NIENAWIŚĆ: Normalne odruchy
Hańba!, zdjęcie Klaudyna Schubert, stroje Anna Maria Zygmunt

24 minuty czytania

/ Muzyka

NIENAWIŚĆ: Normalne odruchy

Rozmowa z Jakubem Lewickim

W lutym wybuchła wojna, ale i tak czołówki portali zajmują wiadomości o golach Roberta Lewandowskiego. Nie mówię, że Lewandowski ma przestać grać w piłkę, ale mimo wszystko coś tu jest nie tak – mówi muzyk zespołu Hańba!

Jeszcze 6 minut czytania

JACEK ŚWIĄDER: Jedną z waszych pierwszych piosenek był „Narutowicz”. Często korzystacie z tekstów z dwudziestolecia międzywojennego, ale ten jest wasz własny. Dlaczego?
JAKUB LEWICKI: Tekst do tego utworu jest starszy niż zespół. Napisał go Mateusz Nowicki [do niedawna grał na barabanie, opuścił grupę z końcem poprzedniego roku – przyp. red.]. Pomysł Mateusza i Andrzeja Zagajewskiego [jest głównym wokalistą i gra na bandżo – przyp. red.] na zespół jeszcze się wtedy nie wyklarował, „Narutowicz” to była impresja. No i był jednym z pierwszych utworów, które usłyszałem. Przyjechałem na minisesję, żeby sprawdzić, czy do tych pierwszych utworów da się dograć tubę, chciałem zobaczyć, co z tego wyjdzie... Nie zauważyłem wtedy, że nie wyciągnąłem paska z czary, i ta tuba strasznie źle brzmiała, ja się męczyłem okrutnie i nagrania wyszły słabo.

Ale zostaliście razem. Kiedy to było?
Hańbowa prehistoria, poznaliśmy się w 2011 roku. Ta piosenka szybko stała się mocnym punktem konceptu Hańby! Skoro już zabraliśmy się za odbrązawianie II Rzeczypospolitej, to od razu uderzyliśmy w jej najgorszy czyn założycielski.

Sama Hańba! stanowi spekulację na temat tego, co by było, gdyby punk rock powstał w latach 20. ubiegłego wieku. Używacie instrumentów z epoki, odpowiednio do tego się ubieracie, strona wizualna płyt i książeczki są adekwatne, a przede wszystkim śpiewacie teksty ówczesnych poetów. Gracie muzykę złości i buntu. Opowiadaliście o tym sto razy, ale powiedz raz jeszcze: dlaczego właściwie wybraliście II RP? Tak dużo się wtedy działo?
Dużo się działo, ale też dużo się nie zgadzało. Mateusz wyniósł ze szkoły wyidealizowany obraz dwudziestolecia międzywojennego – jego historyk był fanem Piłsudskiego – a to nie zgadzało mu się z tym, co doczytywał i co zaczęło być obecne w książkach te 12 czy 13 lat temu. Kiedy kiełkował pomysł na Hańbę!, nie było jeszcze serialu „Król” według książki Twardocha, nie było „Peaky Blinders” ani całej mody na tamte czasy. Nasz wybór epoki nie był może bardzo przemyślany, ale z czasem pochłonęła nas ona zupełnie.

„Narutowicz” powstał w czasach przedhańbowych, ale zespół zaczął działać i identyfikować się z pewnymi rzeczami dopiero dwa–trzy lata później.

To zabójstwo polityczne wydaje się nieobecne w opowieści o Polsce, zamiecione pod dywan. Rok 1922 niewiele dzisiaj mówi.
Znajomość wydarzeń dwudziestolecia w Polsce ogranicza się na ogół do lat 1918 i 1939. Zdarza się, że ktoś pamięta, że po drodze był przewrót majowy.

Hańba!

Kwartet Hańba! działa od dekady. W tym czasie wydał niezależnie epki „Figa z makiem”, „Prosto w serce” oraz „Guma i gówno” (2013–2014), a następnie nakładem Anteny Krzyku albumy: „Hańba!” (2016), „Będą bić!” (2017), „1939” (2019) oraz „Nikt nam nie zrobił nic” (2020). Hańba! jest laureatem Paszportu „Polityki” (2018). Artyści używają podwórkowego instrumentarium (bandżo, akordeon, tuba, klarnet, baraban) i – najczęściej – polskiej poezji z dwudziestolecia międzywojennego, którą prezentują w formie energetycznych, punkowych piosenek. Jakub Lewicki na scenie wciela się w tubistę Ignacego Wolanda.

