Trochę śmiesznie, trochę strasznie
fot. HaWa

7 minut czytania

/ Teatr

Trochę śmiesznie, trochę strasznie

Wiktoria Tabak

W spektaklu „Śmieszy cię to?” Michała Buszewicza nie ma moralizatorstwa. Są za to niewypowiedziane pytania skierowane w stronę publiczności o to, z czego tak naprawdę się śmiejemy

Jeszcze 2 minuty czytania

Czy farsa musi być śmieszna? To przewrotne pytanie zadał w trakcie rozmowy z widzkami reżyser i autor scenariusza spektaklu „Śmieszy cię to?” Michał Buszewicz. Pierwsza odpowiedź, która przyszła mi na myśl, to: „Tak, oczywiście, przynajmniej powinna”.

Tylko że sam Buszewicz nie tyle zrealizował w Łodzi farsę, ile raczej zaproponował o niej opowieść. To znaczy odtworzył na scenie znajome ramy i ograne struktury, na których zbudowane są współczesne farsy teatralne (szczególnie te brytyjskie, takie jak „Mayday” czy „Okno na parlament”), ale niedokładnie, bo z inaczej porozkładanymi akcentami. Tak jakby oczekiwał od publiczności czegoś więcej niż tylko pustego śmiechu. A czego oczekiwała publiczność? 

Farsa, gatunek podrzędny

Przez pięć lat moich studiów teatrologicznych farsa pojawiła się na zajęciach tylko w kontekście historycznym. Przy okazji fars ludowych, później mieszczańskich czy rodzimych komedii mięsopustnych – lekkich, w dużej mierze improwizowanych utworów służących karnawałowej rozrywce niższych warstw społecznych.

O współczesnej formie tego gatunku mało się mówi i jeszcze mniej pisze, bo zdecydowana większość redakcji nie zamawia u krytyczek recenzji z kolejnych premier tekstów Raya Cooneya. I trudno się dziwić, bo sposoby wystawiania tych sztuk są z góry określone i przewidywalne, co nie sprzyja reżyserskiej dezynwolturze czy idącym w poprzek autorskim interpretacjom. Ale nie o to też w nich chodzi i nie to jest ich celem.

Choć farsy są grane i z powodzeniem zapełniają całe widownie różnych – nie tylko tych rozrywkowych – teatrów, to jednocześnie traktowane bywają jak podrzędny gatunek. Nierzadko łączy się to, podobnie jak kilka wieków temu, z klasowymi hierarchiami odbiorczymi. Szczególnie jeśli w grę wchodzi poczucie humoru i pytanie o to, co i dlaczego nas śmieszy albo i nie śmieszy.

Przed laty Jessica Milner Davis w książce „Farce”, obszernym studium poświęconym temu gatunkowi, pisała o dwóch przyczynach takiego stanu rzeczy. Po pierwsze, dość późno wyodrębniono farsę w terminologii dramatycznej. W dodatku próbowano ją wpisać w rozszerzoną arystotelesowską zasadę odróżniania tragedii od komedii w zależności od tego, czy pokazują one ludzi lepszych czy gorszych niż w rzeczywistości. W ten sposób wyobrażenia o postaciach z niższych klas społecznych, niestroniących od wulgaryzmów, grubiańskich żartów czy pozbawionych eleganckich manier, przylgnęło do tego typu tekstów, lokując je w dole repertuarowych hierarchii. Po drugie, farsa początkowo wykorzystywana była jako komiczny wypełniacz wieczornego programu teatralnego, dodatek do sztuki poruszającej poważniejsze tematy, i dopiero z czasem zaczęła funkcjonować autonomicznie.

fot. HaWa

Konwencja

Buszewicz sprawnie przeanalizował schematy dramaturgiczne popularnych fars i z rozmachem wykorzystał je w swoim tekście. Rodzina – jest, tajemnica – jest, hotel – jest, nieporozumienia – są, zbiegi okoliczności – są.

Fabuła powstała z charakterystycznych i piętrzących się powtórzeń, a publiczność standardowo została obsadzona w uprzywilejowanej pozycji – widzi każdą ze stron i wie więcej niż bohaterowie. Stopniowe Śmieszy cię to?, Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi, premiera: marzec 2024„Śmieszy cię to?”.
Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi,
premiera: marzec 2024
napięcie budują w łódzkim spektaklu również świetne motywy muzyczne Baascha oraz światła Rafała Parandowskiego. Z kolei rozbuchane i wyraziste kostiumy Lil Slay są queerowym komentarzem do konserwatywnej farsowo-hotelowej konwencji.

