NOC NA ZIEMI:  Samba w Salvadorze
fot. Cristiano Oliveira / Flickr CC

NOC NA ZIEMI:
Samba w Salvadorze

Rozmowa z Janete Catarino

Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby zespół bębniarzy Olodum ściszył swój koncert na starówce Pelourinho. Całe miasto, łącznie z miejscowymi staruszkami, ogarnia na ich widok taneczny amok

Jeszcze 3 minuty czytania

MACIEJ ROŻALSKI:  Lubisz bawić się w nocy w Salvadorze?
JANETE CATARINO:  Lubię. Lubię wychodzić, lubię się bawić i lubię też organizować zabawę dla innych. Życie nocne w Salvadorze jest eklektyczne. Możesz iść do klubu z didżejami, ale masz też imprezy typu „Geronimo”, podczas których autor wydarzenia (właśnie tytułowy Geronimo) zaprasza na scenę pod gołym niebem przeróżnych muzyków. Masz dzielnicę Rio Vermelho z jej sławnymi barami, gdzie możesz spędzać czas do rana, siedząc z przyjaciółmi, słuchając samby, pijąc i jedząc dania tradycyjnej kuchni. Masz tak zwane boates, czyli zamknięte kluby z bardziej nowoczesnymi programami artystycznymi dla tych, którzy mają więcej pieniędzy. No i jest też mnóstwo otwartych imprez plenerowych.

Czyli Salvador jest miastem imprezy?
 Jest na pewno miastem rozimprezowanym. Wiele wydarzeń urządzanych jest tu cyklicznie od pokoleń. Można powiedzieć, że zabawowość jest wpisana w tradycję całego stanu Bahia. Energia zabawy to część tutejszego życia. Tradycja świąt jest kultywowana z wielką starannością. 

Ten region ma coś w sobie. Zabawa jest tutaj stylem życia, co z pewnością ma związek z tradycją afrykańską. Północny wschód Brazylii był miejscem, do którego sprowadzano niegdyś zniewolonych mieszkańców Afryki. Wraz z nimi przybyły ich tradycje. W czasach niewolnictwa spotykało się ze sobą wiele różnych kultur Afryki. Ci ludzie musieli nauczyć się akceptować siebie. Zabawa była formą wymiany i poszukiwania tożsamości. Stała się dla nas formą komunikacji.

Przekłada się to także na społeczną akceptowalność imprezowania? Jak jest na przykład z ciszą nocną?

JANETE CATARINO

Niezależna działaczka i animatorka kulturalna. Zajmuje się opracowywaniem i produkcją projektów o tematyce artystycznej i społecznej w brazylijskim mieście Salvador. Współpracuje ze stowarzyszeniem „Kobiety w sztuce”. Jest kierownikiem od spraw projektów w firmie „Nova Hera”, zajmującej się organizacją eventów związanych ze sztuką i kulturą w stanie Bahia.

To dosyć zabawne. Istnieje oczywiście cisza nocna, jednak bahiańczycy mają umiejętność wybiórczego egzekwowania przepisów. Jak ci sąsiad zacznie walić młotem po nocy, to jasne, że z tego będzie awantura. Nie wiem jednak, co musiałoby się stać, żeby na przykład zespół bębniarzy Olodum ściszył swój koncert organizowany cyklicznie na starówce Pelourinho. To po prostu niemożliwe, bo całe miasto, łącznie z miejscowymi staruszkami, ogarnia na ich widok taneczny amok. A kiedy ktoś urządza imprezę, jasne jest, że sąsiedzi nie będą egzekwowali ciszy nocnej. Bardziej prawdopodobne jest, że się przyłączą. To wynika także z tego, że w Bahii nie ma podziału na pokolenia w trakcie imprezy. Zwykle starsi bawią się z młodszymi.

Jaki jest rytm bawienia się w Salvadorze?
Mamy różne imprezy. Czasami radykalne różne. Ważnym elementem spędzania czasu w nocy jest udział w tak zwanych festas populares, czyli po prostu świętach publicznych. To są zwykle święta osadzone w społecznościach lokalnych i oparte na tradycyjnym sposobie spędzania czasu. Ludzie tańczą, piją i jedzą jak w nowoczesnych klubach. Tyle że podszyte to jest zwykle jakimś wydarzeniem religijnym lub politycznym, integracją z lokalną wspólnotą i całym zespołem tradycyjnych zachowań. Ludzie idą we wtorek na główną starówkę Pelourinho i wiedzą, że będą mogli bawić się na imprezach, które zawsze są tu w tym dniu urządzane. Wiedzą też, że to święto zaczęło się od tak zwanych święconych wtorków. Na początku XX wieku księża katoliccy urządzali przed kościołami darmowe poczęstunki. Biedni przychodzili, jedli, i zawsze kończyło się na tańcach. Od tego czasu tradycją Pelourinho stały się zabawy wtorkowe.

Tych świąt lokalnych jest masa. Salvador jest tak duży, że wiele osób nie dociera na „święcone wtorki”. Mają natomiast lokalne odmiany „wtorkowego karnawału”. Na przykład w Cidade Baixa (Dolne miasto), w dzielnicy Ribeira, od dłuższego czasu w każdy poniedziałek jest urządzana impreza uliczna na około pięciu tysięcy ludzi. Możesz też pojechać do dzielnicy Boca do Rio i także w poniedziałki masz tu cykliczne imprezy z artystami grającymi na żywo. Serwuje się tu „kurczaka ze skrzyżowania”. To danie przyrządza się, odfiletowując mięso kurczaka. Potem piecze się je w wielkich półmiskach. Bardzo to jest smaczne. To impreza, na której gromadzi się cała dzielnica. Jak dobrze poszukasz, to w każdym dniu tygodnia znajdziesz coś ciekawego. Na imprezę na Ribeira mówimy „gruby poniedziałek”, a to z racji podawanej w jej trakcie feijoady, gulaszu z podrobów i kilku rodzajów mięsa. No i oczywiście gra się na żywo sambę. Samba jest zawsze. Są też na tych imprezach didżeje, pojawiają się nowoczesne wpływy muzyczne. Zawsze jednak jest ta specyficzna mieszanka tradycji i nowoczesności.

Roztańczona wyznawczyni candomblé / fot. Amanda Oliveira, Flickr CC

Z tego, co mówisz, wynika, że każde święto ma swoje danie. Wspólne jedzenie jest częścią zabawy?
Jedzenie jest częścią kultury świętowania w Bahii. Masz całą gamę potraw i alkoholi dostępnych na ulicy w trakcie imprez. Brazylijczycy uwielbiają się przechadzać i zajadać w różnych miejscach. Jeżeli chodzi o alkohol, to oprócz wszechobecnego piwa masz gęste ziołowe nalewki cravinho, słodkie likiery, różne koktajle na bazie wódki lub cachaçy i świeżych owoców, słodkie wina, aromatyzowane odmiany cachaçy, które pije się w kieliszkach. Także jedzenie ma świąteczne odmiany, a co ważniejsze – określone momenty nocy, w których się je spożywa. Rozpoczynając wieczór, można usiąść i zjeść ze znajomymi churrasco (mięso z grilla), aipim (gotowany maniok) z carne do sol (czyli mięsem suszonym na słońcu, następnie gotowanym i smażonym) lub niezliczone odmiany dań z ryb i owoców morza, jak na przykład moqueca (ryba gotowana w oleju palmowym i mleku kokosowym). W trakcie imprezy z przenośnych grilli sprzedawane są popularne szaszłyki obsypane farofa (suszony maniok) i oblane ostrą pimenta (sos z marynowanych ostrych papryczek) oraz wszechobecne acarajeabara (dania kuchni afrykańskiej smażone w oleju z owoców palmy dende). Te przekąski uliczne nazywane są cetutes. Z kolei nad ranem, na zakończenie imprezy, możesz wybrać się na targ, gdzie od czwartej, piątej można zjeść cięższe dania tradycyjnej kuchni afrobrazylijskiej, jak na przykład wspomniana feijoada. Jedzenie jest zawsze częścią zabawy.

NOC NA ZIEMI

W Polsce trwa właśnie debata publiczna, w której ścierają się dwie wizje miasta nocą – czy centrum powinno mieć wyjątkowy status jako publiczna przestrzeń barów, nocnych imprez i klubokawiarni, czy też powinno być zwyczajną przestrzenią mieszkalną, objętą nakazem ciszy nocnej? W wakacyjnym cyklu dwutygodnik.com pokażemy, jak ten konflikt interesów wygląda w innych miastach, opowiemy, jak bawią się miasta na świecie.
W poprzednim numerze opublikowaliśmy tekst Huberta Klimko-Dobrzanieckiego o Reykjaviku nocą.

Zabawę napędza jednak przede wszystkim muzyka i taniec. Bahia jest dziwnym miejscem na ziemi, wszyscy tam tańczą! Nie spotkałam w zasadzie tutaj nikogo, kto nie potrafi tańczyć. Taniec jest w ciałach bahiańczyków. To kwestia ducha zabawy, który opiera się na mieszance dużej dawki luzu i dumy ze swojej tradycji. Tradycję kultywuje się głównie poprzez taniec lub muzykowanie. Mówi się, że bahiańczycy rodzą się z tym muzykalnym sposobem bycia. Małe dzieci słuchają muzyki bez przerwy. Wspólne zabawy przed domem też zawsze związane są z tańcem lub śpiewem.

Warto wspomnieć, że jest też wiele związków między życiem nocnym w Salvadorze i religijnością. Dużo imprez, które mieszają wydarzenia religijne, folklor i imprezy zdecydowanie w stylu profanum.
To jeszcze inna grupa imprez. W Salvadorze za wydarzeniem religijnym zawsze podąża profanum. Bardzo często ludzie tłumnie przychodzą na wydarzenia religijne, nawet jeśli nie są wyznawcami danej religii. Lubią styl danego święta, jego estetykę, która w Bahii jest niezwykle rozbudowana.  Ludzie uczestniczą w obrzędzie, idą w procesji, biorą udział w mszy, by wreszcie wziąć udział w zabawie, która będzie później. Zapewne jest w tym jakiś rodzaj duchowego poszukiwania. Te imprezy są ogromne, gromadzą po kilka, kilkanaście tysięcy ludzi. Nawet jeżeli to jest po prostu impreza, to przy okazji doświadcza się czegoś niezwykłego.


Główne święta tego rodzaju to Lavagem de Bom Fim (Obmycie góry Bom Fim) i Yemanja (urządzane ku czci jednego z bóstw panteonu afrobrazylijskiej religii candomblé).
Święto Yemanja jest wspaniałe. Chodzi w nim o oddanie czci tej bogini. Jej domeną jest morze. W tym dniu tłumy ludzi gromadzą się na plaży w dzielnicy Rio Vermelho, wrzucają kwiaty do morza, składają bóstwu drobne podarki, a na koniec bawią się na ulicznej festa. Święto Bom Fim ostatnio trochę podupadło. Rano, kiedy procesja podąża z centrum Salvadoru do kościoła na wzgórzu Bom Fim, wszystko jest jak należy. Natomiast później zabawa zaczyna być agresywna.

No właśnie, jak jest w Salvadorze z przemocą? Tego typu uliczna festa może się przerodzić w każdej chwili w manifestację przemocy.
Miejscami przemoc przeradza się wręcz w furię. Ludzie w Salvadorze żyją w stanie ciągłego protestu. Nie ma dobrej służby zdrowia, policji, edukacji, politycy kompletnie nie dbają o stan  miasta. Mieszkańcy są pozostawieni samym sobie. To wszystko zostaje w głowach i znajduje ujście w trakcie zabawy na publicznym placu. Ale ta sytuacja ulega zmianie. Imprezy są coraz lepiej chronione. Zostały wprowadzone systemy kamer na głównych ulicach. Choć problem frustracji wywołanej brakiem reform w brazylijskim społeczeństwie nie zniknie wraz z kamerami. Kiedy człowiek przychodzi na imprezę w swoich jedynych dziurawych trampkach i widzi tłum VIP-ów bawiących się w zarezerwowanych miejscach za 2500 reali – wściekłość wzrasta.