Dochodzi do takich sytuacji jak wiosną tego roku, gdy polski Sejm zechciał upamiętnić powstania śląskie. Okazało się, że posłowie chyba sami nie wiedzą, które powstanie było zwycięskie i dlaczego, i kiedy właściwie Śląsk oficjalnie przyłączono do Polski. Proponowanych dat było kilka, w końcu Narodowym Dniem Powstań Śląskich ustanowiono 20 czerwca.

Nawet 11 listopada jest datą z czapy. To wtedy Rada Regencyjna przekazała władzę Piłsudskiemu, który dzień wcześniej wrócił z Magdeburga, ale w samym dwudziestoleciu było to święto stricte sanacyjne i mało kto tego dnia świętował. Na pewno nie oponenci Piłsudskiego, z endekami na czele. Świętem narodowym był 3 Maja, do tego 15 Sierpnia jako Święto Wojska Polskiego. Dopiero w 1937 roku ustanowiono święto 11 Listopada. Dziś obchodzą je nacjonaliści, a Dmowski przewraca się w grobie. To jeden z wielu przykładów tego, jak obce jest nam dwudziestolecie i jak bardzo ciąży nam politycznie. A z drugiej strony – jak bezrefleksyjnie je traktujemy.

Trudno dziś czerpać przyjemność ze świętowania 11 Listopada ze względu na cyrk, jaki urządzają tego dnia nacjonaliści. Ale też niełatwo fetować Piłsudskiego – jego poglądy ewoluowały od niepodległościowego socjalisty po rozczarowanego demokracją autora krwawego przewrotu.
Nie akcentuje się też tego, że przejmującego władzę Piłsudskiego odwiedził od razu Ignacy Daszyński, premier ludowego rządu w Lublinie. Piłsudski misję tworzenia rządu powierzył Jędrzejowi Moraczewskiemu z Polskiej Partii Socjalistycznej, a w tym rządzie znaleźli się socjaliści i ludowcy. Pod względem społecznym to był jedyny postępowy rząd w całym dwudziestoleciu – przez dwa miesiące prac wprowadził powszechne prawo wyborcze, ośmiogodzinny dzień pracy, prawo do strajku, legalność związków zawodowych, a w swoim programie dążył do reformy rolnej.

W listopadzie 1918 roku na Zamku Królewskim w Warszawie wywieszono na cześć Piłsudskiego czerwony sztandar! Odzyskanie niepodległości było ściśle związane z postulatami klasowymi i ludowymi. W podporządkowanej zaborcy Radzie Regencyjnej zasiadali biskup (przyszły prymas), książę i konserwatywny ziemianin. Tymczasem do zaborców strzelali przede wszystkim bojowcy socjalistyczni. Ta układanka naprawdę wyglądała inaczej, niż dzisiaj wyobraża to sobie wielu z nas.

To nasza wina jako społeczeństwa czy obywateli, że kwestie pamięci historycznej oddaliśmy w ręce ludzi niekompetentnych albo ideologicznie przechylonych w jedną stronę?

Stąd problemy z Narutowiczem. Tej rocznicy nie da się upamiętniać bez przyznania, że zabójstwo prezydenta było wynikiem nacjonalistycznej nagonki na mniejszości narodowe. Trudno byłoby powiedzieć: „Ojej, my, Polacy, też jesteśmy ofiarami tej sytuacji”, skoro to zabójstwo wygenerowała większość narodowa.

W momencie walk o niepodległość wyznanie czy poglądy polityczne wydawały się nieistotne.
Tak, bo w Legionach byli przedstawiciele wszystkich grup, a później, w 1920 roku, ludowcy bili się przeciwko bolszewikom ramię w ramię z błękitnymi mundurami Hallera. Za chwilę wszyscy, również weterani tamtej wojny od lewa do prawa, znowu musieli się opowiadać po którejś ze stron.

W pierwszych słowach piosenki „Narutowicz” Andrzej śpiewa o ambonach i gazetach. Media, które mogą tonować nastroje lub je rozpalać, to kolejny element układanki.
Emocje były w 1922 roku rozpalone. W dniu wyboru Narutowicza na prezydenta endecy otworzyli ogień do pochodu socjalistów i zastrzelili chorążego pocztu sztandarowego. Ówczesne prawicowe gazety otwarcie nawoływały do przemocy.

