Nikita
il. Nick Lee, Deer, CC BY 2.0

14 minut czytania

/ Obyczaje

Nikita

Oksana Shchur

„Za to kocham Berlin – to miasto uchodźców, każdy z nas ma swoją historię ucieczki przed wojną”, wzdycha Nikita, miły facet, dysydent, dziennikarz z rosyjskim paszportem

Jeszcze 4 minuty czytania


W lutym 2023 roku Nikita – tak go tutaj będę nazywać – osiedla się w Berlinie. Przyjechał z Rygi i nie wiadomo, czy uczył się tam łotewskiego, ale tu od razu zapisał się na niemiecki.

Mieszkałam wtedy w Berlinie od kilku miesięcy i po pracy chodziłam na niemiecki, na te same kursy wieczorowe na Hackescher Markt. W ten sposób dowiedziałam się o istnieniu Nikity, dysydenta i dziennikarza, bojownika przeciwko reżimowi Putina.

W naszej grupie są inni Rosjanie, ale ten jest wyrazistą osobowością. Na niemieckim Nikita przechyla się na bok, wyciąga nogi do przejścia i krzyczy ze swojego miejsca. Ma głos spikera, który sprawdziłby się na wiecach. Jednak Nikita wytrenował go podczas nagrywania podcastów. Często siedzimy plecami do siebie. Wtedy kusi, by poszukać w dysydenckim kręgosłupie Nikity wtyczki i ją wyciągnąć. Ale to przestarzała metafora z lat licealnych, kiedy wszystko wisiało na kablu. Wtedy dziewczyny i niektórzy nauczyciele bili takich chłopców po głowie podręcznikiem. Teraz już tego nie robią, są za starzy, a świat się ucywilizował. Na Zachodzie taki kiepski żart można zrobić tylko raz. (Kiedy Nikita przeczyta te wersy, od razu domyśli się, że jest to parafraza z klasycznej rosyjskiej powieści. Jej autor, Michaił Bułhakow, znany jest w Rosji właśnie z tego tekstu o diabłach i stalinowskim porządku w Moskwie. Stalinowi podobno podobała się inna jego powieść – „Biała Gwardia” – o tym, jak szlachetni Rosjanie, nieszlachetni Rosjanie, a także Niemcy i Ukraińcy walczą o Kijów. W Kijowie jest nawet muzeum Bułhakowa, do którego wcześniej przyjeżdżali rosyjscy turyści. Muzeum było tak dobrze zrobione, że właściwie wszyscy tam chodzili, ale Rosjanie traktowali je jak cel pielgrzymki i ustawiali się w kolejkach. Teraz jest tam rebranding – przecież ukraińskie instytucje kultury muszą iść z duchem czasu).

Ogólnie rzecz ujmując, Nikita jest chłopcem motorycznym. Takim, wiecie, zdolnym i zuchwałym, białozębnym, ze wspaniałą fryzurą. Bujnowłosym. Niezmiennie na czarno. Na szczęście ma dużo pracy, więc nie chodzi na wszystkie zajęcia.

Nikita jeździ na kursy na hulajnodze elektrycznej. To dla niego etap przejściowy, wkrótce przesiądzie się na rower, jak wszyscy miejscowi. Zaraz po zajęciach odpala hulajnogę, wskakuje na nią i rusza w noc, tu wcześnie robi się ciemno. Nie wiadomo, dokąd się udaje i gdzie mieszka. Ale czytam jego bloga w internecie, gdzie wszystko opisuje.

W Berlinie są dzielnice popularne wśród białych imigrantów i oligarchów, jest getto byłych kagiebistów i tych, którzy kupili obywatelstwo i zawarli związek małżeński w celu uzyskania zezwolenia na pobyt. Jednak Nikita, jak my wszyscy tutaj, mieszka w okolicy, w której udało mu się wynająć mieszkanie. Właścicielka mieszkania wygooglowała Nikitę i od razu mu je wynajęła. Przykleiła etykietę na drzwi, przyniosła dodatkowe prześcieradła. Nikita przeprowadził się w zacisze. Nadal nie wiemy, co to za dzielnica, ale Nikita spotyka tam swoich rodaków, pisze o nich. Oni są dobrzy. Nikita też jest ogólnie dobry. Miły facet z rosyjskim paszportem. Pisze też, jak w instytucjach administracji chwalą jego niemiecki. Ale, jak dotąd, nie jest to prawda. W tej chwili oboje nie jesteśmy zbyt dobrzy w niemieckim, wiem to na pewno.

