przejścia
maleńkie przesunięcia w obrębie rozpracowanych znaczeń
przejść powinno jak kaszel, pomniejszy krwotok – śmierć
pcheł, tych najmniejszych ze zwierząt. zwykła, codzienna
i jeśli nogi ci miękną, to dobrze – niech gna, gna, przegania
będzie ci od tego lepiej i gorzej ci od tego będzie
mieć w sobie zawleczkę, mieć w sobie zapadnię
naraz przejść z siebie w siebie i zmaleć i wzrosnąć
mieć w sobie lont
więc coś zostało i nie jest mną ani tobą
moczyłam nogi w zatrutej rzece i przez jakiś czas miałam się wyjątkowo
zdrowo: ponoć wszystko co padnie pod rządami słońca wróci deszczem
nagłą powodzią
wróci sierpniem; ambient spóźnionych pociągów nuży prędzej, prędzej i już
ten moment wieczoru, gdy chłód przypomni ogrom życia poza ciepłem:
chwastów naręcze nie harfa traw
bardzo małe ręce szorowałam z plam
wszystkie zeszły same z siebie
więc coś zostało – woda
rośnie we mnie
bezszelestnie
źródła są niecierpliwe
i jej
zbierało się na deszcz. jak oddać daremność metafory – na ile
zbędna, na ile uczciwa? napis, to nakaz jest: drzwi nie otwierać
– leżę, więc będę
leżeć uparcie, wyczekiwać. niech wycieka przez szpary
prześwity – nieszczelności; i którędy najsprawniej, którędy
najmniej ustępliwie? coraz ciszej patrzę, coraz mniej jestem
– niech wypływa
[…]
ona ma za małe ręce i serce ma zbyt drobne też: dość już
chwil rozmieniła na nic, próbując przepełznąć przez przeszłość
dość: oto doraźna rada, dobre słowo masz za free
tylko żebyś ciszę
tylko żebyś szept i
(na palcach, na palcach)
zbyt mądre ma serce: policzyła, przezornie – a jednak da się
znieść; więc weź milcz i myśl, że jeszcze kawałek, kawałeczek
łańcuszek z łez, łyk więcej
da się?
historie marne
ciastem z odpadów, bardzo małym miastem, z którego tylko wyjeżdżać i wyjeżdżać
wymęczonym hasztagiem, donikąd wąską ścieżką
i nią
w klubie, w mieszkaniach obcych, w kiblu na autostradzie:
które słowo stanie się ciałem; które ciało słowem tylko (o nim: zapomnieć
jak najszybciej)
które wyjąć łyżeczką
które ręką w jałowej rękawiczce