Sto lat po zabójstwie Gabriela Narutowicza w numerze specjalnym „Dwutygodnika” podejmujemy próbę namysłu nad współczesnymi formami i przejawami nienawiści: klasowej, sieciowej, indywidualnej i wspólnotowej. Przyglądamy się najważniejszym wątkom współczesnych hate studies, a także obrazom, wizualnym zapisom hejtu. Wracamy do lat 20. XX wieku, aby lepiej zrozumieć współczesne lata 20. Wreszcie, piórami ukraińskich autorek zadajemy pytania o nienawiść w kontekście ataku Rosji na Ukrainę.

Dom Spotkań z Historią w Warszawie zaprasza w 100. rocznicę zabójstwa Gabriela Narutowicza na cykl wydarzeń pod hasłem „Niezgoda na nienawiść”.

Dużo lepiej niż Hańba! opisał to Julian Tuwim. Pisząc „Pogrzeb prezydenta Narutowicza” – wiersz, który kiedyś deklamowaliśmy na koncertach przed wykonaniem „Narutowicza” – nie odnosił się do Eligiusza Niewiadomskiego czy nawet do uczestników zamieszek, tylko do tych, którzy podniecali nastroje nacjonalistyczne. Publicysta „Rzeczpospolitej” i poseł narodowców Stanisław Stroński walnie się do tego zabójstwa przyczynił swoimi artykułami. W książce „Gotowi na przemoc” Pawła Brykczyńskiego pada również zarzut wobec generała Józefa Hallera, też zresztą posła. W dniach bezpośrednio po wyborze Narutowicza Haller nawoływał do zablokowania objęcia urzędu przez Narutowicza, głosząc, że „Polskę sponiewierano”. Oni dokładnie wiedzieli, do czego nawołują i co prowokują.

Jasne, że Haller był antysemitą, ale zastanawiam się, czy można było tego zabójstwa uniknąć... Zaczekaj. Wpadam w pułapkę razem z tą rozmową. Łatwo zrobić z Hańby! historyków albo przymusić was do tego, abyście sytuacje z międzywojnia przykładali do obecnej sytuacji politycznej...
Zostaw to w wywiadzie, bo to się zdarza notorycznie! Trochę przed tym uciekamy, ale nie bronimy się już zbyt zażarcie. Szczególnie ja często jestem przez chłopaków wypychany na zasadzie: „Kubuś, ktoś chce porozmawiać o historii, polityce, to idź ty”. Znają moją zapalczywość w tych tematach.

Po pierwsze, nie jesteśmy historykami. To, że coś przeczytaliśmy albo interesuje nas jakaś epoka, absolutnie nie robi z nas specjalistów. Po drugie, nie rościmy sobie pretensji do bycia historykami. To ważne, bo mam wrażenie, że w Polsce masa osób bardzo chciałaby być uważana przez ludzi za kogoś, kim nie jest. Staramy się tylko przedstawić to, co wiemy, co myślimy i jakie emocje w nas to budzi.

Staracie się wiedzieć, o czym śpiewacie.
Byłoby dobrze, gdyby wszyscy tak robili, ale to inna kwestia, o czym świadczy casus piosenki „Windą do nieba” jako hitu weselnego.

Często jesteśmy pytani o historię. Może to zabrzmi górnolotnie, ale jesteśmy przede wszystkim artystami. Odnosimy się do faktów z przeszłości, ale ubieramy je w entourage piosenkowo-literacki. Chcemy przekazać treści bardziej uniwersalne niż publicystyka czy faktografia. Staramy się, żeby te teksty współgrały z muzyką i warstwą wizualną.

Od czegoś trzeba zacząć. Jeżeli ktoś ogarnia Hańbę! od strony faktów, to w porządku. Na ostatniej płycie próbujemy uciekać w historię alternatywną, ale moim zdaniem to tylko wzmacnia przekaz poprzednich płyt. Bo emocje pozostają te same, a wcześniejsze teksty, te odnoszące się do rzeczywistych wydarzeń, w kontekście historii alternatywnej okazują się uniwersalne.

Przy płycie „Nikt nam nie zrobił nic” oparliście się na tezach z książki Ziemowita Szczerka „Rzeczpospolita zwycięska”. On też napisał wam parę tekstów, prawda?
Większość. Swoją wizję „Rzeczpospolitej zwycięskiej” Ziemek oparł na propagandowych, ideologicznych pismach z lat 30. W „Nikt nam nie zrobił nic”, czyli opowieści o wygranej wojnie pod błyskotliwym przywództwem Rydza-Śmigłego, wyraźne są nawiązania do autentycznych propagandowych artykułów z września 1939 roku.

