Pornofikcje
fot. Diego Astarita

7 minut czytania

/ Teatr

Pornofikcje

Wiktoria Tabak

„Fuck Me” Mariny Otero jest swego rodzaju autobiografią, tyle że skonstruowaną ze wspomnień i archiwalnych materiałów, z fikcji, fantazji i fetyszy

Jeszcze 2 minuty czytania

„Zawsze wyobrażałam sobie siebie jako heroinę stojącą na środku sceny, biorącą odwet na wszystkich. Ale moje ciało nie zniosło takiej ilości walki. Dziś oddaję przestrzeń innym. Obserwując, jak użyczają swoich ciał mojej narcystycznej sprawie” – mówi Marina Otero w „Fuck Me”. Spektaklu dramaturgicznie precyzyjnym i doskonale grającym z teatralną formą.

O zemście i dominacji

Choreografka Marina Otero niedawno przeszła poważną operację kręgosłupa. Porusza się z trudem, głównie siedzi z boku pustej, zalanej czerwonym światłem sceny i wydaje komendy aktorom (Augusto Chiappe, Fred Raposo, Juan Francisco, Lopez Bubica, Matías Rebossio, Miguel Valdivieso). Czasem używa do tego megafonu, by jeszcze wzmocnić swoją dominującą – choć jednocześnie przecież słabą i nieco bezsilną – pozycję.

Historię jej życia i twórczości opowiadają ciała pięciu zdrowych, dobrze zbudowanych i modelowo przystojnych mężczyzn reprezentujących członków armii morskiej. Pięciu, bo szósty podobno zrezygnował z udziału w spektaklu z powodu zbyt wielu scen nagości. Na wstępie każdy z nich otrzymał imię Pablo, liczbę porządkową i mundur, który od czasu do czasu miał zakładać. „To forma zemsty na mężczyznach, którzy manipulowali mną i moim życiem” – tłumaczy Otero. Ale nie tylko. To też nawiązanie do trudnej, długo skrywanej rodzinnej historii performerki: jej dziadek, Jose Francisco Otero, był, w najbardziej krwawym momencie dyktatury, oficerem wywiadu argentyńskiej marynarki wojennej, na której cześć nazwano ją Mariną.  

„Fuck Me” jest swego rodzaju autobiografią, tyle że skonstruowaną trochę ze wspomnień i archiwalnych materiałów, a trochę z fikcji, fantazji i fetyszy. To zresztą trzeci – po „Andrei” (2012) i „Remember 30 Years to Live 65 Minutes” (2015) – projekt, w którym Otero przetwarza w ten sposób swój życiorys. Zapowiada, że będzie to robić aż do śmierci („Lubię mówić o sobie, a jeśli ja nie będę, to kto to zrobi?”), bo chociaż na scenie problematyzuje i pokazuje różne wymiary przemocy (artystycznej, genderowej, rasowej czy seksualnej), to zdecydowanie najbardziej bezwzględna pozostaje wobec siebie – swojego ciała i swojej historii.

Zwłaszcza gdy wyświetla na ekranie szczegółową dokumentację wizualną z przebiegu swojej operacji i rekonwalescencji. Rejestracja zniewolonego przez ból, unieruchomionego w szpitalnym łóżku ciała jest przeplatana nagraniami z przeszłości, na których widać Otero wykonującą wymagające choreografie. Kontrast między niegdyś bardzo sprawnym fizycznie, krzepkim, młodym ciałem, którego granice Otero próbowała przekraczać w swojej praktyce artystycznej, a obecnym: zranionym, niedysponowanym, starzejącym się, jest tu ciągle uwypuklany. To na tym kontraście – i na związkach przemocy ze stratą, przemijaniem oraz przyjemnością – opiera się też paradoksalna relacja władzy i zależności pomiędzy kruchą, ale dominującą kobietą a silnymi fizycznie, atletycznymi, lecz całkowicie zdominowanymi, upokorzonymi i podporządkowanymi jej mężczyznami.

Po „Fuck Me” Marina Otero została okrzyknięta międzynarodową sensacją i chociaż nie przepadam za takimi etykietami, to rzeczywiście, dawno nie widziałam w teatrze podobnej energii – bezpruderyjnej, gniewnej, rozszczelniającej, radykalnej, samoświadomej i zachłannej. W rozmowie po spektaklu (pokazywanym w Polsce w ramach czwartej edycji organizowanego przez warszawski Nowy Teatr festiwalu Nowa Europa) Otero przyznała też, że dopiero po tym projekcie zaczęła utrzymywać się z pracy artystycznej, choć tworzy od lat.

