„Dwutygodnik” zostaje
James Vaughan / CC BY-NC-SA 2.0

9 minut czytania

/ Media

„Dwutygodnik” zostaje

Redakcja

Wracamy z offline’owych zaświatów! Kolejny numer ukaże się 27 kwietnia na nasze dziesiąte urodziny. Będziemy je obchodzić hucznie razem z Wami. Bo to Wy nas uratowaliście

Jeszcze 2 minuty czytania

W dniu zamknięcia „Dwutygodnika” nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę, jak ważne dla Czytelników miejsce stworzyliśmy. Fala poparcia całkowicie nas oszołomiła, a kolejne wpisy, komentarze i komplementy stworzyły gęstą sieć, która nie pozwoliła nam opaść na dno. W kolejnych tygodniach anonimowe kliknięcia w statystykach zmieniały się w imiona, nazwiska, miejscowości. Wiele imion i wiele miejscowości. W tysiące żywych, czytelniczych doświadczeń. W jakiś sposób wszyscy przestaliśmy być dla siebie anonimowi. Starannie zbieraliśmy Wasze głosy – wszystkie spisane i wydrukowane w grubym pliku stronic krążyły po instytucjach, miastach, samorządach, trafiły do Ministerstwa Kultury, prywatnych mecenasów. I wszędzie robiły ogromne wrażenie. Minęły trzy miesiące, dzięki którym przekonaliśmy się, że nie była to jedna z wielu wysokich fal, które przetaczają się przez internet, by szybko wsiąknąć w piasek. Wciąż dostajemy dziesiątki wiadomości z pytaniami: jak pomóc? co mogę zrobić? kiedy wracacie? I stało się – wracamy za miesiąc!

Nowym wydawcą „Dwutygodnika” będzie Dom Spotkań z Historią, przy wsparciu Miasta Stołecznego Warszawy. Będziemy działać tak, jak do tej pory, i w niezmienionym składzie redakcyjnym. Współpraca z Domem Spotkań z Historią stanie się jednak okazją do stworzenia też nowych cykli i wątków tematycznych, łączących przeszłość ze zjawiskami współczesnymi. Pierwszy numer pisma w nowej odsłonie ukaże się w sobotę 27 kwietnia i zbiegnie się z obchodzonymi w Domu Spotkań z Historią urodzinami „Dwutygodnika”, na których – mamy nadzieję – wszyscy się spotkamy.

To „my” jest już oczywiste. Może trochę racji miała Dorota Masłowska, pisząc, że powstało „pokolenie Dwutygodnika”. Stworzyliśmy razem oswojoną i otwartą przestrzeń wymiany myśli, która posiadała jednak swoją osobowość, własny punkt widzenia – wciąż wywracany do góry nogami i definiowany na nowo. Kolejni autorzy wzbogacali i rozszerzali tę formułę, ale nigdy nie dopuściliśmy do całkowitego rozproszenia naszej uważności w sztucznych pluralizmach czy równie fałszywej neutralności, która często sprowadza się do obojętności albo wyrachowanego konformizmu. Dziś to szczególnie ważne.

Ewa Ryszawa, Wyszków
To dla mnie niezwykłe ważne źródło informacji i opinii o szeroko pojętych wydarzeniach i zjawiskach związanych z kulturą. Jestem od lat stałą czytelniczką.

Marcelina Kulig, Wrocław
„Dwutygodnik” w trakcie studiów był dla mnie nieocenionym źródłem wiedzy o kulturze. Chętnie korzystałam z artykułów w nim zamieszczonych, przygotowując się do kolokwiów i opracowując eseje. Teksty publikowane na łamach „Dwutygodnika”; wzbogaciły sposób, w jaki widzę świat i pozwoliły mi spojrzeć na różne sprawy z innej perspektywy.

Anita Wach, Kielce

Jest to najlepszy magazyn o sztuce, teatrze, tańcu, obyczajach, literaturze i muzyce. Artykuły są napisane przystępnie i trafiają do szerszego grona czytelników spoza artystycznej branży. To po prostu najlepszy magazyn o kulturze i jedyny!, w którym mogę poczytać o sztuce choreografii.

Łukasz Śpigiel, Vaasa, Finlandia

Od wielu lat. Co dwa tygodnie. Jakaś piękna niespodzianka.

Eryk Romek, Gdańsk
„Dwutygodnik” musi zostać. Nie tylko jest najważniejszym bodaj medium w internecie, nie tylko wypracował sobie przez prawie dziesięcioletni okres działalności własny język, styl i środowisko, ale jest też prestiżowym, opiniotwórczym, częściowo wręcz branżowym medium.

Joanna Włodarczyk, Kraków
Nie było i nie będzie takiego drugiego pisma.

Justyna Kurbiel, Ostrołęka

„Dwutygodnik” to jeden z niewielu portali, który publikuje niepowierzchowne artykuł na temat kultury. Dotyczy to zarówno aktualnych wydarzeń, jak i szerszego kontekstu. Dostęp do takich treści jest istotny szczególnie dla czytelników z mniejszych miast i wsi, którzy na co dzień nie mają wiele okazji do prowadzenia życia kulturalnego i intelektualnych dyskusji.

Mikołaj Denderski, Kraków
„Dwutygodnik” to dobro publiczne.

Dawid Bujno, Białystok
„Dwutygodnik” jest w tej chwili absolutnie najlepszym w Polsce pismem o kulturze i chyba najlepszym miejscem w polskiej sieci. Nie chodzi więc o kwestie ideologiczne, ale zwyczajnie o jakość, o poziom merytoryczny (!) publikowanych tekstów.