W ostatniej fikcyjnej twórczości Szczerka – czyli „Chamie z kulą w głowie” – niezwykle ważny jest motyw polskiej kolonii na Karaibach. Tymczasem do realnie istniejącej w latach 30. Ligi Morskiej i Kolonialnej należał niemal milion ludzi! Wyobrażasz to sobie? Oni podejmowali realne działania na rzecz zakupienia dla Polski kolonii w Ameryce lub Afryce. W Narodowym Archiwum Cyfrowym można obejrzeć zdjęcia pomalowanych pastą do butów aktywistów, tak to nazwijmy, zwolenników Ligi Morskiej. Ktoś był tak na te kolonie napalony, że zaprojektowano nawet mundury polskich wojsk kolonialnych, oni maszerowali ulicami, niosąc transparenty: „Żądamy kolonii”.

Z dzisiejszej perspektywy propagandowe nadęcie sanacji i wiara tamtych gości we własną kreację wydają się obłędem. Choć kraj ma problemy gospodarcze i otaczają nas mocarstwa, więc powinniśmy szukać sojuszników, my wkraczamy na Zaolzie i żądamy kolonii dla Polski jako remedium. W tym wszystkim jest Hańba!, z którą zmierzaliśmy cały czas do tego, że nie ma znaczenia, kiedy to się rozgrywa, czy w 1920, 1938, czy w 2008. Życie w mrzonkach narodowych, bujanie w obłokach, tworzenie wielkich ideologii, szczególnie w oparciu o Naród, Boga i Historię, jest po prostu głupie i prędzej czy później kończy się krzywdą zwykłych ludzi.

Próbowałem cię naciągnąć, żebyś powiedział więcej o uniwersum Hańby! Lewica, prawica, robotnicy, chłopi, do tego prasa, na ostatniej płycie kler...
To uniwersum nie jest skomplikowane. My jesteśmy prości. Najwłaściwsza prawda polega na tym, że jeżeli z kimś należy się solidaryzować, to z krzywdzonymi, a nie krzywdzącymi. To jest początek i koniec Hańby!

Nasze uniwersum może wydawać się jednostronnie zaangażowane politycznie, ale z naszej perspektywy polega przede wszystkim na dawaniu głosu tym, którzy przez długi czas albo nigdy tego głosu nie mieli. Sięgamy po teksty poetów zaangażowanych albo wrażliwych na pewne kwestie. Tuwim napisał „Do prostego człowieka”, choć sam prostym człowiekiem nie był. Nie miał nic wspólnego z aktywizmem, walką na barykadzie, ale bliska była mu chęć zwrócenia się do zwykłych ludzi – nieroszczących sobie pretensji do kreowania świata dla innych.

A wy sami jesteście zwykłymi ludźmi, aktywistami czy jeszcze kimś innym?
Na naszych płytach są różne wątki, ale ostatnio coraz mocniej uświadamiam sobie, że na każdej z nich pojawia się temat nierówności społecznych. Sami zaczęliśmy się z nim utożsamiać. Przed Hańbą! byłem świadomy korzeni jedynie tej części rodziny, w której była opowieść o utraconych majątkach na wschodzie, o przechowywanym gdzieś patencie szlacheckim. Hańba! sprawiła, że uświadomiłem sobie, że od drugiej strony mam typową historię chłopów pańszczyźnianych. W korzeniach kolegów z zespołu mocno obecne są wątki robotnicze.

Grając przez tyle lat, czytaliśmy, rozwijaliśmy się i „nabywaliśmy świadomość klasową”. Z jednej strony więc uniwersum, o które pytasz, to w dużym stopniu kreacja literacka zasilana tekstami, które braliśmy na warsztat. Nie da się jednak ukryć, że z każdym kolejnym albumem i każdą piosenką te treści wydają nam się bliższe.

Zaczęło się od pierwszej płyty „Hańba!”, na której losy waszych „awatarów” przedstawiacie w formie policyjnych akt, z biogramami członków zespołu – robotników i bezrobotnych – z wyliczeniem paragrafów, które naruszyli…
Na ostatniej płycie wymyśliliśmy nawet jednostki wojskowe, do których mogli należeć członkowie Hańby! zmobilizowani w 1939 roku. Jeden wymaszerował z Krakowa na wschód, inny gonił Niemca pod Berlin, trzeci zdezerterował. To fajna zabawa, która niekoniecznie ma coś wyrażać.