Z Twittera Nikity dowiadujemy się też, że dzielenie Rosjan na dobrych i złych to przejaw głupoty. To o mnie, chociaż napisał to, zanim się poznaliśmy. Być może to melodia przyszłości, jak z tą znajomością niemieckiego.

„Trudno teraz z rosyjskim paszportem”, mówi Nikita. „Niemcy dali wizę humanitarną, bo jestem dziennikarzem i dysydentem. Ale reszta moich rodaków ma ciężko i są skazani na zagładę. W przeciwnym razie zostaną zaciągnięci i wysłani na front zachodni. A warunki tam są bardzo złe, tam zabijają. Wcześniej trzeba było chodzić do ambasad i ubiegać się o wizę Schengen, nieprzyjemny proces, ale przynajmniej możliwy, ale teraz to prawie niemożliwe, i tyle. Rosyjski paszport staje się ciężarem, piętnem, a to jest strasznie niesprawiedliwe. Z takim paszportem nie każda granica będzie otwarta i możliwa do przekroczenia. Niektórzy Rosjanie mają dwa paszporty z różnymi obywatelstwami. Ale nawet to nie zawsze pomaga!”

Nikita opowiada o tym wszystkim płynną angielszczyzną naszej koleżance z grupy. Dziś jest bez hulajnogi, czeka z nami na tramwaj, bo w Prenzlauer Berg jest koncert dobrych rosyjskich muzyków. Nie znam tego zespołu i nie wstydzę się tego. Najwyraźniej są prawdziwymi dysydentami i nie przebijają się do mediów, także międzynarodowych. Na koncert z biletami i zaproszeniami przyjeżdżają dobrzy Rosjanie z całego Berlina. Jak Ukraińcy na Żadana. Nawiasem mówiąc, koncert odbywa się w tym samym klubie, w którym ostatnio występowały Sobaky.

Tak mówi Nikita do naszej koleżanki Zary, która po wojnie w Libanie przeprowadziła się z rodzicami do Dubaju, a od pięciu lat pracuje w Berlinie. Nikita mówi, że wojna jest straszna! „Bardzo trudno było wyjechać. Dałem pięćset euro na granicy, i tyle”. – Nikita macha ręką.

Mój angielski nagle staje się niewystarczający. Ze wszystkich języków, które nas łączą – szkolnego angielskiego, podstawowego niemieckiego, rosyjskiego wyuczonego z seriali – tylko ten ostatni jest w stanie zwięźle i kompleksowo wyrazić moje emocje. Ale Nikita, native speaker, może mnie pokonać; poza tym nie stoimy twarzą w twarz. I swój pawi ogon rozkłada nie przede mną.

„Tak”, mówię, trzymając się z całych sił poręczy. „Wojna jest straszna. Zebrałam się w piętnaście minut, wyjechałam z trudem and never came back”. Jak zawsze w takich momentach, wszyscy przez sekundę czują się nieswojo. Gdzieś za szybą tramwaju migoczą mary: uchodźcy w łódce. Z jakiegoś powodu wszyscy pomyśleli o tym samym w tym samym czasie. „Ech”, wzdycha Nikita. „Za to kocham Berlin – nikt nie pyta o twoją historię, to miasto uchodźców, każdy z nas ma swoją historię ucieczki przed wojną”.

Tramwaj zwalnia. Zara, wyraźnie zainteresowana przygodami Nikity, wysiada z nim. Później siedzi z nim w ławce podczas zajęć i dużo z nim rozmawia na przerwach.

Miesiąc później inni dysydenci zrobili sesję zdjęciową słynnym rosyjskim emigrantom. Nie jest to oryginalny autorski projekt, istnieje na przykład cykl zdjęć rzeczy z walizek ucieczkowych Ukraińców. Pakując się w pośpiechu, ludzie zabierają ze sobą różne rzeczy. Zarówno cenne i drogie sercu, jak i te, które mogą być potrzebne w terenie. Zwykłym berlińczykom także zaproponowano złożenie własnej walizki ucieczkowej, a później zorganizowano z tego wystawę.

Rosjanie się wyróżniali. Słynny reżyser w kimonie na tle biblioteki wygląda na zmanierowanego i szczęśliwego, bez widocznego kompleksu ocalałego. Wybitna aktorka z pluszowym misiem. Pasuje jej to, umie pozować. Nikita wziął ze sobą do zdjęcia patelnię. Siedział więc przed kamerą w pustym berlińskim mieszkaniu, które właśnie wynajął: ramiona bezradnie opuszczone, patelnia w dłoniach.

