Strajk dla nowej sieci
Jared Rodriguez, Truthout / CC BY-NC-ND 2.0

17 minut czytania

/ Media

Strajk dla nowej sieci

Michał Krzykawski

Zorganizujmy strajk. Może powinien on mieć tę samą wagę co strajk dla klimatu. Może powinien pochodzić z podobnego i pozbawionego przemocy ruchu obywatelskiego nieposłuszeństwa

Jeszcze 4 minuty czytania

Trzydzieści lat temu ogólnoświatowy system informacyjny o nazwie World Wide Web, potocznie nazywany siecią, stał się powszechnie dostępny. 30 kwietnia 1993 roku europejski ośrodek naukowo-badawczy CERN z siedzibą w Genewie, w którym ten system został opracowany, ogłosił, że ma on być bezpłatny i służyć każdemu, a kod tworzący WWW umieścił w domenie publicznej.

Błyskawicznie postępująca od 2004 roku (roku uruchomienia Facebooka) platformizacja sieci, dokonywana przez korporacje nastawione na zysk, ostatecznie pogrzebała nadzieje z nią łączone i sprawiła, że sieć przestała być miejscem sprzyjającym dobremu życiu.

Architektura platform, projektowanych bez poszanowania wiedzy na temat funkcjonowania systemów społecznych i struktur poznawczych lub wykorzystująca tę wiedzę do manipulowania użytkownikami, zaczęła generować bezład, poczucie lęku i coraz większą monotonię. Krótko mówiąc, splatformizowana sieć stała się wielkim generatorem entropii.

Dlatego zamiast tracić czas na przysłuchiwanie się oderwanym od usieciowanej rzeczywistości dyskusjom o pozytywnych scenariuszach rozwoju sztucznej inteligencji lub, odwrotnie, kreślić powiązane z tym dystopie, zróbmy coś konkretnego.

Zorganizujmy strajk. Strajk dla nowej sieci. Może powinien on mieć tę samą wagę co strajk dla klimatu? Może powinien pochodzić z podobnego i pozbawionego przemocy ruchu obywatelskiego nieposłuszeństwa?

Polityka technologiczna

„Sieć zaczęła umierać w 2014 roku” – pisał na swoim blogu trzy lata później niezależny programista André Staltz, pokazując, jak do tego doszło. Trudno nazywać siecią system, w którym ponad 70% przepływów jest kontrolowanych przez dwie, odgrywające rolę quasi-państw, korporacje: Google i Facebook (obecnie Meta). W przejętej i zaprojektowanej w ten sposób sieci trudno o dobre życie, ponieważ jej architektura ma służyć eksploatowaniu nas z zasobów psychicznych (kognitywnych): gestów, słów, myśli i emocji, a także z czasu przeznaczonego na sen i odpoczynek.

Mechanizmy tej eksploatacji, choć o wiele bardziej wyrafinowane i o wiele mniej widoczne, są równie brutalne co w przypadku eksploatacji przyrody. Ta zresztą zawsze była i jest eksploatacją ludzi. Tym dwóm systemowo powiązanym formom wyzysku trzeba położyć kres.

Dezercja z sieci nie jest rozwiązaniem. Potrzebujemy nowej sieci jako przestrzeni pomyślanej i zaprojektowanej tak, aby nie była polem minowym, usianym manipulacyjnymi schematami interfejsów (tzw. dark patterns), które utrzymują nas w błędach poznawczych (cognitive biases) mających wpływ na nasze emocje, postawy, sposoby rozumowania i działania. Przeciwnie, potrzebujemy sieci, która mogłaby nas przed tymi błędami chronić i sprzyjać współwytwarzaniu różnorodnych form wiedzy.

Aby rozpocząć budowę nowej sieci, potrzebujemy polityki technologicznej zapewniającej solidne wsparcie, przede wszystkim finansowe, środowiskom projektantów, inżynierów i badaczy z różnych dyscyplin, którzy nie boją się o takiej sieci marzyć i mają wystarczające kompetencje, teoretyczne i praktyczne, aby zabrać się za jej budowę. Bo wszystkie techniki są początkowo marzeniami, które mogą obrócić się w koszmary. A my wylądowaliśmy w informacyjnym koszmarze.

