wiersze

Agnieszka Mirahina

Maszyna do życia

stuk starej maszyny i jej trupi pogłos

idzie trupi pogłos ale bez melodii
dyskretnej parodii zapoznany styl

gore słuchowisko i ściągają głosy

aby prosić ognia na papierów stosy
skręty od przekładu i szelestu stron

ściągają ze stron stare kosztowności
narzutki ciemności pelerynki zło –

szeptem przelotnie zabójczo zalotnie
milcząco spokojnie głucho nieruchomie

chłód ciągnie od ziemi i ściągają głody

głody rdzą będące od święconej wody
głody rdzą przeżarte i rdzą przeżerane

przez noce i dnie – na dnie i za dnia
inkaust holokaust od głodu i chłodu

solarium lunarium wschodu i zachodu

i statki pisane przystani żywiołu
dusze na ramieniu i czarne kotwice

i szkliste po deszczu tęczówki źrenice
szumowiny szuwary odmęty odwary

lipa w kwiecie wieku zlewki i pomyje

z wody ognia pary ogień w okna bije
kiszki marsza grają i marsz pogrzebowy

powolny i długi jak kondukt zimowy

1623

Ekosystem

z papierosem w ustach ale nożem w zębach
błocie i obłokach głową w chmurach dymu

wyrwać eko z korzeniami

juliette i pozdrowieniami

rdza jak stara zabawka zacięta do krwi
rdza jak starty fragment hamulców

szyn sieci trakcyjnej osad przemysłowy

przez jej postać przeziera inna starsza umarła

cegła gryzie ziemię metal szkło i wyżej
żwawiej pnącza progres jak zły bluszcz

julio fleurs du mal ujrzysz jak sny spalinowe

tarasy widmowe będą widokowe

a kręgi piekielne wreszcie kulturowe

wieżowce budowane w wielkiej tajemnicy
nieruchome schody klatki piwnic przejść

kilometry przejść ale żadnych przeżyć

bo przejścia i przeżycia trzeba przejść bez życia
tylko słońce ukradkiem wciągając do bramy

ale żadnych skojarzeń oraz żadnych złudzeń
twarde są podbrzusza miękkie podniebienia

zasłony w oknie dymane przez wiatr

w chmurze iskier dźwięku zaczynał się dzień
wrzawie piekieł świateł hartowała stal –

muzyką miast ciężkich miast tony ważących
i w tonach ważonych wreszcie wyważonych

w półnutach półcieniach piwnic klatek przejść

które sypią się jak klepsydra na czarną godzinę
na godzinę szczytu na godzinę sznytu –

w chmurze iskier dźwięku zarzynał się dzień
wrzawie piekieł świateł hartowała stal wiosno

kto cię widział wtenczas w naszym kraju
pamiętna wiosno wojny wiosno urodzaju

sprzedają owoce na granicy zepsucia
ludzi przywożą już w stanie rozkładu

i według rozkładu tych ludzi odwożą

światło zielone zmienia się w czerwone
kamień filozoficzny zamienia w milowy

rdzawy krwawy kamień osad przemysłowy

światło czerwone zamienia w zielone
i neon jak łaska ze szczytu wieżowca

spływa ulicami dalej jako ściek –

prasy już pracowały standard i masa

były między wersami
jak duch nad wodami

w nowych edycjach

nowych przekładach

Okoliczności wierszy

To wiersze z mojej najnowszej książki pt. „Widmowy refren”. Jeden wiersz ją otwiera, a drugi (niemal) zamyka. „Maszyna do życia” wzięła swój początek od dźwięku, jaki słyszymy, uderzając w klawisze maszyny do pisania (lub korzystając z jej symulatora). Zdarzało mi się dla samej tylko przyjemności pisać w edytorze, w którym istnieje opcja imitująca dźwięk klawiszy maszyny. Natomiast pomysł na wiersz zaangażowany przeciwko ekopoezji, na „Ekosystem”, przyszedł mi do głowy po przeczytaniu rozmowy z Garym Snyderem, opublikowanej w 109 numerze dwutygodnik.com. Chciałam na jednym ogniu upiec poezję zaangażowaną i ekopoezję, znokautować obie i położyć na łopatki, no i to był najlepszy sposób (na „łopatki wieprzowe”, żeby już trzymać się tej metaforyki, kulturystyki i mięsa).

Agnieszka Mirahina – rocznik '85, filolog, mieszka w Warszawie. Autorka tomów wierszy: „Radiowidmo” (BL 2009) i „Do rozpuku” (WBPiCAK 2010).


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.