UKRAINA 2012: wiersze

Julija Stachiwska

pożegnanie

chyba kiedy żegnasz się kładziesz sobie pod język listek [laurowyi od tego pocałunek jest gorzki i czarny trochę jak blekot
kocham tę przynętę tak cudownie z nią umierać rozpaczliwie [chwytać wieczornesuszone śliwki cieni zapisywać że karol linneusz jednak miał [rację:żyrafa naszej miłości wydłuża szyję bo tak chce i nie [potrzebujezrywać liści z drzewa bo laur teraz na dole rośnie

1349

leżeć i zasypiać razem. mówić:

sen rozrasta się jak młode drzewko: pęd do pędu
korzeń do korzenia
listki przylepiają się do okiennic
a w ciepłym abażurze jak w gnieździe remiza
jeszcze siedzi ptaszek światła
i chociaż nie ma sitowia – zamieni je trzcinka ciszy
i chociaż nie ma puchu-kwiatu – zamieni go pierze poduszek
i chociaż wierzba nie rośnie to sen rozrasta się
mrok zapada się zostawia z góry puszyste kretowiska
żyje i drobno oddycha

nienatrętna głębia

na wiosnę kiedy szare mysie cienie znikają
i białe kawałki śniegu jak mewy
na łeb na szyję rzucają się z pochyłych dachów
i lecą kilka pięter tak że zaczynam wierzyć –

zobaczyły na dole niewielką rybę w naszych oczach
i teraz chcą ją złapać zanurzyć się w moją piwność
zanurzyć się w czyjś błękit przeniknąć jego szarość

stań obok długiej krtani rynsztoku zaciśnij pięść i pomyśl:
tak naprawdę rozbiją się
tak naprawdę po prostu szukają przywidzeń
przecież ludzie tak rzadko podnoszą oczy do nieba
i coraz trudniej ujrzeć głębię
nienatrętną jak dziecięcy śmiech

druga połowa

jesteś gdzieś tam gdzie druga połowa deszczu
i dlatego wszystko jest takie zimne jak rekin
i harpun-samotnik stalowo leży

rano znajduję jeszcze kilka ciepłych listów
są jak ślepe kocięta:
nie wiem nic o kolorze ich szarych oczu

a deszcz całą noc a kwiecień
zdawał się tego roku zbyt zimny
tak że rano przystawiam lusterko
do jego nozdrzy: jest żywy?

mój maleńki chłopczyku
nie zamykaj lufcika –
dzisiaj do ciebie w nocy przypłyną
dwie egzotyczne rybki: jedna – cytrynowa
druga – moja miłość

łyżki – my

wieczoru naiwny perkal –
gołoledź

w tę kruchą i nie mroźną pogodę
jesteśmy jak dwie łyżki z jednego serwisu –
jednakowe obrazki
tylko ty – duża stołowa
do zup i wszelkiego tam
tylko ja – maleńka deserowa
do galaretki i nie tylko
ale – uwierzcie – obiema jednakowo
można się nasycić

ryba – bije światło
i domino ożywionych okien rozlatuje się
po domu – ktoś jest

jesteśmy jak dwie łyżki z jednego serwisu –
jednakowe wygięcia
nie ostro tylko płynnie tak
przytulność przyciska każdy
kącik do ściany

1350

***

cień myszy trzęsie się ze strachu za twoim uszkiem
jego serce bije tak szybko
nad brwią ciepły kot umościł się jak kłębek –
słoneczny promień

i wszystkie drzwi są zamknięte jak w obcym mieście
i trochę na uboczu jak w warszawie
śpi twoje serce jak serce chopina
w grobowcu jakiegoś wewnętrznego kościoła
do którego mi nic

ale ty wciąż czekasz na mnie siedząc w parku
jak jakiś zagubiony bagaż
nerwowo czytasz czasopismo i zerkasz na mrówki
strzałek które troskliwie przenoszą białe jajeczka sekund
do jakiegoś ogromnego tylko im znanego mrowiska

kiedy spotykamy się – nasze pustki w środku
zarastają jak przeręble
słyszę tylko szum nurtu

dźwięczne przedmieścia

dźwięczne przedmieścia są
jak sztućce
moja kolej na 13 osób
z zimnymi widelcami szyn
albo
jak linijka w plecaku pierwszoklasisty:
zawsze mało
i zawsze połamana

zamach na tę ciszę
między stacjami jest udany
łapię największy jej kawał
gdzieś między polem a lasem
lasem a polem

i oto ostatnie ostrze cykady
ociera o głowę maku
i on opada
jak głowa jana

a stara kolej lęka się
ciebie i mnie i naszych zamachów

ucicha
traci oddech
i wchodzi w wieczorną arytmię

1352

tłum. Aneta Kamińska 

Wiersze młodej ukraińskiej poetki, Julii Stachiwskiej są do niespiesznego smakowania, rozgryzania, wczuwania się w różne smaki i zapachy. Są zmysłowe i intymne, jednak jest to nie tylko intymność stosunków międzyludzkich, ale przede wszystkim intymność wyjątkowego obcowania ze światem. Poetka widzi subtelne podobieństwa i głęboko ukryte związki między rzeczami czy zjawiskami, które – wydawałoby się – są zupełnie nie do połączenia. Nieustannie weryfikuje i przebudowuje własną przestrzeń i siebie w tej przestrzeni. Świat w tej poezji uniezwykla się na naszych oczach, pokazując pociągające i zaskakujące, za każdym razem inne oblicze. 

Te wiersze wpisują się w nurt w poezji ukraińskiej dosyć popularny, chociaż niezbyt opisany, sytuujący się gdzieś w rejonach surrealizmu, oniryzmu czy realizmu magicznego (tego ostatniego terminu używa się zazwyczaj w odniesieniu do prozy, ale do poezji Julii Stachiwskiej i jej rówieśniczek – Chrystyny Wenhryniuk, Hałyny Tkaczuk czy Kateryny Kałytko, żeby wymienić tylko najmłodsze pokolenie – bardzo pasuje).

Aneta Kamińska 

Julija Stachiwska – ur. 1985, ukraińska poetka. Urodziła się w Żytomierzu, mieszka w Kijowie. Autorka tomiku „Czerwoni czołowiczky” (2009). Jej wiersze były publikowane w antologiach: „Czerwone i czorne: 100 ukrajinśkych poetok XX storiczczia”, „Dwi tonny”, „Meridian Czernowitz 2011”. Pracowała jako kierownik artystyczny w sieci księgarń „Je” oraz współautorka programu radiowego „Słowa i reczi” (Radio Kultura). Jest ilustratorką książki dla dzieci białoruskiego poety Andreja Chadanowicza „Tatkowi notatky”. W Polsce wybór jej wierszy ukazał się w piśmie „Radar” (po ukraińsku, polsku i niemiecku).