Profesjonalny makijaż, światło, flesz – widać, że nawet sami Rosjanie są przerażeni takim cynizmem w mediach społecznościowych. Projekt został zrealizowany przez znanego fotografa, który wcześniej zdobył międzynarodowe nagrody za serię reportaży o uchodźcach.

Przypomniała mi się moja czarna sukienka, którą wzięłam na wszelki wypadek i która nadal wędruje ze mną po mieszkaniach z wciąż przyczepioną metką. Biżuteria, której nie nosiłam. Dodatkowa tubka kremu, który okazał się odpowiedni i dopiero teraz się skończył. Okazało się, jak niewiele tak naprawdę potrzebuję.

Legenda o 500 euro zaciśniętych w pięści Nikity była grubymi nićmi szyta.

Wyjechał samochodem? Rydwanem – czy co tam jeszcze pasuje? Wygląda na to, że jechał prosto do Rygi. Skąd ta patelnia? Jak na Łotwie wygląda sprawa z przyborami kuchennymi? Czy to ruch tajemniczej rosyjskiej duszy? Może to nieznana tradycja i dlatego nieopisana w książkach i programach telewizyjnych – jeździć w gości z własną patelnią? W końcu dlaczego patelnia, a nie bardziej rosyjski samowar? Być może Nikita kupił ją z pierwszej pensji. Może jego dziewczyna smażyła na niej jajecznicę na śniadanie. Być może postanowił przekazać ten znak dobrobytu z pokolenia na pokolenie, aż potomkowie wrócą do moskiewskiego mieszkania i przyniosą artefakt do postawienia na piecu i zapalenia pod nim rosyjskiego gazu, Wiecznego Płomienia?

Patelnia Nikity zrodziła wiele pytań, ale pomogła znaleźć odpowiedź na co najmniej jedno. Bo po naszej, że tak powiem, rozmowie Nikita zrozumiał, skąd jestem.

Moje imię jest dość wymowne. Oksana z Ukrainy jest jak Natasza z Rosji. Ale różne rzeczy się zdarzają. Nawet w naszej niemieckojęzycznej grupie jest czarnobrewa i kędzierzawa Raisa. Wielu uważało, że pochodzi z rosyjskiego Kazania, dopóki nie okazało się, że to tak naprawdę Raisa z Brazylii.

Od tego momentu Nikita zaczął robić dziwne rzeczy.

W jego świecie każdy musi znać rosyjski. Cóż, przynajmniej cała Europa Wschodnia lub kraje byłej Wspólnoty Niepodległych Państw lub Układu Warszawskiego. Ukraińcy rosyjski nie tylko rozumieją, ale też w nim mówią. Mój rosyjski jest taki, że Rosjanie sami przechodzą na angielski po pierwszych zdaniach. Nie wytrzymują. Chociaż mówią, że czasem dobrze mi wychodzi. Ale teraz powiedzą, co chcą.

Nikita uciekł się do taktyki swoich lat szkolnych. Jest mniej więcej w moim wieku, więc można to uznać za wspólny kod kulturowy, trudne poradzieckie dziedzictwo. Kiedy nie możesz czegoś zrozumieć lub z czymś sobie poradzić, musisz uciec się do nielogicznych kroków, aby zmylić przeciwnika i tym samym zagonić go do narożnika.

Zakrada się i mówi rosyjską frazę:

Vsjego charoszego!
Sczastływo!
Pryvjetstvuju!

Jestem zdezorientowana i kiedy zastanawiam się, jak odpowiedzieć na te proste formuły, on ucieka.

W rzeczywistości to prosty i skuteczny sposób, aby sprawić, że poczuję się bezsilna.

Chciałam nawet podejść do niego pierwsza i poprosić, żeby tego nie robił. Lub krzyknąć za nim, pokazując emocjonalną niestabilność wojennej uchodźczyni. Albo zawołać go, gdy wskoczy na hulajnogę, i powiedzieć coś, wygłosić mu przemowę, z której od razu zrozumie, że ją przygotowywałam i zbierałam się na odwagę przez długi czas.

Ale teraz jestem gotowa.

Jak tylko nagle znów powie coś po swojemu, szybko odpowiem:

„Patelnia!”.

Niech potem myśli, że to po ukraińsku „cześć”.

