Nasza pijana rodzina teatralna
fot. Magda Hueckel

11 minut czytania

/ Teatr

Nasza pijana rodzina teatralna

Wiktoria Tabak

„Melodramat” to dramaturgiczny kolaż, zbiór luźno powiązanych ze sobą opowieści, dla których wspólnym mianownikiem pozostaje uzależnienie – także w środowisku teatralnym

Jeszcze 3 minuty czytania

Historia dobrze wszystkim znana: ona i on. Ona to Krystyna, on to Kuba. Oboje są bardzo eleganccy: on nosi prochowiec i kapelusz, ona sukienkę za kolano i buty na obcasie (kostiumy: Anna Met). Noc, spotkanie, dym w powietrzu, wiatr targający zasłony, spojrzenia, długie pocałunki, erotyczne napięcie. Potem już tylko morze namiętności i wielka miłość. Na konsekwencje przyjdzie jeszcze pora. Na przykład wtedy, gdy para niepostrzeżenie przemieni się w trójkąt: ona, on i butelka wódki.

„Melodramat” Anny Smolar otwiera taka właśnie klisza, po której następuje – i liryczna, i zmysłowa – sekwencja ruchowa w choreografii Karoliny Kraczkowskiej. Trzy pary, poruszające się po parkiecie na planie trójkąta, na zmianę przyciągają się i odpychają, podnoszą się i upadają, uciekają od siebie i zlewają się w jeden dysfunkcyjny organizm. Ani rama nie jest więc wyjątkowa, ani tym bardziej nie są wyjątkowi jej bohaterowie, zapożyczeni z „Pętli” Marka Hłaski . Skądś już to znamy, gdzieś już to widziałyśmy.

Twórczynie warszawskiego spektaklu nie poprzestają jednak wyłącznie na przywoływaniu, czy nawet na rozmontowywaniu wytartych kulturowych reprezentacji – to by było zbyt proste. Zamiast tego tworzą zaskakującą nieromantyczną opowieść o wielu Krystynach i o różnych Kubach, o uzależnionych i współuzależnionych. Przede wszystkim jednak – o surowej codzienności, o dynamice ich relacji, tak odległej od wyobrażeń i schematów, na kanwie których zbudowane zostały scenariusze romansów wszech czasów.

Koło ratunkowe

Opowiadanie Hłaski otwiera zdanie: „Z dobrą kobietą nie boli życie”. „Pętla” jest w całości podporządkowana Kubie, to on zmaga się z chorobą alkoholową i to jego przeżycia oraz dylematy znajdują się w centrum uwagi pisarza. Krystyna stanowi tu zaledwie tło, fantazję wypełnioną cechami stereotypowo przypisywanymi kobietom, opiekunkom. Łapię się nawet na tym, że sama prawie nie zauważam Krystyny w tej opowieści. Nie wiem, kim ona jest ani co myśli czy czuje. No może poza tym, że bardzo kocha Kubę i chociaż wiele razy już od niego odchodziła – zawsze wracała.

Krystyna jest też dzielna, a przynajmniej tak określa ją Hłasko. Gdy Kuba cierpi, Krystyna próbuje mu w tym cierpieniu ulżyć. Gdy Kuba opowiada o swoich problemach, Krystyna go słucha. Gdy Kuba upada, Krystyna stara się go podnieść. Jednak czegokolwiek by nie zrobiła i jak dobrą (co to właściwie znaczy?) kobietą by nie była, ostatecznie i tak nie może go uratować. Postać Krystyny nie interesowała za bardzo ani Hłaski, ani Wojciecha Jerzego Hasa, który w 1958 roku przeniósł „Pętlę” na ekran. Zapewne dlatego jej historia w obu przypadkach kończy się w momencie samobójczej śmierci Kuby. Co wydarzyło się potem? Czy została tłem dla kogoś innego, czy odzyskała podmiotowość i niezależność, czy wreszcie zadbała o siebie, czy wyszła ze spirali współuzależnienia? Nie wiadomo.

Niekonwencjonalną fantazję na temat Krystyny snują dopiero twórczynie „Melodramatu”. Niekonwencjonalną, bo jej relacja z Kubą zostaje umieszczona nie tylko – co oczywiste – w wymiarze romantycznym, ale też w wymiarze zawodowym, przyjacielskim czy nawet rodzicielskim. Współuzależnienie nie zna płci ani orientacji psychoseksualnej, może przydarzyć się każdemu i każdej w jakimkolwiek układzie międzyludzkim. Nie dziwi więc wybór formy spektaklu. „Melodramat” to dramaturgiczny kolaż, zbiór luźno powiązanych ze sobą opowieści (przeplatanych wierszami Natalii Fiedorczuk), dla których wspólnym mianownikiem pozostaje uzależnienie i ci sami – chociaż powracający w różnych odsłonach – bohaterowie.