Dlatego musimy wywierać presję na polityków, którzy chcą nami rządzić. Pytajmy, jaką mają wizję technologicznej przyszłości lub odeślijmy ich w polityczny niebyt, jeśli jej nie mają. Domagajmy się od nich, aby technologię traktowali jako przedmiot debaty, równie trudnej i poważnej co debata o klimacie, a nie łatwy środek do obrzucania się błotem na Twitterze lub paradowania na TikToku. Zaprotestujmy przeciwko uprawianiu tej szambopolityki na socjalach, uznając to za wyraz politycznej niedojrzałości i nieprzygotowania do rządzenia. Ustalmy zasadę: nie masz pojęcia o technologii (lub masz i wykorzystujesz ją, aby siać zgorszenie) – nie ma dla ciebie miejsca w polskim parlamencie i instytucjach Unii Europejskiej, w których dzisiaj toczy się gra o technologiczną przyszłość Europy. Dotycząca przede wszystkim młodszych pokoleń.

Adaptacja przestała być opcją

W „Kapitalizmie sieci” ekonomista Jan Zygmuntowski słusznie pisze, że największym zagrożeniem jest „nie rywalizacja między firmami technologicznymi a państwami […], ale raczej ich współpraca”. Fakt, że szef Netflixa – jak zauważył niedawno politolog i scenarzysta Maciej Sobczyk – może wpaść do Warszawy na śniadanie z prezydentem Dudą i jeszcze tego samego dnia spotkać się z premierem Morawieckim, aby za przyzwoleniem Cieszyńskiego, ministra cyfryzacji, ubić korzystny dla siebie, choć niekorzystny dla polskich twórców i polskiego społeczeństwa, interes, pokazuje, że nie tylko to zagrożenie jest realne, ale stało się również standardem uprawiania polityki na najwyższych szczeblach władzy.

Zagrożenie płynące ze współpracy państwa z molochami technologicznymi – i na to właśnie chcę tutaj zwrócić szczególną uwagę – nie dotyczy jednak wyłącznie domeny ekonomii. Tak, ekonomia jest kluczowa, bo to interes ekonomiczny decyduje o kierunku rozwoju platform. Dlatego budowa nowej sieci siłą rzeczy musi wiązać się z dogłębną zmianą dotychczasowego modelu rozwoju gospodarczego, a także stojącego za nim systemu przekonań i wartości. Jednego od drugiego oddzielić się nie da, zwłaszcza w kontekście przekształceń świata pracy w dobie automatyzacji procesów z procesami myślowymi włącznie. Ale usługi oferowane przez platformy odbijają się również negatywnie na naszym dobrostanie psychicznym i jakości zawiązywanych relacji społecznych. Zostaliśmy zapędzeni na platformy, które w o wiele większym stopniu wysługują się nami, niż nam służą. A przede wszystkim rodzą permanentne poczucie wyczerpania. To tutaj należy szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego młodzi aktywiści tak szybko się wypalają.

Strajk dla nowej sieci jest potrzebny, ponieważ adaptacja do warunków panujących w tak zaprojektowanym systemie informacyjnym nie jest możliwa. Adaptacja, jak pisze Geert Lovink w „Extinction Internet”, przestała być opcją. Dlatego, przekonuje holenderski krytyk sieci, musimy zacząć mówić o niej innym językiem. Ma on nam pomóc zrozumieć to, co dzieje się teraz, a także uprzedzić to, co nadchodzi, i pozwolić odbić w inną stronę.

Ekologia techniki

Gdzie szukać pierwszych dźwięków takiego języka? Od czego zacząć budowę kształtujących go znaczeń? Przede wszystkim od budowania świadomości technologicznej i pełniejszego rozumienia technologii, które muszą iść w parze ze świadomością ekologiczną i pełniejszym rozumieniem ekologii.

