Odrodzona

Odrodzona

Susan Sontag

„Dzisiaj przyszła mi do głowy pewna myśl – tak jasna i oczywista! Mogę zrobić absolutnie wszystko i poza mną samą nie istnieje nic, co by mnie powstrzy­mało…” – przedpremierowe fragmenty „Dziennika”

Jeszcze 1 minuta czytania

24/05/49

Myślę, że nie mogę już zapomnieć tego, czego się o so­bie dowiedziałam… Obawiałam się, że to nastąpi, lecz nawet ponownie wtłoczona w ramy codziennej rutyny wciąż wiem, że prawdą jest to, co uświadomiłam so­bie na fali ekstazy… Patrzę na Irene, która ewident­nie mnie unika i jest bardzo zdezorientowana… te jej wąskie usta… Przykro mi się robi, gdy pomyślę, jak niekompletną jest osobą i jak żałosna na zawsze pozostanie… Nie przestałam jej kochać, ale dzięki H mój świat cudownie się otworzył, przez co postać Irene zupełnie zblakła i odeszła na trzeci plan…

Podjęłam tak niewiele trafnych decyzji, a większość z nich z niewłaściwych powodów… W moim liście do Irene było na przykład wiele prawdy, chociaż pier­wotnie wcale nie chciałam przekazać tego, co można wyczytać z moich pompatycznych fraz…

Kochać ciało i dobrze z niego korzystać, to po pierwsze… Jestem pewna, że teraz mogę postępować we­dług tej zasady, bowiem nic już mnie nie krępuje…

25/05/49

Susan Sontag, „Odrodzona, Dziennik t.1,
1947-1963”. Przeł. Dariusz Żukowski, Karakter,
Kraków, 384 strony, w księgarniach
od połowy października 2012
Dzisiaj przyszła mi do głowy pewna myśl – tak jasna i oczywista! W pierwszej chwili wydała mi się wręcz niedorzeczna – wprawiła mnie w oszołomienie i wręcz lekką histerię: – Mogę zrobić absolutnie wszystko i poza mną samą nie istnieje nic, co by mnie powstrzy­mało… Co stoi mi na przeszkodzie, bym się spakowa­ła i ruszyła w świat? Tylko presja środowiska, której sama postanowiłam ulec, zawsze bowiem wydawa­ła mi się tak wszechwładna, że nie myślałam nawet o tym, by się od niej uwolnić… Co mnie jednak tak naprawdę powstrzymuje? Lęk przed rodziną, zwłasz­cza matką? Przed utratą bezpieczeństwa i dóbr mate­rialnych? Tak, czynniki te mają znaczenie, ale tylko mnie przytrzymują… Czym takim jest uniwersytet? Nie muszę studiować, bo wszystkiego, co mnie inte­resuje, mogę się nauczyć samodzielnie – tak zresztą robię – a cała reszta to nudziarstwo… Uniwersytet daje poczucie bezpieczeństwa, bo studiowanie jest łatwe i bezpieczne… Co do matki, to szczerze mó­wiąc, mało mnie ona obchodzi – Po prostu nie chcę się z nią spotykać – Przez ostatnie kilka lat miałam wielkie upodobanie do dóbr materialnych – książek i płyt – ale co takiego powstrzymuje mnie przed tym, by włożyć papiery, zeszyty i kilka książek do małego pudełka, wysłać je do przechowalni w jakimś innym mieście, wrzucić na siebie kilka koszul i wbić się w le­visy, wetknąć zapasowe skarpetki do kieszeni płaszcza, wyjść z domu, zostawiwszy należycie byroniczny list do świata, i wsiąść w autobus jadący – dokądkolwiek? – Oczywiście za pierwszym razem policja zatrzymała­by mnie i zwróciła na łono zrozpaczonej rodziny, ale gdybym uciekła ponownie następnego dnia, i jesz­cze kolejnego, w końcu zostawiliby mnie w spokoju – Mogę wszystko! Niniejszym zawieram więc z sobą następujący układ: jeśli nie przyjmą mnie w Chicago, tego lata wyjadę z domu, tak jak to opisałam powyżej. Jeżeli natomiast mnie przyjmą, będę tam studiować przez następny rok. Kiedy jednak coś mi się tam nie spodoba – na przykład poczuję, że marnotrawię czas, to wyjadę – Boże, życie jest niesamowite!

26/05/49

Nowymi oczami patrzę na otaczający mnie świat. Przerażenie ogarnia mnie zwłaszcza na myśl o tym, że niemalże osunęłam się w życie akademickie. By­łoby to takie łatwe… wystarczyłoby tak jak dotąd do­stawać dobre stopnie – (zostałabym zapewne na wy­dziale języka angielskiego, gdyż nie mam zdolności matematycznych wymaganych na filozofii) – zrobić magisterkę, zostać asystentką, napisać kilka artyku­łów na tematy, które nikogo nie obchodzą, i w wieku sześćdziesięciu lat być brzydką, szacowną profesor zwyczajną. Traf chce, że dziś w bibliotece przeglą­dałam listę publikacji pracowników wydziału języka angielskiego – długie (na setki stron) monografie na tematy takie jak: „Użycie zaimków tuvous u Woltera”; „Krytyka społeczna w dziełach Fenimore’a Coopera”; „Bi­bliografia pism Breta Harte’a w czasopismach + gazetach kalifornijskich (1859–1891)”…

Jezu Chryste! W co ja się o mały włos nie wpakowałam?!?

27/05/49

Dzisiaj pewien regres – dezorientacja – ale teraz już przynajmniej potrafię stwierdzić, że to dobrze… lęk, lęk… Chodzi oczywiście o Irene: jaka ona dziecinna, a ja, jaka niewybaczalnie niedojrzała! Wszystko było w porządku, dopóki sądziłam, że mnie całkowicie od­rzuciła… I nagle, zeszłego wieczora, tuż przed moim wyjściem na wykład z filozofii, podeszła do mnie, by powiedzieć mi o swoim postanowieniu (!), że chcia­łaby mnie kiedyś lepiej poznać…

28/05/49

PRZYJĘTO MNIE NA STUDIA DO CHICAGO ZE STYPENDIUM W WYSOKOŚCI 765 DOLARÓW