Melodramat, Teatr Powszechny w Warszawie, premiera: 20 maja 2023„Melodramat”, Teatr Powszechny w Warszawie, premiera: 20 maja 2023Z jednej strony mamy tu do czynienia z wyjaskrawioną do granic romantyczną ekspresją: głównym elementem scenografii Anny Met jest skała, którą momentami przysłania melancholijna mgła, na scenie dominuje raczej półmrok, chwilami przetykany zielono-niebieskimi światłami wyreżyserowanymi przez Monikę Stolarską, a w tle pobrzmiewają nastrojowe kompozycje zespołu Enchanted Hunters (Magdalena Gajdzica, Małgorzata Penkalla). Z drugiej jednak – ten ostentacyjny romantyzm cały czas jest odsłaniany, nie możemy się do końca w niego zanurzyć i odpłynąć. Karolina Adamczyk, Michał Czachor, Anna Ilczuk, Andrzej Kłak, Karolina Kraczkowska oraz Julian Świeżewski na zmianę są w „Melodramacie” i Krystynami, i Kubami, a także (choć rzadziej) innymi osobami.

Anioł, nie kobieta

Jedna z pierwszych części „Melodramatu” rozgrywa się na planie filmowym, za wyobrażonymi kulisami „Pętli”. W fabularnym debiucie Hasa rola Kuby przypadła Gustawowi Holoubkowi, a rola Krystyny – Aleksandrze Śląskiej. U Smolar Śląską grającą Krystynę gra Karolina Adamczyk, a Holoubka grającego Kubę – Andrzej Kłak.

Zaczyna się od sporu między aktorką a Mieczysławem Jahodą (Julian Świeżewski) i Wojciechem Hasem (Michał Czachor). Przyczyna konfliktu: diametralnie różne wyobrażenia na temat misji i obowiązków kobiety. Reżyser wraz z operatorem upierają się, że Krystyna musi być łagodna, dobra, cierpliwa i skora do poświęceń. Nie powinna okazywać złości, znużenia czy irytacji, a już zwłaszcza – zrzucać na Kubę swoich zmartwień (zresztą, dywagują, jakie ona w ogóle może mieć zmartwienia?), bo jeszcze ktoś – któryś z widzów, oczywiście – mógłby pomyśleć, że to wcale nie choroba alkoholowa, tylko Krystyna była przyczyną jego samobójstwa.

„Ustawimy ci piękny kadr, ty się po prostu wkomponuj, nie psuj tego!” – mówi Has, a wtóruje mu Holoubek: „Jest wiele aktorek, które mogą to zagrać”. Tylko tyle i aż tyle: stań, dobrze wyglądaj, uśmiechnij się i nie przeszkadzaj. Brzmi znajomo?

fot. Magda Hueckel

Żeńska bohaterka jest w „Pętli” dodatkiem do męskiego bohatera – to wiemy. Ale podobnie rzecz się ma w przypadku aktorek: ze Śląskiej próbuje się zrobić ładne akcesorium, posłuszny rekwizyt. Na szczęście w „Melodramacie” odtwórczyni roli Krystyny zyskuje głos. Buntuje się, próbuje walczyć o swoją artystyczną autonomię, dopomina się o zwrócenie uwagi nie tylko na uzależnionego, lecz również na współuzależnioną. Nie jest łatwo, patriarchalne przyzwyczajenia nie dają za wygraną, lecz przynajmniej udaje jej się wyjść poza z góry przypisaną rolę niemej ratowniczki.

Pijany teatr

„Melodramat” nie jest pierwszym spotkaniem Anny Smolar z tematyką uzależnienia. W ubiegłym roku była kuratorką cyklu rezydencyjnego „Twarda miłość” w Komunie Warszawa, w ramach którego powstał spektakl o doświadczeniach dorosłych dzieci alkoholików (DDA) – „O czym tu gadać, jeśli nie ma o czym mówić” Łukasza Horbówa, Karoliny Pawelczyk i Bożny Wydrowskiej. Twarda miłość, w dużym skrócie, oznacza zdolność do podejmowania trudnych decyzji w stosunku do bliskich; to stawianie granic, brak zgody na krycie bądź usprawiedliwianie uzależnionego i odmowa chronienia go przed konsekwencjami jego własnych czynów. W „Melodramacie” Smolar mówi: sprawdzam. Reżyserka podejmuje próbę przetestowania tej koncepcji w hipotetycznych, codziennych sytuacjach. W pierwszej kolejności – tych zawodowych.

