, w którym skupiają się nasze marzenia o w pełni demokratycznej, egalitarnej komunikacji.

Blog sprawia trudności definicyjne – dawno temu przestał być tylko „pamiętnikiem internetowym”, zresztą na początku wcale nim nie był. Pionier internetu, twórca WWW Tim Berners-Lee na swoim blogu zaczął w roku 1992 publikować listę linków do stron, które wydały mu się interesujące. Jednak w powszechnej świadomości blogi to przede wszystkim „ekshibicjonistyczne" pamiętniki nastolatek, połączone siecią linków z podobnymi tworami ich koleżanek. To tylko część prawdy, bo blogi piszą dziś wszyscy – od polityków po dziennikarzy, biznesmenów i naukowców. Szacuje się, że Polacy stworzyli łącznie ok. 3 mln blogów! Wspólnym mianownikiem jest wyłącznie warstwa techniczna – relatywnie proste skrypty pozwalające tworzyć strony WWW bez umiejętności programowania – oraz prosta konwencja publikacji, w postaci ułożonych chronologicznie wpisów. Jednak do pisania bloga można użyć wielu innych technologii (hakerzy piszą na kolanie własne silniki do blogowania), a konwencjonalna forma bloga ma tysiące wyjątków.

Przyjęło się, że blogi w swojej masie tworzą blogosferę – William Quick, który zaproponował ten termin, uważał blogi za „intelektualną cyberprzestrzeń”. Za pomocą nowego terminu sugerował, że przestrzeń blogowania i jej uczestnicy tworzą w internecie nowy dom dla Rozumu. „Blogosfera” dobrze wpisuje się w mesjanistyczne nadzieje związane z nadejściem mediów cyfrowych, dwukierunkową wymianą informacji na skalę masową i uzdrowieniem sfery publicznej, które miałoby się za ich sprawą dokonać. Racjonalne jednostki otrzymują wreszcie narzędzie do wymiany poglądów i negocjowania porozumienia, bez obecnej w mediach komercyjnych presji oglądalności.

Tyle teoria.

Tymczasem blogi, zamiast wywrócić świat mediów do góry nogami, przystosowały się do niego, przejmując większość zasad nimi rządzących i w dużej mierze – jeśli weźmiemy pod uwagę nie liczbę, ale widoczność i istotność publikacji – uległy profesjonalizacji. A blogosfera nie zmieniła relacji na rynku medialnym tak bardzo, jak oczekiwano – twórcy blogów przeważnie albo opisują historie prywatne, albo komentują informacje z mediów głównego nurtu, wprowadzając do publicznej debaty raczej nie doniesienia o nowych faktach, ale własną perspektywę.

Kluczem do zrozumienia blogów, zamiast rozumu, może też być indywidualność i wyjątkowość. Wtedy termin blog w ścisłym słowa znaczeniu warto zarezerwować dla form autentycznych i indywidualnych, skrajnie subiektywnych, często ekscentrycznych. Reszta – liczba autorów, tematyka, tempo pisania, instytucjonalne uwikłanie – nie są w gruncie rzeczy istotne. Innymi słowy, dobry bloger pisze przede wszystkim dla samego siebie, a internauci czytają mu niejako przez ramię (i czasem komentują – także na własnych blogach). Blogi takie są związane z konwencją bloga jako spisu opatrzonych datą notatek – sprzyjającej formom krótkim, związanym z daną chwilą, ulotnym i niedefinitywnym. Blogi są więc reinkarnacją sylw – tworzonych od XVI do XVIII wieku kronik domów szlacheckich. Zasadą spajającą eklektyczne z natury sylwy, podobnie jak blogi, były wyłącznie osoby ich autorów.


Ten artykuł jest dostępny w wersji angielskiej na Biweekly.pl.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).