Milcząca wieszczka

Magdalena Kargul

„Borys albo jeden dzień lata” Małgorzaty I. Niemczyńskiej ma rzadką w książkach debiutanckich przemyślaną strukturę. Jednak daleko posunięta umowność świata przedstawionego nie zostaje tu zrównoważona drugim niezbędnym elementem

Milcząca wieszczka

Jeszcze 2 minuty czytania

Milcząca wieszczka

Gdyby pokusić się o pewne uproszczenia, można by z grubsza wyróżnić dwa rodzaje debiutów: te pisane pod czytelnika i te powstałe z myślą o krytykach. O ile w przypadku pierwszych łatwo wskazać warsztatowe błędy i niedociągnięcia, względnie proste do skorygowania w przyszłości, to drugie, przy całej swojej dopracowanej formie, najczęściej pozostają książkami, z których niewiele się pamięta po ich odłożeniu. W takim przypadku trudniej też wskazać, co dokładnie poszło nie tak. „Borys albo jeden dzień lata” jest właśnie taką książką.

W dwunastu rozdziałach, odliczanych (bardzo zgrabnie) od końca, autorka przedstawia swoich bohaterów, zamieszkujących nieokreślone miasteczko nad morzem. Gdzie i kiedy dzieje się akcja? Tego nie wiemy. Postaci wydają się pochodzić z różnych porządków i kultur. Czas akcji również przysparza kłopotów. Można by szukać drogi na skróty: stan wyjątkowy, który panuje w świecie powieści, przyrównać do stanu wojennego z 1981 roku, zasłyszaną frazę o ostatnim lecie przed wojną połączyć z 1939 rokiem. Jednak wraz z kolejnymi stronami nic z tych schematów myślowych nie zostaje, bo tu ktoś wspomina, że internet i smartfony to odległa przeszłość, a tam ktoś powiększa sobie usta. Nic tu się nie zgadza. A bohaterowie nawet nie pamiętają, w jaki sposób ich świat stał się taki, jaki jest; tylko stare wycinki prasowe mówią o rozrzucaniu ulotek i jakichś protestach.

Miasto także pozostaje bezimienne, chociaż jego ulice brzmią znajomo: Brzegowa, Pańska, Stolarska. Jednak o jego topografii wiemy niewiele, jest jedynie szkicem: „Korekty topografii wydawały się niewielkie (...). Wyjechać z miasta? W zasadzie niemożliwe. Niejednokrotnie próbowali z nudów (...) dlatego odgadli, że labirynt zabudowań przemieszcza się, tworząc koncentryczne kręgi. Tylko raz przedarli się za bodaj ostatni, najbardziej zewnętrzny, i zobaczyli tam drewniany płot. Za płotem świat się urywał”.

Małgorzata I. Niemczyńska, „Borys albo jeden dzień lata”. Mando, 304 strony, w księgarniach od września 2023

Umowność dekoracji staje się charakterystyczną cechą samego świata. Nic dziwnego, że najlepiej orientują się w nim dzieci, a dwa rozdziały im poświęcone są najlepsze w książce. Jedną z dziecięcych postaci jest Tessa, przewodząca finałowej rewolucji. Dziewczynka jest w zasadzie nadbohaterką – widzi i wie wszystko, co czytelniczka starała się stopniowo odkrywać w poprzednich rozdziałach. Co z tego, skoro wieszczkom nikt nie wierzy. Nic więc dziwnego, że dziewczyna przestaje odzywać się do dorosłych, a z dziećmi porozumiewa się we własnym języku. Figura wieszczki zamienionej w milczące dziecko jest jednym z chwytów najlepiej wykorzystanych przez Niemczyńską: dziewczynka, traktowana jako całkowicie obojętna i zamknięta na świat, rozumie więcej niż dorośli, wie także, co czują inni i co ich spotkało. Tak jakby spoglądała na świat z poziomu narratora (którego miejsce zajmuje jedynie w finałowym rozdziale).