Co zatem się stanie, gdy jedna z aktorek (nazywana Kubą) zagra w przedstawieniu, będąc pod wpływem alkoholu? Nie wypowiada wielu kwestii, porusza się chwiejnym krokiem pomiędzy elementami scenografii, utrudnia granie pozostałym osobom. Po wszystkim znika i przestaje odbierać telefon, a popremierowe pokazy stają pod znakiem zapytania. Obsada (złożona z czterech Krystyn) domaga się zdecydowanej reakcji dyrektora (również nazywanego Krystyną): zapewnienia podstawowego komfortu i bezpieczeństwa pracy, przestrzegania praw pracowniczych oraz wyciągnięcia konsekwencji wobec artystki: „Przepraszam, ale ja nie będę nikogo pilnował, bo to nie jest mój obowiązek. Moim obowiązkiem jest przyjść i zagrać spektakl, i zagrać ten spektakl w warunkach poprawnych” – powie jedna z Krystyn.

Paradoksalnie dużo w tej sekwencji humoru – choć to raczej humor zmęczonych i bezradnych – ale jest w niej też coś porażającego. I nie chodzi tylko o wypowiedzenie na głos tajemnic środowiska, funkcjonujących jedynie w obiegu plotkarsko-kuluarowym, czy nawet o nazwanie tej sytuacji wprost – grupowym współuzależnieniem. Lecz również o uczciwe zobrazowanie trudności w stawianiu granic pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym w branży, w której te porządki nieustannie na siebie nachodzą. Nadal brakuje konkretnych rozwiązań, narzędzi i struktur realnie chroniących pracowników i pracownice instytucji kultury przed różnymi formami nadużyć. A przecież teatr to głównie miejsce pracy.

Przez cały ten akt światła na widowni pozostają zapalone. To prosty gest, który utrudnia schowanie się w komfortowym mroku niewiedzy i przypomina o współodpowiedzialności za kształt środowiska teatralnego (które wszyscy, jako praktycy, teoretyczki, krytyczki, kuratorzy, współtworzymy), a także – za podtrzymywanie zmowy milczenia wokół uzależnienia. Nie potrafię sobie przypomnieć, czy wcześniej ktoś opowiedział ze sceny tak dosadnie i tak rzeczowo o chorobie alkoholowej, z którą zmagają się twórcy teatralni, a w konsekwencji także cały ekosystem instytucjonalny. Chyba nie.

Kamień na sercu

Koniec „Melodramatu” – inaczej niż pozostałe fragmenty – jest nieoniryczny, szorstki i surowy. Tematem kameralnej rozmowy pomiędzy (dosłownie) dźwigającą kamień Krystyną (Anna Ilczuk) a landlordką (Karolina Adamczyk) niosącą kwiatek jest decyzja o zakończeniu relacji z osobą uzależnioną. Wybór spokojnego poranka bez lęków o to, czy (i w jakim stanie) on wróci do domu. Wybór, przez który Krystyna boi się, że dzieci w przyszłości mogą mieć do niej pretensje. Wybór, który wiąże się z naruszeniem ekonomicznej stabilności. Ale też – wybór życia zamiast powolnego umierania i nieustannego ratowania kogoś, na kogo nigdy nie można liczyć. Wybór to strach przed zaczynaniem wszystkiego od nowa, przed tym, czy jeszcze kiedyś się kogoś pokocha i czy się komuś zaufa, mając takie doświadczenia.

reżyseria, scenariusz: Anna Smolar
wiersze: Natalia Fiedorczuk
scenografia i kostiumy: Anna Met
choreografia: Karolina Kraczkowska
muzyka: Enchanted Hunters (Magdalena Gajdzica, Małgorzata Penkalla)
światła: Monika Stolarska
obsada: Karolina Adamczyk, Michał Czachor, Anna Ilczuk, Andrzej Kłak, Karolina Kraczkowska, Julian Świeżewski

Głównie jednak przed tym, że osoba uzależniona – pozostawiona sama sobie – może po prostu umrzeć. Decyzja o odejściu przeraża, bo jakkolwiek źle by w takim związku było, sinusoidalna dynamika charakteryzująca życie z osobą uzależnioną to najczęściej jedyna znana dynamika. Każdy alternatywny wobec niej scenariusz wydaje się za trudny nawet do wyobrażenia, a co dopiero do zrealizowania.

Ta ostatnia scena złamała mi serce. I zapewne złamie je każdemu, kto sam był bądź jest współuzależniony albo znał kogoś w takiej sytuacji. Ale „Melodramat” – choć jest spektaklem raczej smutnym – działa też jak plasterek. Kojące zapewnienie: hej, nie jesteś z tym sama, wiemy, co czujesz i przez co przechodzisz lub przechodziłaś. To cenne.