Paweł Brykczyński w „Gotowych na przemoc” pisze o tym, że mniej więcej połowa tłumu, który po wyborze Narutowicza zgromadził się w okolicy sejmu, na placu Trzech Krzyży, to byli gapie bez określonych poglądów. Wyobrażacie sobie, że w tym tłumie mógł być ktoś z waszych rodzin?
Wiesz, brat mojej prababci, po którym wziąłem fikcyjne imię do Hańby! – Ignacy – był podobno zapalczywym kaliskim endekiem. To jest trochę jak ze składaniem na dzieci komunistów odpowiedzialności za to, co się działo w komunie – nawet jeśli ktoś w tym tłumie był, to co mielibyśmy z tym zrobić?

Tu możemy cofnąć się do poprzednich pytań. Ci gapie, owszem, mogli się tam znaleźć przypadkiem, ale ktoś nakręcał ich emocje. Tymczasem, choć wojna światowa skończyła się cztery lata wcześniej, panował spory bałagan: mobilizacja, głód, strajki, zmiany granic, konfiskaty, obietnice reformy rolnej, wojsko jest cały czas na pierwszym planie. Trudno w tego typu sytuacji wymagać od ludzi, żeby analizowali ordynację wyborczą i zastanawiali się, dlaczego coś działa tak, a nie inaczej. Wyobraź sobie: wychodzi ksiądz na ambonę albo przemawia dobrze ubrany pan profesor i mówi wprost, że Narutowicz to kandydat Żyda, więc ty jako dobry Polak katolik powinieneś bronić polskiej racji. Co ma z tym zrobić człowiek, który ledwo wiąże koniec z końcem albo pochował pół rodziny – ofiary wojny i hiszpanki?

Nie ma dziś „właścicieli” tamtej przemocy. Pamięć o Narutowiczu niemal nie istnieje.
W ciągu 10 lat koncertowania tego typu refleksji na temat przemilczeń, ominięć i zapomnianych wydarzeń było mnóstwo. Dopiero teraz odżywa coś takiego jak ludowa historia Polski – dzięki wysypowi książek w ostatnich latach.

Zdążyła już powstać kontra wobec tego nurtu, co świadczy o tym, że trafił w czuły punkt.
Wiadomo! Adam Leszczyński, Kacper Pobłocki czy Darek Zalega ze Śląska piszą świetne rzeczy, ale wcześniej nie mieli do tego przestrzeni. Dlaczego dochodzą do głosu? Może to nasza oddolna wrażliwość w końcu wymusza takie zmiany. Wreszcie jakiś optymistyczny wniosek na przyszłość – ludzka przyzwoitość i wrażliwość nie pozwalają pamięci ginąć.

To samo wiąże się obecnie z kwestią uchodźczą. Rząd polski może być nieudolny, jak w przypadku pierwszej fali uchodźców z Ukrainy, albo może wręcz łamać prawo, jak w przypadku uchodźców na granicy z Białorusią – ale społeczeństwo oddolnie ma dobre odruchy. To jedna z tych rzeczy, które dają mi nadzieję, że zmiana polityczna w dobrą stronę jest możliwa.

Trochę podobnie jest z wejściem tematów chłopskich do literackiego mainstreamu. Szczególnie na początku Hańby! tego brakowało – w szkole, na studiach ani w publicystyce nie czytałem na przykład o strajkach chłopskich w latach 30. Dopiero po latach dowiedziałem się, że w tygodniku „Przegląd” był jeden artykuł na 80-lecie strajków. A przecież kilka milionów ludzi przez 10 dni blokowało transport żywności ze wsi do miast i organizowało masowe wiece i pochody! To nie były zwykłe zamieszki czy anarchia, jak to się lubi przedstawiać w przypadku wszelkich wystąpień społecznych.


Tak to zwykle nazywają ci, którzy chcą „zaprowadzić porządek”.
Tak samo mówili komuniści o wystąpieniach w Radomiu czy na Wybrzeżu. Że to są warchoły, że są jakieś inspiracje zewnętrzne, a dobry rząd tylko przywraca porządek.

