wiersze

Joanna Lech

Siejąc i niszcząc

Nie potrzebujesz języka. Mamy łuski i błoto; dom, zalany wodą
stracił szyby i teraz światło tka sieci na oknach. Możesz nazywać toszczęściem, wybuchem słońca. Powrotem. I czy już mogę powiedzieć; chciałabym, żebyś znowu krwawił, jak mięso? Woda pochłonie wszystko,słowa pękną i znikną. Cichnie szelest winyli i kroków, popatrz:
ryby podpływają tak blisko, że niemal mogą nas dotknąć.

Nie potrzebujesz języka. Ziemia wchłonęła wszystko; całą krew, liście całewe krwi. Zawinięte w papier włosy i zęby. Wszystko, co mamy, istnieje w papierze. Wszystkie ostrza są wewnątrz. Możesz nazwać to bólem, kawałkiem grudy, powrotem. Popatrz: ziemia ostrzy kamienie, rozprostowuje kości.Słowa pękają i nikną. Więc teraz z ust wychodzą nam pędy, otwieram drzwii jeśli gnijemy, możesz nazwać to szczęściem. Nazwij mnie nasionem.

Włókna

Czasem bliżej nam do popiołu; żyjemy w skrawkach, włóknach.
Kawałkach żłobień. Śnią nam się miejsca zniszczone i puste,
okna bez szyb, domy bez okien. W nocy miasto wygląda
jak przepaść, z cegieł sączy się ropa.

Czasem śnisz mi się martwy, blady jak płótno. Mogłabym pociąć cię na kawałki, zakopać. I jeśli kiedyś zabraknie powietrza, te ziarna
zakwitną i zgniją od środka. Kiedy je połkniesz, staną się włóknem, skrawkiem, kawałkiem żłobień. I czasem bliżej nam do tych znaczeń: śnisz mi się martwy, podarty jak płótno. Stojąc pod światło

jesteś zszyty z samych krawędzi; masz ich pełne usta.


931

Okoliczności wierszy

Rzeka, falujące zboże. Słońce i zapach dymu. Właściwie nie pamiętam, co było pierwsze, sen czy fraza. Najpewniej jedno i drugie przyszło jednocześnie, bo czasem, kiedy długo nie piszę, potrafią mi się przyśnić całe fragmenty. Więc sen, w którym wdrapuję się na drzewo. Stamtąd widać te wszystkie pasy pól, lasy, podwórka. Musiało być późne lato, bo trawa wciąż jest zielona, a już pali się liście. Tylko zamiast domu dziadków leżą ruiny miasta, skruszone cegły i dół pełen błota. I wtedy dotarły do mnie te słowa: siejąc i niszcząc. Stąd wiersz jest swojego rodzaju powrotem do starej obsesji, może brzydkiej i mało odkrywczej, ale prawdziwej; mianowicie – może i życie wydaje się czasem dobre i miłe, ale najczęściej nie jest. Wiec rozkład, sianie i niszczenie. Zataczanie koła. Pędy i popiół; realny obraz, nawet jeśli był tylko snem. Właściwie wystarczy i tyle.

Joanna Lech, ur. 1984 r. Poetka, autorka tomów „Zapaść” (Biblioteka Arterii, Łódź 2009) oraz „Nawroty” (WBPiCAK, Poznań 2010). Za debiutancki tom otrzymała m.in. nagrodę specjalną w X edycji Konkursu Literackiego PTWK w kategorii debiut roku oraz nominację do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Laureatka wielu ogólnopolskich konkursów poetyckich, m.in. im. K.K. Baczyńskiego, im. T. Sułkowskiego, im. S. Brzozowskiego, im. Z. Dominiaka, im. R. Wojaczka. W 2007 r. nagrodzona Grand Prix w VI konkursie im. R. M. Rilkego w Sopocie oraz nagrodą główną w XIII konkursie im. Jacka Bierezina w Łodzi.  Publikowała m.in. w „Opcjach”, „Studium”, „Tyglu Kultury”, „Ósmym arkuszu Odry”, „Arteriach”, „Portrecie”, „Toposie”, „Gazecie Wyborczej”, „Czasie Kultury”, „Tygodniku Powszechnym”, „Kresach”, „Frazie”, „Radarze”, w czasopiśmie  literackim „Red” oraz antologii „Poeci na nowy wiek” (Biuro Literackie,Wrocław 2010).  Pochodzi z Rzeszowa, mieszka w Krakowie. http://www.joannalech.pl


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.