Jeszcze 2 minuty czytania

Mirosław Filiciak

KULTURA 2.0: Czarny Atlantyk słucha przyszłości

Mirosław Filiciak

Mirosław Filiciak

14 października, już drugi raz podczas festiwalu Unsound, w krakowskim kinie Kijów wystąpi Steve Goodman a.k.a. Kode9. Jedna z kluczowych postaci światowego dubstepu, założyciel wytwórni Hyberdup, która wydaje m.in. płyty Buriala, wystąpi wspólnie z niemieckim VJ-em MFO. Wspólnie zaprezentują program inspirowany słynnym filmem Chrisa Markera z roku 1962 – „La jetée”.

„La jetée”, czyli „Taras”, zapisał się w historii kina jako prekursor „fotokastów”. To niespełna półgodzinny film zrealizowany niemal bez udziału kamery, zmontowany ze zdjęć. Nie posiada też dialogów, widzowie słyszą jedynie głos narratora z offu. Pomimo surowej formy, to jeden z najważniejszych filmów o podróży w czasie. Może właśnie dzięki formie. Co lepiej materializuje wspomnienia niż zdjęcia? I czy plik fotografii nie zachęca do swobodnego podejścia do chronologii porządkowania migawek z przeszłości, bardziej niż rejestrująca całe segmenty taśma filmowa?

Bohater „Tarasu” to jeden z nielicznych ocalałych po III wojnie światowej. Jest więźniem, wysyłanym przez swych oprawców w przeszłość, gdzie nieustannie spotyka kobietę. Jej obraz go prześladuje, więc gdy w końcu seria eksperymentów kończy się sukcesem – bohater udaje się w przyszłość, gdzie wypełnia swą misję – zamiast skorzystać z okazji by odzyskać wolność, prosi o powrót do przeszłości. Chce Ją spotkać. Ale przeszłość, jak się okazuje, posplatała się z przyszłością. Wspomnienie z dzieciństwa jest wspomnieniem własnej śmierci.

Przyszłość to temat, który fascynuje Kode9. Jego nowa płyta, „Black Sun”, to concept album, który opowiada historię apokalipsy. Choć w kontekście „La jetée” ważniejsza jest pierwsza płyta szkockiego producenta – „Memories of the Future”, do której zapewne będzie wracać w Krakowie. Fascynacja Goodmana grami z continuum czasu wykracza jednak poza muzykę. Szkot jest także teoretykiem, który zajmuje się związkami dźwięku i władzy, ale w ujęciu postkolonialnym, w którym ważniejszą od Jacques’a Attaliego (autora słynnego „Hałasu”) inspiracją jest badacz kultury afrykańskich diaspor Kodwo Eshun. Dlatego tym, co znajduje się w centrum zainteresowań Goodmana nie są eksperymenty z wykraczającym poza muzykę noisem, lecz polirytmiczny afrofuturyzm.

W swojej książce „Sonic Warfare. Sound, Affect, and the Ecology of Fear” Goodman zajmuje się dźwiękami jako narzędziem przemocy (często w bardzo dosłownym sensie – książkę otwiera historia o „sonicznych bombardowaniach” Gazy przez izraelskie myśliwce), ale też wirusem, z pomocą którego m.in. czarni muzycy infekowali (i wciąż infekują) białą kulturę. Manipulując częstotliwościami i natężeniem dźwięku, próbują zbliżyć się, czy też, jeśli chcemy uciec od wzrokocentryzmu - usłyszeć Czarny Atlantyk.

„Czarny Atlantyk” to według brytyjskiego etnografa Paula Gilroya hybrydowa przestrzeń powstała za sprawą transatlantyckiego handlu niewolnikami. Przykład globalizacji i modernizacji z czasów przednowoczesnych. Goodman wykorzystuje tę koncepcję, mieszając ją w swojej książce z wątkami z tekstów Eshuna. Przedstawia Czarny Atlantyk jako ikonę utraconej przeszłości Afroamerykanów, ale i element wyśnionej przyszłości. Narzędzie pozwalające wyrwać się „przemysłom przyszłości”, które snują wizje głównie po to, aby oddziaływać na teraźniejszość. Uciec im poprzez muzykę. I wyrównać rachunki, bo przecież „białe” science-fiction mówi najczęściej o mrocznej przyszłości: zobaczycie, będzie gorzej. Ale dla Afroamerykanów gorzej już było – przyszłość musi więc być nadzieją.

Kodwo Eshun napisał, że w muzyce Afroamerykanów dźwięki „fikcjonalizowały, syntetyzowały i organizowały się w drogi ucieczki z realnego, wrogiego środowiska”. Dlatego asynchroniczne bity, które eksplodowały w czarnej muzyce lat 70. stanowią ucieleśnienie niejednorodnej historii. W odróżnieniu od koncepcji rozwijanych w Europie, tutaj wywrotowy jest nie szum, hałas, zakłócenie, dźwiękowa usterka, lecz desynchronizacja rytmów. Wskazanie na to, że istnieją różne linie czasu. Zatarcie granic pomiędzy przyszłością i przeszłością. Także na poziomie tekstów i obrazu, czego dobrym przykładem jest album grupy Parliament „Mothership Connection”, o którym George Clinton powiedział: „Musieliśmy umieścić czarnych w sytuacjach, w których nikt nie myślał, że mogliby się znaleźć, np. w Białym Domu. Zrozumiałem, że innym miejscem, o którym nigdy nie pomyślałbyś, że znajdą się w nim czarni, był kosmos”. Kosmiczny Cadillac pomknął Czekoladową Drogą Mleczną. Czarny kosmos okazał się być znacznie bardziej przyjazny niż pustka, którą w gwiazdach spotkał choćby Major Tom.

W futurystycznej otoczce nie chodziło jednak tylko o eskapizm, ale też o przeszłość i doświadczenia porywanych z Afryki niewolników. Według Kodwo Eshuna to oni byli pierwszymi ludźmi żyjącymi w realiach science-fiction. Przecież z ich perspektywy akt porwania był równocześnie barbarzyństwem, jak i uprowadzeniem przez kosmitów.

Cały ten koncept zabawnie koresponduje z nazwą festiwalu, na którym wystąpi Kode9. Unsound to niesłyszalny dźwięk, który może być wyczuwalny fizycznie, oddziaływać na nasze organy i doprowadzić słuchacza np. do mdłości. W perspektywie przyjętej przez autora „Sonic Warfare”, unsound to broń. Jeśli więc chcecie być świadkami batalii o wizję jutra, wybierzcie się do Krakowa. Pamiętajcie jednak o słowach Jacques’a Attaliego. Nie wypatrujcie przyszłości. Nasłuchujcie jej.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.