W ciągu 10-dniowego strajku zginęło ponad 50 osób, 5 tysięcy zostało aresztowanych. Najskuteczniej „porządek” zaprowadzano ostatniego dnia strajku w Majdanie Sieniawskim, gdzie od kul karabinu maszynowego zginęło 15 osób. Tego nie zrobił reżim komunistyczny, tylko sanacja. Kiedy o tym czytamy, a potem znajdujemy takie teksty jak Lucjana Szenwalda „Płać, chłopie, płać”, to po prostu wybucha głowa.

Władysława Szlengla kojarzymy dzisiaj z „Jadziem, panie Zielonka”, on pisał mnóstwo piosenek kabaretowych, jak Hemar czy Tuwim. Znalazłem masę rzeczy o Szlenglu piszącym wiersze w getcie, ale nikt nie wspomina o zaangażowanych społecznie wierszach Szlengla sprzed wojny. Wśród nich znalazłem nie tylko wiersz „Płyną okręty... (Quasi una Fantasia)”, który śpiewamy, ale też na przykład wiersz w obronie prawa kobiet do bezpiecznej aborcji, nawiązujący do wystawianej w 1930 roku sztuki „Cjankali”.

W nocy z 9 na 10 listopada obchodziliśmy pamiątkę nocy kryształowej. Ostatecznym pretekstem do przeprowadzenia tej skoordynowanej akcji przemocy wobec Żydów było zamordowanie przez młodego chłopaka hitlerowskiego dygnitarza.

Sekretarza ambasady III Rzeszy w Paryżu.
Pamiętasz, dlaczego Herszel Grynszpan to zrobił? Jego rodzina utknęła na granicy między Niemcami a Polską, w Zbąszyniu. Wcześniej państwo polskie – wiedząc, że prześladowani w Rzeszy Żydzi będą emigrowali – pozbawiło ich obywatelstwa. Jesienią 1938 roku Niemcy wywieźli kilkanaście tysięcy ludzi, formalnie bezpaństwowców, na granicę z Polską, gdzie koczowali oni na pasie międzygranicznym otoczeni kordonami wojsk.

Było ich więcej niż mieszkańców Zbąszynia. Ludzie im pomagali, ale to wszystko było za mało.
Jedni będą mieli normalne odruchy, inni z daleka „doradzą”: niech sobie idą na przejście graniczne. Dlaczego mając w historii taką lekcję, nie wyciągamy z tego wniosków? Kiedy Łukaszenka jest dyktatorem i pomaga Putinowi – jest be. Ale kiedy uchodźcy stoją u naszych granic, to nagle Białoruś staje się normalnym państwem, a uchodźcy mają iść na przejście graniczne. I jeszcze ktoś pyta, dlaczego zaufali Łukaszence. A dlaczego Żydzi płacili Niemcom za transport, którym ci wywozili ich do obozów Zagłady?

Artysta ma być kronikarzem czy jednak felietonistą, jak ważny dla was Tadeusz Boy-Żeleński? Poza ujmowaniem się za najsłabszymi jak widzicie swoją rolę?
Zaczynaliśmy od mocno literackich pozycji, podkreślaliśmy w wywiadach, że przedstawiamy pewne teksty z przeszłości, które same się komentują. Bardzo bym nie chciał, żebyśmy się zmienili w karykaturę zawodowego publicysty, jak Łukasz Warzecha, Rafał Ziemkiewicz czy Tomasz Lis. Bylibyśmy źli na siebie, gdyby ktoś nas słuchał wyłącznie ze względu na ostrość sądów.

Pierwsze piosenki Hańby! zostały zarejestrowane w 1933 roku – co ja mówię, 2013! – i wybrzmiały szerzej na festiwalu Nowa Tradycja w 2014 [Hańba! zdobyła Nagrodę Specjalną im. Czesława Niemena za wybitną osobowość artystyczną – przyp. red.]. Właśnie wróciłem z Erasmusa, wydawało się, że świat stoi otworem, i być artystą było łatwo. Rzeczywistość nie wymagała od nas tego, żeby się angażować, można było pogadać o historii. Po czterech płytach okazało się, że historia nas dogoniła i, chcąc nie chcąc, nie uciekniemy od bycia felietonistami pokroju Boya. Przy zachowaniu odpowiednich proporcji, rzecz jasna.