Tomasz Bujakiewicz, Wodzisław Śląski
Nie wyobrażam sobie, że zniknie jedyna kulturalna, znakomicie prowadzona zarówno edytorsko jak i treściowo gazeta, którą czytam. Jestem oburzony tym, że w prawie 40 milionowym kraju jakim jest Polska nie stać Państwa na utrzymanie jednego (bezpłatnego dla czytelników) internetowego magazynu o kulturze.

Janina Hobgarska, Jelenia Góra
Czytam „Dwutygodnik”, czerpię z niego wiedzę, jest mi potrzebny do własnego rozwoju i uczestnictwa w kulturze.

Zofia Frankowska, Warszawa
„Dwutygodnik” jest potrzebny i funkcjonuje w najlepszej z możliwych, formule. Jego zniknięcie, ale też zmiana sposobu dystrybuowania na płatny, przez co skierowany do węższych kręgów, będzie wielką stratą. Bez „Dwutygodnika” zrobi się bardzo pusto i tak zwyczajnie smutno.

Także dzięki temu wracamy z offline’owych zaświatów. Co tam widzieliśmy? Mnóstwo biurowego punk rocka, z naciskiem na bezwzględne budżetowe pogo; silne zwapnienie tunelu, który zamiast prowadzić do światła, wciąż się plątał, rozgałęział i zawracał nas do punktu wyjścia, sypiąc pył w oczy. Rozmaite biznesowe bestie i chimery. I próżnię. Liczne klawiatury komputerów, których klawisze trzeba było układać z mozołem jak pomieszane w kartonie klocki lego. Widzieliśmy rzeczy, które nie śniły się ani filozofom, ani księgowym, może jedynie menedżerom działu z mięsem sieci Biedronka. I rzeczywiście, prawie trafiliśmy do Portugalii, a nawet zaciągnęliśmy się na transatlantycki statek wielorybników. A to byliśmy w Katowicach, a to w Krakowie, po drodze zaczerpując tchu w Łodzi. Berlin, Waszyngton, Oslo? Może wyrzucić po drodze teatr, może media? Albo dodać dział „Kapusta kiszona i jej przyjazny stosunek do ludzkiego szczęścia” albo „Rola paracetamolu w osiąganiu rzutkiej puenty”? Niewinna ruletka czasem zmieniała się w karuzelę, a ta w cyklon.

Czasem, w stanie najwyższego wzburzenia, wchodziliśmy na naszą nieruchomą, archiwalną stronę. Albo zstępowaliśmy do jej serca, CMS-a, by poprawiając ten jeden przecinek, utrzymać się przy pozorach życia. W poczuciu beznadziei podsyłaliśmy sobie tematy artykułów, z których szybko powstał fejsbukowy cykl „Dziś napisalibyśmy o…”. Zachłannie rzucaliśmy się na pierwsze lepsze zdanie wirujące w mediach, by ozdobić je blaskiem stylistycznej równowagi. Lub pogrążaliśmy się w wąskiej gardzieli transportu publicznego, by redagować przygodne pogawędki i napisy na Netflixie. W akcie zupełnego szaleństwa tworzyliśmy niekończące się ciągi możliwych synonimów albo z rdzeni przypadkowych wyrazów tworzyliśmy atomowe rozpiętości znaczeń. Nasza bezcenna fotoedytorka poszukiwała ilustracji niemożliwych, łączących rozległość podpowiedzianych przez redaktorów sensów w jeden ostry jak cios obraz.

Zrozumieliśmy, że redagowanie, praca nad tekstem jest nie tylko zawodem, który wymaga intuicji i praktyki, ale jest też swego rodzaju stosunkiem do życia – redagować można teksty, ale też świat i myśli. Dlatego powołaliśmy fundację Redaktorzy Kultury, dzięki której mamy nadzieję pozyskiwać dodatkowe środki dla „Dwutygodnika”, a w ten sposób nie tylko publikować więcej treści, ale też zapewnić ciągłość naszego czasopisma. Jesteśmy też otwarci na współpracę z innymi miastami, dla których kultura jest ważnym składnikiem tożsamości.

Nigdy nie kierowaliśmy się tak zwaną klikalnością. Czasem zamawialiśmy teksty przeoczane przez czytelników – i dalej będziemy to robić. Będziemy pisać o niszowych przedstawieniach, eksperymentalnych filmach, offowych płytach czy tomikach poezji drukowanych w stu egzemplarzach. Wybitni artyści bez całego bogatego tła, na którym się zjawiają, zmieniają się w abstrakcyjne konstelacje prądów i pokoleń. Cieszy nas, że czasem, rzadko, ale jednak, udało nam się z twórczego szumu otaczającego pierwszoligowców wyłonić ich następców i partnerów. Dziś twórcy, których promowaliśmy od początku na naszych łamach, nie potrzebują naszego wsparcia – i jest to przewrotną nagrodą. Również nasi autorzy przechodzą do większych  magazynów, tygodników i dzienników. Odczuliśmy to szczególnie w ostatnich miesiącach, kiedy czytaliśmy ich teksty w mainstreamowych mediach. Mamy nadzieję, że wrócicie do nas, choćby czasem. Pracujemy teraz nad nowymi cyklami, szukamy nowych felietonistów, nie rezygnując z dotychczasowych. Nie wiemy, czy to się uda, ale chcemy Was zaskoczyć. 

Mamy dziesiątki pomysłów na teksty – powstawały w próżni, kiedy mieliśmy nikłe nadzieje na reaktywację pisma. Mimo wszystko spisywaliśmy je i szukaliśmy dla nich autorów. Wymyślaliśmy rozmowy, eseje, a wreszcie – nowe cykle wideo, które moglibyśmy oddać w ręce artystów.

Nadszedł czas, by wszystko to wreszcie zrealizować!