Nie wiem, jak zorganizować strajk dla nowej sieci. Nie ulega jednak wątpliwości, że nie da się tego zrobić bez zmiany dotychczasowych sposobów myślenia o ekologii i technologii, a także o relacji, jaka je ze sobą łączy.

Ekologia – ekologia polityczna, a nie ekologia w sensie nauki – to coś więcej niż troska o przyrodę. Kryzys ekologiczny rozgrywa się dziś, jak pisał w 1989 roku filozof Félix Guattari, na trzech płaszczyznach: ekologii środowiskowej (dotyczącej naszych relacji z przyrodą), ekologii społecznej (dotyczącej stosunków nawiązywanych w przestrzeni społecznej) i ekologii umysłowej (dotyczącej sposobów wytwarzania podmiotowości). Guattari zachęcał, aby na te trzy płaszczyzny ekologii patrzeć jednocześnie. Nie sposób dbać o środowisko, zaniedbując jakość relacji społecznych; nie sposób tych relacji kultywować, odczuwając cierpienie psychiczne; nie sposób nie odczuwać tego cierpienia, gdy relacje społeczne ulegają rozpadowi, a przyroda jest niszczona.

Ekologia społeczna i ekologia umysłowa są dzisiaj równie istotne co ekologia środowiskowa. Ale występujący na tych trzech płaszczyznach kryzys ma jedno źródło. Jest nim technika, a raczej brak właściwego zintegrowania systemu technicznego z systemami życia. Oznacza to wytwarzanie technologii bez poszanowania dynamiki, jaka tymi systemami rządzi i pozwala im rozkwitać, co jest szczególnie dotkliwe w świecie, którego zasoby, z zasobami psychicznymi włącznie, są ograniczone i ulegają wyczerpaniu. Zwłaszcza wtedy, gdy stają się one przedmiotem zbójeckiej eksploatacji, niedającej szans na ich regenerację i w tym sensie będącej antytezą dobrego gospodarowania.

Ludźmi – w o wiele większym stopniu niż biologia – czyni nas technika. W technice przejawia się życie. To dzięki niej przekształcamy świat w dające się po ludzku zamieszkać przestrzenie. Nie tylko fizyczne, ale również społeczne i psychiczne, powiązane z określonym terytorium lub nie. Ale to również przez technikę, a raczej przez ślepe podporządkowanie rozwoju technologicznego paradygmatowi zysku, możemy doprowadzić do dewastacji tych przestrzeni życiowych. O ile w przypadku zniszczeń przestrzeni naturalnych wskutek działalności przemysłowej ta dwuznaczność naszej aktywności technicznej wydaje się dość oczywista, o tyle fakt, że technologie cyfrowe mogą pustoszyć przestrzenie społeczne i psychiczne, powinien dać nam do myślenia.

Zestrajać, nie przyspieszać

Technologie przeniknęły wszystkie aspekty naszego życia, ale nasze konwencjonalne myślenie o technice pozostaje bardzo wąskie, by nie powiedzieć płytkie. To dlatego powszechne rozumienie technologii cyfrowych jest ograniczone i świadczy o technologicznym zagubieniu. Żyjemy w świecie technokulturowych fantazji o humanoidalnych robotach i transhumanistycznych bajek o świadomych maszynach. Tymczasem implikacje psychospołeczne nieuregulowanego rozwoju technologii są realne i wymagają realistycznego spojrzenia.

W pewnym sensie jego brak nie powinien zaskakiwać. Historia techniki, zwłaszcza tej nowoczesnej, uczy nas, że jej rozwój jest szybszy niż rozwój społeczeństwa i kultury, co prowadzi do rozstrojenia (określenie historyka Bertranda Gille’a) tych trzech systemów. Ponieważ to rozstrojenie jest dzisiaj jeszcze większe niż przed kilkoma dekadami, szersze rozumienie transformacji technologicznej w połączeniu z transformacją ekologiczną przychodzi nam z jeszcze większym trudem i w jeszcze większym zapóźnieniu.