Słynna rosyjska poetka Marina Cwietajewa ułożyła zbiór wierszy napisanych „zamiast listu do osoby, z którą nie były możliwe inne sposoby interakcji”. Trudno postawić kropkę w krótkiej opowieści o patelni. W końcu Nikita przeczyta te zdania. Rozpozna się w obrazie artystycznym i wstawi link do tej publikacji do portfolio. Więcej grantów na rzecz przyjaźni między narodami, więcej wysiłków na rzecz promowania pozytywnych przesłań. Nikita potrzebuje projektów w Berlinie, opiekuje się ofiarami rosyjskiego reżimu, dysydentami i dezerterami, a także przeciwdziała dezinformacji. Im większe starania Nikity i wpływy finansowe z Zachodu, tym większe szanse na dobry wynik. Wszystko to musi nastąpić szybko, dopóki zachodnie fundusze wierzą, że nowo przybyli Rosjanie mają władzę i wpływy. Ale co jeszcze mają oprócz patelni, pluszowego misia i skrzyni wspomnień? Rodaków emigrantów, którym można sprzedać bilet na artystyczny wieczorek po rosyjsku w Berlinie, „bez tłumaczenia”?

Na inne treści trudniej jest zdobyć środki.

„Straciłam swój status i wszystkie regalia” – stwierdziła ze smutkiem modna rosyjska krytyczka, która teraz żyje w dostatku nad dalekim morzem. „Mogę pracować w księgarni lub opisywać papiery w archiwum muzealnym, choć wolałabym redakcję literacką” – prosi inna utalentowana literaturoznawczyni na emigracji. Inny znany wykładowca popularyzuje kino przed wąskimi kręgami diaspory zamiast w ogromnych salach, które gromadził w Moskwie i Petersburgu.

I choć Nikita pisze, że podział Rosjan według kalibrów, starożytnych terminów i palety czerni i szarości to nonsens, to jego rodacy mają pełną świadomość: ekonomia jest nie mniej ważna niż wytyczne moralne. Moskiewscy aktorzy w wieku przedemerytalnym wypuszczani są z kin i od razu wyruszają w międzynarodowe tournée, ku uciesze lokalnych fanów rosyjskich seriali. Reżyser Serebrenikow umieszcza Czechowa i Gogola na Zachodzie, kręci film o ideologu rosyjskiego narodowego bolszewizmu Eduardzie Limonowie, chłopcu z Sałtiwky w Charkowie. Kurator Marat Gelman otwiera galerię w centrum Berlina, naprzeciwko ambasady rosyjskiej, i próbuje rozpocząć od wystawy „Pokuta” ukraińsko-niemieckiego artysty medialnego. Rosyjskie media opozycyjne przenoszą się z jednego wygodnego kraju europejskiego do drugiego i na żywo zastanawiają się, czy etyczne jest dla nich wspieranie strat w ludziach wśród rodzimej armii. Aby zarobić, potrzebują rozgrzeszenia. Okazał przyzwoitość wobec zabitych cywilów w Ukrainie i napisał coś o tym w internecie; pomógł uchodźcom i napisał o tym w internecie; wpłacił pieniądze i opowiedział o tym – to wszystko życiorys do przyszłej lustracji. Przyjdzie zaraz przedłużać wizy humanitarne i zezwolenia na pobyt.

Na razie te drzwi są zamknięte i trzeba wejść przez okno, czasem aż na drugie piętro. Na przykład projekty Nikity dotyczące okupowanych terytoriów ukraińskich potrzebują naszych opowieści, komentarzy i statystyk. Tyle że Ukraińcy nie chcą rozmawiać z pracownikami Nikity. A on ma dotacje – trzeba zbierać materiały, pisać raporty.

Oprócz niemieckiego najinteligentniejsi zaczęli już w Niemczech uczyć się ukraińskiego. „To tłumi naszą wszechogarniającą nienawiść”, powiedziała jedna z moich przyjaciółek, której mąż właśnie zabija rosyjskich żołnierzy na froncie. Wchodzisz do sali koncertowej, a tam jakiś dobry chłopak z Petersburga ustawia mikrofony, mówi po ukraińsku. Od razu robi się przytulnie, swojsko.

Teraz wydaje mi się, że gdybyśmy z Nikitą chodzili na piwo, on też mówiłby po ukraińsku. Patelnia to tylko pierwsze słowo.

Przełożyła Iwona Boruszkowska

Dział ukraiński powstaje dzięki dofinansowaniu Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego oraz Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu.

Centrum Mieroszewskiego 
i Instytut Nauk o Człowieku w Wiedniu