Konflikty komiczne przybierają tu rozpoznawalne kształty, ale tylko do pewnego momentu. Różnicę dostrzegam w tempie. „Śmieszy cię to?” rozkręca się bowiem wolniej od typowych brytyjskich fars; ma też więcej refleksyjnych momentów, które zmieniają dynamikę gry. Obserwujemy zatem znajomą sytuację, która toczy się nieco inaczej, niż początkowo mogłybyśmy tego oczekiwać. Kontur ten przekrzywia się zresztą stopniowo aż do przejmującej końcówki, całkowicie wymykającej się komicznemu rejestrowi. Wracamy więc do pytania z początku tekstu: czy farsa musi być (tylko) śmieszna?

Rodzinna kula śnieżna

Żeby nie było – łódzki spektakl bywa też zabawny. Przyglądamy się w nim losom rodziny Jonesów. Rodzina, jaka jest, każdy widzi. Młode małżeństwo, Caroline (Karolina Bednarek) i Paul (Paweł Kos), mieszka pod jednym dachem z rodzicami mężczyzny: Mirą (Mirosława Olbińska) i Stanleyem (Sławomir Sulej). Bohaterowie są zmęczeni swoim życiem i sobą nawzajem. Rezerwują więc – osobno i w tajemnicy przed pozostałymi – pokój w hotelu, by odetchnąć i zaznać odrobiny spokoju, o którym marzą. Na skutek niefortunnej pomyłki recepcjonistów, Rose (Rozalia Rusak) i Marlona (Maciej Kobiela), wszyscy Jonesowie zostają zameldowani w tym samym pokoju hotelowym. Jednak zaprojektowane przez Barbarę Hanicką wnętrza wypełnione windami i rozlicznymi drzwiami oraz piętrzące się intrygi pracowników (pod okiem węszącej spisek szefowej granej przez Magdalenę Kaszewską) sprawiają, że Jonesowie wpadają na siebie dopiero pod koniec przedstawienia.

Jak się z czasem okaże, samotność wcale nie jest miła i przyjemna. Seria pomyłek doprowadzi Jonesów do momentu, w którym odkryją, że czasem trzeba zrobić krok w tył, by spojrzeć na ludzi, z którymi dzieli się codzienność, w inny sposób. I to jest, oczywiście, banalne stwierdzenie, ale na scenie nie ma wydźwięku banału, głównie dzięki rewelacyjnej finałowej choreografii Katarzyny Sikory. Mocno wybrzmiewa tu wpisana w ciało tęsknota za tym, co było kiedyś, ale i za sobą z przeszłości – za większą otwartością, spontanicznością, lekkością oraz odwagą. Czy po tych wszystkich wydarzeniach Jonesowie spojrzą na siebie z większą empatią, czy jednak powrócą do rutyny swoich relacji?

Śmiejesz się?

Reżyseria i tekst: Michał Buszewicz
Scenografia: Barbara Hanicka
Kostiumy: Lil Slay
Muzyka: Baasch
Choreografia: Katarzyna Sikora
Reżyseria światła: Rafał Paradowski
Obsada:: Karolina Bednarek, Magdalena Kaszewska, Maciej Kobiela, Paweł Kos, Mirosława Olbińska, Rozalia Rusak, Sławomir Sulej.

Buszewicz oprócz diagnozy relacji międzyludzkich zmieścił w „Śmieszy cię to?” też inne, zdawałoby się, poboczne wątki, dzięki którym bohaterowie jego sztuki nie stają się taśmowymi figurami złożonymi z wytartych gagów, lecz są pełnokrwiści i bardziej ludzcy.

Być może recepcjoniści pomylili się przy rezerwacjach przez przypadek, a być może – jak zdaje się nieśmiało sugerować autor – to efekt zmęczenia wielogodzinną pracą bez wolnych weekendów na umowie zlecenie. Nie ma w tym jednak moralizatorstwa. To raczej niewypowiedziane pytania skierowane w stronę publiczności o to, z czego tak naprawdę się śmiejemy. Czy śmieszy nas dwójka całujących się lub płaczących mężczyzn? Przepracowani i zagubieni w korytarzach recepcjoniści? A może małżeństwo z kilkudziesięcioletnim stażem niemogące już na siebie patrzeć i odzywające się do siebie z nieskrywaną irytacją? Albo zawieszona w przeszłości kobieta, której życie okazało się w dużej mierze rozczarowujące? Jeśli tak – to co skrywa ten śmiech?