W jednym miejscu, kiedy Tessa wraz z innym bohaterem, Izaakiem, przewodzą przemarszowi na zakazaną plażę, słyszymy echa Mickiewiczowskich „Ballad i romansów” – szaleniec i dziecko widzą więcej i czują więcej. Ten trop kontrastuje ze stylem Niemczyńskiej, która pisze w sposób suchy i intelektualny. Jasne, są tu interesujące, twórczo przeobrażone aluzje – Proustowskie magdalenki zamiast wywoływać nostalgię, dają przeczucie fatum ciążącego na przyszłości, które urzeczywistnia się w późniejszych scenach. Widać też skupienie autorki na języku, na próbach wytrącenia czytelniczki z utartych schematów słownych i skrótów myślowych („metr po centymetrze”, „wyszedł z mieszkania, choć powinien z siebie”, „dawał jej jakieś sześćdziesiąt pięć lat, chociaż ona pewnie i tak by nie wzięła”). Niekiedy frazy zachwycają, jednak w tak dużym natężeniu – męczą.

Forma tej powieści sprawdziłaby się lepiej w krótkiej formie. Postaci sprowadzone do kluczowego atrybutu (jak powracająca zbyt często indycza szyja Róży) nie są nośnikami żadnych znaczących sensów czy postaw, nie popychają też akcji naprzód. W tym sensie są więc zbędne, służą jedynie językowym popisom i budowaniu wzajemnych relacji, znowu – niekoniecznych do rozstrzygnięcia powieści. Niemczyńska wydaje się niezdecydowana, jaką powieść chciałaby stworzyć; czy ma to być jedynie zbiór impresji dotyczących jednego dnia lata, czy może klasyczna powieść z punktem kulminacyjnym prowadzącym do rozwiązania. Nie sposób tego jednoznacznie stwierdzić, ponieważ moment przełomowy (śmiertelny wypadek samochodowy) nie wydaje się tu wcale niezbędny, żeby przejść do finału (wejścia na zakazaną plażę). Sama rewolucja zostaje zapoczątkowana już o poranku, a wypadek jedynie ją unaocznia.

Nawet sprawdzony zabieg wprowadzenia tajemniczej postaci tu nie działa. Tytułowy Borys, wspominany przez część postaci (głównie z uwagi na romanse i szemrane interesy), z kolejnymi rozdziałami stopniowo zanika, aż w końcu w ostatnich właściwie nie ma już o nim mowy. Mogłoby to rozpalać wyobraźnię, gdyby prowadziło do ujawnienia jego roli w tworzeniu i podtrzymywaniu systemu, jednak ten małomiasteczkowy biznesmen ma jedynie wątłe powiązania z innymi postaciami. To tylko kolejny wysoko postawiony, kontrolujący mężczyzna, który ma słabość do młodych dziewcząt i potrafi załatwić posadę dzieciom dawnych znajomych. Można bronić Niemczyńskiej, przypisując temu zabiegowi ukryty zamysł: w końcu tajemnica jest równie prozaiczna co sama akcja. Jednak w ostatecznym rozrachunku sztuczka z wprowadzeniem tak enigmatycznej postaci pozbawionej własnego głosu się nie opłaca. Strzelba Czechowa nie wypala, czytelniczka nie dowiaduje się, kim jest Borys, składający się jedynie ze skrawków wypowiedzi, które nie łączą się w całość.

Powieść Małgorzaty I. Niemczyńskiej ma rzadką w książkach debiutanckich przemyślaną strukturę. Jednak daleko posunięta umowność i nieokreśloność świata przedstawionego, chociaż sprawnie domknięta i wyjaśniona w finałowych scenach, nie zostaje tu zrównoważona drugim niezbędnym elementem: dobrą fabułą.

Nagroda Literacka im. Witolda Gombrowicza
Partnerami cyklu tekstów wokół debiutów literackich są Fundacja Instytut Gombrowiczowski oraz Muzeum Witolda Gombrowicza, współorganizatorzy przyznawanej przez Prezydenta Radomia Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza.