Czapka
listonosza
okrąża
dom.
Po chwili
dołącza
do niej
druga.
Jest trzecia.
I czwarta.
Dobrzy.
Lepsi.
Poczta
Polska
nie broni się,
lecz atakuje
za tamtą
Polskę.
Razu pewnego w Polsce,
kraju kościołów i muzeów,
mężczyzna idący wiejską drogą
napotkał dwie dziewczynki
i zaprosił je do zabawy.
Powiedział, że będzie to taka gra
dla niegrzecznych dzieci
i obiecał torebkę czekoladek.
Dziewczynki pobawiły się z nim,
a on dał im torebkę. Kiedy sobie
poszedł, zajrzały do środka,
lecz znalazły tam tylko kamienie.
W zeszłym tygodniu poszedłem
do Muzeum Narodowego,
gdzie mają obrazy ponoć
bezcenne. Usiadłem na krześle
i uciąłem sobie drzemkę. Śniłem
o śródokręciu nabierającym wody.
Zamiast pisać
o ludziach,
wolę pracować
w sklepie,
bo wtedy
widuję wielu
normalnych
ludzi,
dobrych
i wyrozumiałych,
no i te torby
z mrożonkami,
te kolory,
ta obfitość.
Wciągnął głowę
w ramiona
i pomału je
opuścił. Poprawił
chlebak
i powlókł się
ku drzwiom.
Wyszedł
na dwór,
znużonym krokiem,
lizać wilgoć liści
jak Stachura.
Cały dzień
na nogach
w biurze
festiwalowym,
a ty paradujesz
w koszuli
nocnej
przed chujem,
który zjebał
moją
debiutancką
książkę
o twojej koszuli
nocnej.
Własnoręcznie zadana
rana postrzałowa. I jeszcze
jedna własnoręcznie
zadana rana postrzałowa.
Jest i trzecia własnoręcznie
zadana rana postrzałowa.
Tak odchodzi erudyta,
widz i meloman w jednym.
Po drodze cały szereg
popsutych wózków
dziecięcych. Muszę
do domu. Wydostać się
stąd, bo cuchnie tu ludźmi
zdyscyplinowanymi.
Twój głos
wypełnia
środkową
część wiersza,
papieros
dopala ci się
w palcach,
a lali
z popielniczką
wciąż nie ma.