Uderzająco prosty i sugestywny obraz tego rozstrojenia przedstawia grafika „What happens in an Internet minute”: podczas gdy w naszym życiu w jedną minutę niewiele się wydarza, jedna minuta w internecie to gigantyczna liczba wydarzeń i rozprzestrzeniających się w nanosekundach informacji, nad którymi nie panujemy, a które mogą panować nad nami, rodząc w ten sposób destrukcję pozbawioną twórczych właściwości.

Nową sieć trzeba zbudować po to, aby doprowadzić do ponownego zestrojenia techniki, kultury i społeczeństwa wraz z przynależnymi im czasowościami i przestrzeniami. W strajku dla nowej sieci nie idzie wyłącznie o budowę nowego internetu. Wyzwanie polega na odbudowie sieci życia na Ziemi, która ulega digitalizacji, staje się technosferą (określenie geologa Petera Haffa), a jednocześnie płonie. Trzeba zestrajać, a nie przyspieszać lub zwalniać.

Psychotechnologie

Kluczową rolę w tym zestrojeniu odgrywa jeszcze jeden wymiar: psychiczny. Technologie informacyjno-komunikacyjne (albo psychotechnologie, jak nazywał je filozof Bernard Stiegler), oprócz tego, że zmieniają życie społeczne, ingerują również w ustrój psychiczny i zaburzają prawidłowe utrzymanie metabolizmu informacyjnego (to z kolei określenie psychiatry Jana Kępińskiego).

Najbardziej uderzającym przykładem tej ingerencji techniki w psychikę jest dzisiaj wbudowana w większość mediów społecznościowych i platform streamingowych tzw. technologia perswazyjna, projektowana w taki sposób, aby kształtować nawykowe z nich korzystanie. Jak wyjaśnia medioznawca Grzegorz Ptaszek, taka technologia ma „angażować użytkowników na wielu różnych poziomach: kognitywnym, emocjonalnym czy finalnie behawioralnym”. I dodaje: „W koncernach technologicznych interdyscyplinarne zespoły, składające się z psychologów i projektantów, od dawna pracują nad projektowaniem określonych zachowań użytkowników”.

Takie zespoły mogą i powinny być dla nas kontrprzykładem. Powołajmy – przy wsparciu funduszy państwowych i unijnych, ale w ramach czegoś lepszego niż system grantowy promujący konkurencję, a nie współpracę – nowe zespoły, którym przyświecałby inny cel: przekształcić psychotechnologie w kanały przepływu nowych form energii społecznej. Bo tego rodzaju energii, zwłaszcza w walce ze spodziewanymi skutkami zmian klimatycznych, nie da się niczym zastąpić.

To podstawowy cel polityki technologicznej: wydobyć potencjał technologii cyfrowych zniweczony przez platformy i wynalazki techniczne, które nie przynoszą innowacji społecznych, bo tylko przechwytują wytwarzane w sieci wartości. Ogromną rolę w tym zakresie mają do odegrania uczelnie wyższe. Wybór, przed jakim stoją, rysuje się dzisiaj prosto. Albo będą one tańczyć w rytm wybijany przez techbiznes i kształcić przyszłe kadry technologicznych molochów, albo stworzą przeciwwagę dla tego typu praktyk, kładąc podwaliny nowej kultury technicznej.

Technologia, w której żyjemy

Gdy mowa o sieci, mowa o technologii, w której żyjemy. Pozostawianie jej w rękach wąskiej elity technicznej jest dobrowolnym oddawaniem się w te ręce. Przedstawiciele władzy, którzy tego nie dostrzegają lub nie posiadają wystarczającego zmysłu i rozeznania, aby nie ulegać lobbingowi uprawianemu przez cyfrowych gigantów i ich suto opłacanemu marketingowi, ściągają na nas największe niebezpieczeństwo.

Powtórzmy sobie te słowa: technologia, w której żyjemy. Bo technologia, wbrew konwencjonalnemu sposobowi jej ujmowania, nie jest zbiorem gadżetów, choć w ten sposób jest nam sprzedawana. Nie jest też, wbrew powszechnemu przekonaniu, neutralna. Każda technologia momentalnie przekształca otoczenie, w którym się pojawia, niezależnie od tego, czy to przekształcenie oceniamy pozytywnie lub negatywnie. Jednocześnie to, do jakich celów używamy technologii, nie zależy od abstrakcyjnego „człowieka”, lecz od szerszych struktur ekonomiczno-politycznych, które decydują o tym, jak jest ona projektowana, jakim celom ma służyć i czyje interesy zabezpieczać. Bo technologia jest projektowana przez konkretnych ludzi, podejmujących konkretne decyzje projektowe, reprezentujących konkretne interesy i pracujących dla konkretnych firm lub organizacji państwowych. W przypadku technologii cyfrowych lub systemów tzw. sztucznej inteligencji to wiedza elementarna o fundamentalnym znaczeniu.

To dlatego konwencjonalne traktowanie technologii cyfrowych jako zbioru narzędzi pozostających do dyspozycji użytkowników jest wielkim błędem. Problemem jest właśnie to, że daliśmy się sprowadzić na pozycję użytkowników, a więc de facto konsumentów technologii. A z takiej pozycji trudniej dostrzec, że technologia to system techniczny, który oddziałuje na systemy społeczne i życie psychiczne.

Jako obywatele i obywatelki musimy zająć w tej grze politycznej inną pozycję poprzez zmianę spojrzenia na technologię i na nas samych. Tylko w ten sposób możemy zrozumieć, że konieczność uregulowania technologii, od algorytmów zasilających media społecznościowe do generatorów tekstów, nie jest wyłącznie kwestią prawną. Zwłaszcza jeśli chroniącymi nas prawami okazują się w ostateczności prawa konsumenta, który w nomenklaturze stosowanej w unijnych regulacjach jest zresztą permanentnie mylony z obywatelem.

Konieczność budowy nowej sieci wynika z konieczności właściwego uspołecznienia technologii. Czym miałoby ono konkretnie być? Pomyślcie o Wikipedii. Ta internetowa encyklopedia jest wzorcowym przykładem uspołecznienia technologii, ponieważ współtworząca ją społeczność postępuje według ustalanych przez siebie reguł. Istnienie tych reguł ma kluczowe znaczenie dla jakości haseł, dla procesu ich zatwierdzania i dla zażegnywania konfliktów. Wikipedię można uznać za kulturowe dobro wspólne, ponieważ w jej przypadku działają: określona wspólnota, współdzielony przez nią zasób i wspomniane reguły umożliwiające korzystanie z niego w taki sposób, aby móc jednocześnie o niego dbać.

A teraz pomyślcie o Facebooku albo TikToku. Tego typu media są antyprzykładem uspołecznienia, ponieważ ich użytkownicy nie znają reguł wpisanych w działanie zasilających je algorytmów. Nie tworzą wspólnoty (społeczności) i nie mają kontroli nad własnymi zasobami psychicznymi (uwagą, emocjami, gestami, słowami i pragnieniami). Te ostatnie mogą w ten sposób być przedmiotem eksploatacji, z której zysk, przy wątpliwej korzyści dla rozwoju społecznego i umysłowego, czerpią właściciele tych mediów.

Taki układ nam się po prostu nie opłaca. Gospodarczo, psychicznie i pod każdym innym względem. Stanie się to jasne, jeśli tylko na szkody w sferze ekologii społecznej i umysłowej, wyrządzane nam przez źle zaprojektowaną sieć, zaczniemy patrzeć jak na szkody wyrządzane Odrze w sferze ekologii środowiskowej. Bo chodzi tu o te same mechanizmy przemysłowej eksploatacji zasobów wraz z jej konsekwencjami dla zorganizowanych i różnorodnych form życia.

Strajk dla nowej sieci to strajk na rzecz organizacji nowego świata przemysłowego. Mógłby on uczynić konieczność budowy takiej sieci czymś realnym i pożądanym. W splatformizowanej sieci nie ma przyszłości. Wybierajmy polityków, którzy widzą ten stan rzeczy i mają na tyle odwagi, aby przyczynić się do jego zmiany.