Nowe, dumne pokolenie bahiańczyków / fot. Amanda Oliveira, Flickr CC

Panuje jednak mit o przemocy na imprezach w Salvadorze. Tymczasem jeżeli porównasz karnawał w Salvadorze z taką imprezą jak Oktoberfest w Niemczech, to zobaczysz, że na Oktoberfest przemoc jest dużo większa. W trakcie karnawału jest też mniej awantur, mniej zabójstw niż w trakcie innych tego rodzaju imprez. Dla porównania, w poprzednim roku podczas karnawału doszło do dwóch zabójstw. Jak na osiem dni tak gigantycznej imprezy to w zasadzie nic. Karnawał w Brazylii to największa impreza na świecie!

No właśnie, jak wygląda karnawałowy Salvador?
Karnawał jest mocno problematycznym wydarzeniem. Rzeczywiście ta impreza jest świetnie zorganizowana. Tyle że populacja miasta Salvador w ostatnich latach wzrosła, natomiast rozwiązania urbanistyczne są w odwrocie. Mobilność, dostępność, odrestaurowywanie zniszczonych części miasta, te kwestie są w ogóle w Salvadorze nieruszone. Nie jesteśmy przygotowani na XXI wiek. Pod wieloma względami wciąż tkwimy w wieku XVIII! Jak pójdziesz zobaczyć ulice w centrum Pelourinho, to ogarnie cię totalne szaleństwo. Mieszkam na Santo Antonio. To właściwie część turystycznej starówki. Pod nosem mam wąziutką ulicę, po której zasuwają rozpędzone autobusy. Wielokrotnie zdarzały się wypadki. To miasto nie ma w ogóle mobilności urbanistycznej. Żeby organizować karnawał, trzeba najpierw pomyśleć nad infrastrukturą z XXI wieku. Możesz sobie wyobrazić, że dopiero ostatnio pojawiło się w centrum miasta kilka podjazdów dla wózków inwalidzkich? I to po długich bataliach.

JANETE CATARINO / fot. M. RożalskiPoza tym karnawał jest zmanipulowanym świętem. Zawłaszczył go wielki biznes muzyczny i bloki karnawałowe tworzone za duże pieniądze. W pewnym momencie doszliśmy do tego, że tak zwane camarotes, czyli budowane na czas karnawału kluby zarezerwowane tylko dla gości danego bloku (zespołu muzycznego), zaczęły biletować całe ulice miasta. Czyli impreza zaczęła być zarezerwowana dla tych, którzy mają pieniądze. Mieszkańcy zostali wypchnięci poza obszar oficjalnego karnawału. Elita Brazylii przyjeżdża do Salvadoru, żeby bawić się na tych zamkniętych karnawałach. podczas gdy zwykli ludzi są spychani na margines bez możliwości normalnego przemieszczani się po ulicach. Dopiero w ostatnich latach samowola camarotes została do pewnego stopnia ukrócona. Istnieje też osobny karnawał ludności. Nazywa się pipoca (popcorn). Jest świetnie zorganizowany i opłacany przez miasto. Nie potrzeba mieć specjalnych wejściówek i mnóstwa pieniędzy, żeby się na nim bawić. Ale jest jeszcze wiele do zrobienia, żeby rzeczywiście odzyskać karnawał dla ludzi.  

Można powiedzieć, że karnawał jest lustrem społeczeństwa Bahii?
Pewnie można, zobaczylibyśmy w nim obraz społeczeństwa pełnego nierówności. Zamknięte osiedla, zamknięte karnawały, zamknięte kluby są normą, w której żyje klasa uprzywilejowana. Niedawne protesty przetaczające się przez Brazylię to odpowiedź na ten stan.
A zabawa jest tak silnie obecna w kulturze, bo zawsze była środkiem umacniania wspólnoty, środkiem społecznej i politycznej wypowiedzi. Znów, widoczne to jest w ramach protestów przeciw społecznym nierównościom. A wcześniej, w czasie dyktatury, mocnym ogniskiem sprzeciwu wobec władzy był nurt artystyczny tropicalismo. Wspólna zabawa i przemycanie w niej tożsamości kulturowej były w końcu także środkiem oporu i umacniania wspólnoty w czasach niewolnictwa. Dlatego zabawa w Bahii jest mieszanką gniewu i radości.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.