Musimy jeszcze pogadać o wojnie. W Polsce myślimy o niej stale od 24 lutego, odkąd Ukraina walczy z rosyjską inwazją, ale w świecie Hańby! czarny cień wojny pojawił się wcześniej – na płycie „1939” z roku 2019.
Chcieliśmy mieć na tej płycie utwory powstałe najpóźniej w sierpniu 1939. Sięgnęliśmy po „Litanię” Józefa Wittlina z roku 1937 – u nas jako „Milczę” – wiersz o całym szlamie, który się wtedy przewala po Europie: „Milczę o wojnach, które już się toczą/ Milczę o wojnach, co jutro wybuchną/ Milczę o dzieciach w trupiarni Madrytu/ Milczę o łasce bomb i iperytu”. Pasowało to do płyty o roku 1939, ale w sumie czym to się różni od tego, co dzieje się teraz?

W lutym wybuchła wojna, ale i tak czołówki portali zajmują wiadomości o golach Roberta Lewandowskiego. Nie mówię, że Lewandowski ma przestać grać w piłkę, ale mimo wszystko coś tu jest nie tak. Wittlin wprost zwracał się do Boga: „Nie karz mnie srogo za moje milczenie”. Miał świadomość, że nie da się zmienić rzeczywistości, wpłynąć na to, co interesuje ludzi – a nieprawości, które dzieją się kilkaset kilometrów od ich domów, ich nie interesują.

Bywam na koncertach punkowych, gdzie jebie się w tekstach faszystów, jebie się policję, można pokrzyczeć i wrzucić coś do puszki na Food Not Bombs – no i co dalej...? Wykrzyczenie niezgody jest ważne, nie złoszczę się na to, że część tych postaw jest oderwana od rzeczywistości, ale same slogany – nawet wykrzykiwane – nie zmienią świata.

Nic nie robić?
Wolałbym, żeby ludzie skupili się na tym, co realnie mogą uczynić, niż spalali się w manifestowaniu niezgody. Dlatego wspomniałem o Wittlinie. Ludzie lubią gadać na pewne tematy, a Wittlin mówi, że on o tym milczy. Tymczasem warto zacząć od robienia choćby najprostszych rzeczy i nadmiar energii traconej w internetowych wojenkach wykorzystać na wspieranie organizacji pozarządowych, które od początku kryzysu uchodźczego, a potem wojny wykonują niesamowitą robotę. A przenosząc to na poziom wielkich tego świata – wyrażanie oburzenia na Putina nic nie znaczy wobec tego, że wciąż kupujesz od niego gaz i ropę.


Co mogą zrobić artyści? Uważam, że moralną powinnością każdego, kto ma jakiekolwiek zasięgi, dociera do publiczności – jest mówienie o tej wojnie. To może mieć realny efekt. Można się podśmiewać z flag w social mediach, ale sam symbol, mała wstążka przypięta do czapki najlepszej tenisistki na świecie daje ludziom sygnał: hej, temat istnieje!

Należy też dawać znać, że oprócz wojny dzieje się mnóstwo innych złych rzeczy. Granica białoruska nie może pójść w niepamięć.

Może masz jakieś dobre słowo o II Rzeczypospolitej?
Przez cztery lata wojny światowej przez obszar Polski przetoczyły się trzy ogromne armie, które pochłonęły i przetrawiły setki tysięcy ludzi, nie wspominając o zasobach czy infrastrukturze. To państwo startowało w 1918 roku z naprawdę niskiego pułapu. Ba, w 1918 nikt do końca nie wiedział, gdzie ono się kończy, a gdzie zaczyna. Musiało trwać w obliczu światowego kryzysu i w nieciekawym otoczeniu.

To dobrze, że zbudowano COP i Gdynię, bo stały się motorem napędowym gospodarki. Jasne, że mam problem z propagandą, z cukrowaniem obrazu dwudziestolecia. Trzeba piętnować rzeczy jednoznacznie złe, jak stosunek do mniejszości, kult jednostki, nie mówiąc o autorytaryzmie lat 30. – ale nie potrafię powiedzieć, że wszystko, co robiły władze, szczególnie te niewojskowe, było fatalne. Może więc nie mam „dobrego słowa” o II RP jako państwie, ale w tamtych okolicznościach chyba niewielu dałoby radę.

Zespół Hańba! zagra 17 grudnia o 20.00 w Domu Spotkań z Historią w ramach cyklu wydarzeń „Niezgoda na nienawiść” organizowanych w 100. rocznicę zabójstwa Prezydenta Gabriela Narutowicza