Zapewne dlatego kruchość ciała, o której mowa w „Fuck Me”, związana jest także z ekonomicznym wymiarem produkcji sztuki. Ciało choreografki, będące przestrzenią i zarazem narzędziem jej ekspresji, poddawane intensywnemu wysiłkowi fizycznemu, silnie doświadcza upływającego czasu. Przy tym jednocześnie jest narażone na liczne kontuzje podczas pracy, która często nie zapewnia nawet minimalnego poczucia bezpieczeństwa, jakim jest, na przykład, ubezpieczenie zdrowotne. Przynajmniej dopóki nie zostanie zalegitymizowana w obiegu festiwalowym (dodajmy: głównie w tym wciąż dominującym – europejskim) dzięki nagrodom czy innym formom rynkowej walidacji.

S czy M?

W „Fuck Me” Otero wskazuje na płynność tożsamości, ciała, ról i oczekiwań społecznych oraz na performatywne aspekty zachowań związanych z płcią. Apogeum osiąga, gdy każe Pablom zrekonstruować ostatnią sfilmowaną przed operacją próbę, podczas której w rytm tandetnie romantycznej muzyki wiruje w tańcu z różnymi mężczyznami, a oni przerzucają ją sobie z rąk do rąk, ostatecznie sprowadzając do roli obiektu seksualnego. Co się stanie, jak zmienią się nasze emocje, jeśli powtórzymy tę historię, umieszczając w centrum mężczyznę albo transpłciową kobietę? Co wtedy zobaczymy w tej scenie – odczuwaną przez nich przyjemność wynikającą z pożądanej uległości czy przemoc?

Ale siebie samą Otero też ciągle odsłania i wystawia na upokorzenie. Gdy błagalnym głosem, ze łzami w oczach krzyczy do megafonu skierowanego w stronę widzek, uderzając się mocno w waginę: „Pierdol mnie, pierdol mnie, pierdol mnie”. Gdy nazywa siebie „suką, zdzirą i latynoską laleczką”. Gdy opowiada o swoich fantazjach seksualnych, o tym, z kim i gdzie uprawiała seks oraz z kim i gdzie chciałaby go uprawiać, ale nie ma już siły, bo ciało odmówiło jej posłuszeństwa.

Odpowiedź na pytanie o to, kto tu właściwie kogo seksualizuje, nie jest jednoznaczna i nie może ignorować spojrzenia publiczności, do której twórcy często zwracają się wprost. A zatem: co czuję, gdy patrzę na nagie, atrakcyjne ciała na scenie? Czy odczuwam przyjemność? Czy mnie to podnieca, a może oburza? Czy czuję wstręt (do siebie, do innych)? Do czego nie chcę się przyznać (przed sobą, przed innymi)? Za pomocą jakich kategorii odbioru pozwalam sobie analizować ten spektakl?

Autobiograficzna fikcja

Reżyseria i dramaturgia: Marina Otero
Scenografa, światło, kierownictwo techniczne: David Seldes, Facundo David
Reżyseria świateł: Adrián Grimozzi
Kostiumy: Uriel Cistaro
Muzyka: Julián Rodríguez Rona
Występują: Augusto Chiappe, Juanfra López Bubica, Fred Raposo, Matías Rebossio, Miguel Valdivieso, Cristian Vega, Marina Otero

Do braw Marina Otero wychodzi tanecznym krokiem i wraz z pozostałymi performerami rozpoczyna dynamiczny, kilkuminutowy bieg wokół sceny. Po jej wcześniejszej, lekko przygarbionej pozycji i trudnościach z poruszaniem nie ma już śladu.

Czy wobec tego wszystko, co dotąd zobaczyłyśmy, było tylko precyzyjnie obmyśloną fikcją artystyczną? Manipulacją? Nie do końca. Choreografka faktycznie przeszła skomplikowaną operację kręgosłupa w trakcie pracy nad „Fuck Me”, ale dzięki rehabilitacji częściowo odzyskała wcześniejszą kondycję. „Tak było niedawno, ale tak jest teraz” – krzyczy do publiczności. Choć, oczywiście, nie musimy jej w nic wierzyć.