wiersze

Maciej Woźniak

Kwartet na końcu lasu

Trzeba umyć okno na werandę, żeby nas tak źle
nie widział marzec. Śnieg pod lasem jeszcze przyjmuje
zza swoich biurek, napina terminarze, lecz wyżej
ciepły wiatr przechadza się po gałęziach. Przy kawie rano

opowiadasz o dziewczynie, która nie została
koordynatorem projektów z braku, jak jej powiedziano,
predyspozycji osobowościowych. Na grabki
wchodzi na raz tak mało zimowych śmieci,

że całe przedpołudnie tracę, przeciągając nimi
wokół domu. Dzień robi się luźny i bosy,
jakby przejęzyczyło się oko. Unosi się
wysoko nad zmarzniętą ziemią, zaczyna pachnieć

schnące drewno, przybłąkane koty są w pracy,
rzetelnie drzemią niepotrzebne nikomu.
Skrupulat od toccat na soplach raptem ma twarz
jeszcze chłopca o nieprzystojnym wzwodzie słońca.

Oda do własności

O, gnozo własności, święci się twoja trauma,
twoja kostka bauma brukuje dobre osiedla
po złej stronie Jordanu. Dreszcz twojej histerii
otrząsa się z materii, wędrując
po prętach parkanów. W folii przeciw melancholii
kwitnie twoja musztra, defilują karne
kwadraty, udka kurczaków, odzyskane
na plazmach spazmy z wyblakłych
kaset młodości.

Prawdo butelkowana,żeby broń Boże nie z kranu, twoje zgrzewki
puchną od starej śpiewki, która przemienia
wino węgla w krew krzemu, i się mości
w mitycznej rozdzielczości źdźbeł trawy
na działkach pod miastem. W domach ducha
winnych katalogom, w obsesji posesji
prasują się sprawy w kant i ciągną
fanty kwantów na loterii o najwyższej
dobroczynności.

Nasza Eminencjo,pełnio władz umysłu, w asyście
jakich fleszów kroczą twoje ścięgna? W iluminacji
jakich depilacji, w jak chirurgicznych minetach
musi zjawić się ciało, żeby dostąpiło
twoich gabinetów? W jakich fotoszopach
ma się wyprać moneta, by zapłacić za faux pas
iskania słonecznych wszy i za okrągłą
gruszkę do lewatywy serca, do miłości.

Drzwi do rzeki
To, co jest, nie może być prawdziwe.
Ernst Bloch

Grudzień w uchylonych akacjach. W fartuchu
technika od rentgena. Nie widzi nic na przeszkodzie
śpiącym szczupaczym grzbietom, zakopanej krypcie
napoleońskiego artylerzysty i fizyce w drodze
na metę. Wiozę choinkę. Z autobusu, co by nie przeszło
w żadnym maju czy lipcu, widać całą Ośnicę, której nigdzie
indziej, prawdę powiedziawszy, nie ma. Figuruje w dowodzie
zmarłego jako miejsce urodzenia i jako dowód na to,
że prawdę można tylko powiedzieć. Mowa to oddech myśli,
poniekąd homerycki, wychuchany obłoczek wiedzy.
Wisła świeci cynowo. Noszę ten twój, dopiero teraz, tato,
dowód naprawdę osobisty. Słowo, a się rozsypie
grafit ze wszystkich ostrzonych za długo ołówków.

Pocztówka od Małgorzaty Porète

Jakie media, taka apokastaza. Na gali Oscarów
dwie święte, Geena Davis i Susan Sarandon: zmartwychwstałe,
z dżinsów wstałe i z udawania, że leżą w pogiętej
jak nie przymierzając twarz Harveya Keitela
karoserii na dnie kanionu. A gdyby właśnie przymierzając
takie zwierciadło, w którym trzeba spłonąć,
by wstać skądkolwiek? Do miasta aniołów
zanosząc żywcem zdjęte z ciała
słowo płeć. Żeby nie przestawało, nie przestawało
pozostawiać wiele do życzenia.

Okoliczności wierszy

Demos i Nemo. Rozhulane media i cichuteńka jak mysz pamięć. Programy festiwali i rozmowy w spożywczaku. Dni twarde od słońca i mistyka statystyk. Fale, trudno powiedzieć czego, więc niech będzie, że eteru. Cała książka ma tytuł „Pocztówki dźwiękowe”, a tych kilka wierszy chce ją zapowiedzieć.

Maciej Woźniak – ur. 1969, poeta, felietonista muzyczny i literacki. Autor książek z wierszami oraz współautor albumu foto-poetyckiego o Wiśle. W październiku 2014 r. Instytut Mikołowski wydaje jego nową książkę „Pocztówki dźwiękowe”.










Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.