Jeszcze 2 minuty czytania

Jakub Socha

SAM NIE WIEM:
Kompania braci i sióstr. Wersja niemiecka

Jakub Socha

Jakub Socha

Zaczęło się w drugiej połowie marca, a tak naprawdę 1 września 1939 roku. Skoncentrujmy się jednak na najnowszej historii. W okolicach Wielkanocy niemiecka telewizja ZDF zaprezentowała trzyodcinkowy serial „Nasze matki, nasi ojcowie”. Jej bohaterami jest piątka berlińczyków: dwie kobiety i trzech mężczyzn. Spotykamy ich po raz pierwszy w maju 1941 roku w małym lokalu; będzie to ich ostatnie wspólne spotkanie – wojna rozerwie więzi, namiesza im w głowach i połamie niemieckie serca. Wilhelm i Friedhelm, dwaj bracia, wylądują w armii. Żołnierka zamieni jednego z nich w balansującego na granicy szaleństwa zabójcę, drugiego zmusi do dezercji. Charlotte, potajemnie zakochana w Wilhelmie, zostanie sanitariuszką w szpitalu polowym, co szybko wyleczy ją z faszystowskich zaklęć. Greta wejdzie do łóżka SS-mana, by załatwić sobie karierę estradową i papiery dla swojego chłopaka Victora, który jest Żydem. Victor, zamiast w Ameryce, ostatecznie wyląduje w pociągu do obozu Auschwitz-Birkenau, a następnie wśród polskich partyzantów. I to właśnie sposób, w jaki przedstawiono naszych, sprowokował awanturę.

Philip Kadelbach, reżyser serialu, rzeczywiście przesadził – spośród wszystkich nacji pokazanych w niemieckiej produkcji Polacy wydają się najbardziej odpychający. Oddziałowi przewodzi obwieszony medalikami brodacz, uśmiechający się cynicznie pod wąsem, jego koledzy to banda nie umytych prostaków: porywczych i prymitywnych antysemitów. Znęcają się nad Victorem, nie chcą uwolnić Żydów z przejętego transportu, nawet bić się niespecjalnie potrafią. To oczywiście nie jedyny problem z „Naszymi matkami, naszymi ojcami” – całość ma wymowę niesmacznie perswazyjną, jest intensywną próbą przeforsowania myśli, że wojna jest zła, na wojnie bywa różnie, a ludzie też są różni. Pełna zgoda dla tego odkrycia, tylko jakoś tak dziwnie się składa, że prawie wszyscy drugoplanowi bohaterowie, którzy zjawiają się na chwilę w tej kilkugodzinnej opowieści, są jakoś bardziej różni od czołowych postaci. Bardziej interesowni, bardziej podatni na manipulacje, mniej sympatyczni. A przyjaciele w gruncie rzeczy chcą dobrze, tylko reszta im przeszkadza; reszta gwałci, donosi, wykorzystuje przemoc do własnych celów – to z przyjaciółmi widz pozostaje najdłużej, to przyjaciele symbolizują los statystycznego Niemca podczas wojny. Z tymi Niemcami, jak wiadomo, podczas wojny bywało jednak różnie.

Ciekawe, że w serialu wśród Niemców w zasadzie wredni są tylko: samotna kobieta z dołów społecznych, która przejęła mieszkanie po Żydach, oraz niewyżyty seksualnie SS-man sadysta. Ciekawe, że jedyna Rosjanka, która okazuje się w sumie całkiem dobrym człowiekiem, to ta, która została wcześniej uratowana przez Charlotte. Jednak nie ma co się aż tak bardzo tym wszystkim zdumiewać – w tandetnym kinie historycznym właśnie w taki sposób rozdziela się racje, i nie jest to tylko domeną Niemców. W naszych serialach i filmach historycznych, których jeszcze nie tak dawno było zatrzęsienie, też trudno znaleźć jakieś przesadne subtelności.

Serial jest grubymi nićmi szyty, choć porządnie skręcony – pod tym względem na głowę bije nie tylko rodzimy „Czas honoru”, ale i „Tajemnicę Westerplatte”. Pewnie w ogóle nie powinien się zdarzyć, chociaż z drugiej strony – gdyby się nie zdarzył, nie uruchomiłby lawiny, która zdolnemu scenarzyście może posłużyć za materiał na niezły scenariusz.

Po emisji serialu w niemieckiej telewizji zaprotestowała polska ambasada, a prezes TVP Juliusz Braun, napisał do szefa ZDF list z zażaleniami. „To wyobrażenie nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną i dlatego musi zostać potępione i odrzucone (...). To nie przystoi tak poważnej stacji, jaką jest zaprzyjaźniona ZDF”. W odpowiedzi dyrektor generalny niemieckiej ZDF Thomas Bellut ubolewał na tym, że Polscy widzowie mogli poczuć się dotknięci i zarzekał się, że intencje były dobre oraz deklarował, że jest gotowy do współpracy. Braun podziękował za odpowiedź i umówiono się, że w niedługim czasie Polacy i Niemcy siądą wspólnie do stołu i pomyślą nad jakąś nową fabułą, która mogłaby zadowolić obydwa narody. Wydawało się, że na tym się skończy, jednak nie. TVP postanowiła pokazać serial, argumentując, że polska widownia „skazana jedynie na pośrednictwo dziennikarzy i polityków w ocenie niemieckiego serialu, nie może wyrobić sobie w tej kwestii własnego zdania”. Jak misja to misja, ja bym jednak wolał, żeby telewizja nie zamartwiała się aż tak bardzo moją świadomością; wydaje się, że najpierw powinna zająć się własną.

Pierwszy odcinek wyemitowano w poniedziałek w najlepszym czasie antenowym, po ostatnim odcinku odbyła się w studio telewizyjnym ostra dyskusja. Potem do dyskusji, już poza anteną, włączyli się inni. Posłowie PiS ogłosili, że domagają się głowy Brauna. Członkowie Reduty Dobrego Imienia złożyli na prezesa doniesienie do prokuratury. Dyrektor stowarzyszenia Maciej Świrski w opublikowanym oświadczeniu napisał: „Juliusz Braun decydując o emisji tego filmu zezwolił na publiczne znieważenia Narodu Polskiego, to znaczy dopuścił się współsprawstwa czynu opisanego w Art. 133 Kodeksu Karnego”. Świrski nie poprzestał jednak na krytyce samego gestu, zakreślił też plan: „Trzeba się organizować. Za moment będzie za późno. Jesteśmy ostatnim pokoleniem, które może dać świadectwo prawdzie. Wyrugowanie nauki historii z programów nauczania doprowadzi do tego, że za parę lat to niemieckie spojrzenie na polską historię będzie obowiązywać w polskich szkołach. Do tego dochodzi agresywna ideologia gender, której wyznawcy mają na celu przemianę tożsamościową ludności mieszkającej w Polsce. Czas działania nadszedł”.

Zgadzam się. Czas teraz, żeby w TVP wreszcie ktoś zrobił dobry przegląd kina queer i emitował go w każdy poniedziałek po wiadomościach. Tak czy inaczej, sprawa jest rozwojowa. Trzy odcinki na opowiedzenie tej historii mogą nie wystarczyć.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).