wiersze

Filip Matwiejczuk

Nonszalancki Pedro don Peschi

Czerwony jak czerwiec i nie pojebany,
Kiedy sra, to nie jeździ. Taki jest
Pedro don Peschi. Jeszcze w tym roku
Wyjdzie na podwórka (jebać Kraków).
Srałeś? Nie jedź, nie pisz. Poje-
Bany? To do domu. Robi ruchy i
Sprzedaje wszystko oprócz ziomków.
Nigdy nie kłamie (chyba, że na psach).
Nigdy nie był w pasach. Wszystko ma
W kieszeni. I nie wchodzi w układy.
W nowej sytuacji będzie obeznany,
Kiedy w nim nie jest nawet on sam.
Ustala to co widzi
I tyle. Dawaj mu to,
Czego potrzebuje.
Nie pogadasz z nim.
Kiedy leci, to jest korba, tak jak
Trzeba. Posłuchaj historii:
Wnętrze budynku do wyburzenia. Ściany są niebieskie.
Wchodzi Pedro don Peschi.
Pedro don Peschi: (odwala).
Nie spodziewałeś się go tak prędko?
Poczekaj, posłuchaj, to jeszcze nie koniec:
Wchodzi typ.
Odbywa się handel.
Po dokonanym handlu Pedro don Peschi wykurwia typowi w baniak z czoła.
Wchodzi policjant.
Zgarnia typa.
Pedro don Peschi znowu ocalony,
Wyczynia wywijasy i robi hałasy.
Pedro don Peschi, Pedro don Peschi.
(Na ulicy ktoś wykurwił policjantowi z bańki).

Wymowny Teodor

Nigdy już nie będę krzyczał, bo po tym
Da się tylko płakać. Ponieważ tyle
Tylko jestem w stanie z siebie
Wycisnąć wrócę do tego ile
To niesamowite ile ekspresji w jednej osobie
Może się ciągnąć i porażająca
Ilość słów gnać przez bramki moich
naszych percepcji to nie do
wytrzymania ile tylko tak
może napastować człowieka
nieprzerwanym sobą. Jedną drugą
trzecią ręką macha jak chce
nie mówiąc o łokciach imię
jego Teodor on swojego życia
metodę przewierci twoje owoce
percepcji ile tylko może i na co
tylko sobie pozwolisz. Jedno jego
zdanie urasta do wagi 10
wypowiedzi można się w nich
w każdej z nich rozgościć
i wyczuwać melodię która ci
dużo powie opowie ile tylko możliwe
to duch się tym kieruje (ma po-
parzenie które wygląda jak szynka)
ty mu niczego nie opowiesz
nie mówiąc tego wcześniej sobie
w tym czasie jego noga zdążyła
przelecieć przed twoimi oczami twarzą
równo 14 razy (ni więcej
ni mniej). najszybsze jest to
że on mógłby wam/nam wszystko
to przekazać mówiąc mówiąc
mówiąc rozbić ciasto pojemnik
ludzkich żył z głowy do głowy
rąbnięcie jego czachy jak płyta
dwubiegunowa która cię porazi
jak patrzy przed siebie o ile
żyje w oczach i uszach w
koncepcjach przed ludźmi przed
zyskiem forever ser hereticorum
zeżresz matce groszek ptysiowy
do zupy nigdy więcej dumny
kiedy on mówi patrzysz mu w oczy
i ich nie widzisz kochasz swoje matki
zwoje i przewody alchemia do zupy
Teodor mówi do ciebie ty powiesz
zdanie że czujesz ból i to jest przy-
jemne ty wybijesz pasożyta który
udaje meble w twoim miejscu
pracy twój szef nienawidzi swojej
matki, powiedział o tym, a ona
w zemście napisała książkę,
która miała ją wybielić, ale
gówno z tego wyszło, wyszła w niej
na paskudną kobietę i chujową
matkę. Teodor z nią spał i
próbował jej to wszystko wy-
perswadować, ale zagubiła się
w jego ekspresji. Nigdy jej
nie odnaleziono. Jej syn pe-
wnego dnia (po nigdy) osiągnął
fortunę i z poczucia przyzwoitości (w
końcu to matka) posłał na misję
w ekspresję Teodora kogoś na
kształt Tezeusza. Cwaniak
rozpuścił w gąszczu ekspresji
nici z sieci relacji. Na drodze
swej spotkał wielkie jasne
oczy. - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - i wtedy mógł dojść
do matki zleceniodawcy.
(W gabinecie czekał na „Tezeusza”
Razem z Bruno Latourem).
Kiedy już wyszedł, odnajdując
Się w ekspresji Teodora, doszedł
Do biura. Pozdrawiając Bruno Latoura,
Zdał matkę zleceniodawcy,
Na co on mu na to rzekł
„Dobra, dobra, dzięki. Możesz
Sobie z nią wyjść, nie chcę jej
Tu w pobliżu Bruno Latoura”.
„Tezeusz” się zaniepokoił, ale
Gość mu powiedział, że później
Sama do niego przyjdzie. Tymczasem
Teodor próbował dochodzić
Do siebie, żeby uwolnić ekspresję,
Bo za dużo się wydarzyło relacji,
A trzeba dojść od siebie do… A
W końcu sam siebie oczaruje ruchem.

Filip Matwiejczuk – ur. 1996, w 2020 zadebiutował tomem wierszy „Różaglon”. Członek redakcji pisma „Papier w dole”. Mrągowianin.

Filip Matwiejczuk