wiersze

Marcin Czerkasow

Podwójny nelson

I

Codziennie jest jakiś problem, jednak
nie to jest problemem. Lawina zeszła w dół,
gniotąc miasteczko jak kartonowy model.

Rzeczy, na które nie mieliśmy ochoty,
znów domagają się czyjejś uwagi.
Możesz to ignorować jak pies

szczekający w głębi zaśnieżonego pola,
lecz jak długo? Prędzej czy później
dopadną cię stare egzorcyzmy i niepokój
zaleje horyzont kolejną warstwą fioletu.

II

Obecnie w świetle naszych staromodnych przekonań
ustawia się rzecz godna nowej uwagi: twoje włosy
wyjące do wtóru płonącej suszarki. To doświadczenie

jest równie ważne jak brak jakiegokolwiek innego:
„Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się pana zatrudnić.
Będziemy w kontakcie. O każdej porze dnia i nocy

nawiązujemy łączność z naszymi ludźmi w terenie,
zasięgając istotnych informacji. Nie może pan zatem
spać spokojnie. A kiedy wieczorem jakiś cień

wynurzy się z oceanu i spadnie na ścianę hotelu
niczym wszechwiedząca plama, proszę pamiętać,
że również pracuje dla nas”.

Podczas burzy

Pory roku, żywioły powietrza, naturalne struktury
nadal górują nad rynkiem i zrozumiałością
jego zasad. Ile na tym tracimy,
wciąż tracąc? Czym zresztą są straty,

jeśli nie drobnym drukiem u spodu
arbitralnie zawartej umowy? Z drugiej strony
mgła była w tym miejscu zawsze rzadsza,
a przeszkody łatwiejsze do pominięcia,

jak dzień urodzin lub długi posiłek, coś w rozmowie,
jakiś detal w niezobowiązującym stylu,
w którym w ogóle poruszamy się w tej wąskiej
życiowej przestrzeni potrzeb, zapewne nie tak długo.

To kwestia czasu, materia ruchliwa jak cień szczygła
na masce samochodu, coś czerwonego niczym
złość pogrzebana w korzeniach tego drzewa na wzgórzu,
gdzie właśnie zmierzasz, choć ja już tam jestem.

Jasne, że mieliśmy noże

Rozległe tornado plądruje nasze dni.
W jego cieniu wyrasta nowa korporacja.
Kiedyś było ich pięć, jak w piosence,
ale to melodia dawnych zmian,

których już nikt nie rozumie.
„Dlatego stworzyliśmy własną muzykę”,
mówimy, kiedy kaskada ciemnych gitar
grasuje w okolicy, biorąc pod włos

kolejne inwestycje, a gwiazdy gapią się z góry
jak gliniarze wysłani na patrol
w galowych mundurach. Jednak w tych czasach
nikt już nie zważa na gliniarzy, ani nie stara się mówić

zbyt miłych rzeczy. Skorumpowany księżyc
ślizga się po rzece jak lśniąca czaszka i to jest
centrum niecierpliwej nocy, uwertura upalnego lata,
kiedy chciałoby się zjeść jabłoń w wannie,

albo oszaleć z powodu jakiegoś nieporozumienia,
zażyć lodu lub chociaż wyjechać na wieś,
nad brzeg jeziora wstrząsanego upiorną nawałnicą,
ponieważ każda noc trzyma nas w garści,

w atmosferze podejrzanych wyborów,
i plączemy się po tych sfingowanych
ruinach stanu rzeczy, czerpiąc przyjemność
z rozpadu i narastających zniszczeń,

rozumiejąc więcej lub przynajmniej
stwarzając pozory rozumienia czegoś –
czegokolwiek, co pojawia się z zewnątrz
wraz z potężnym, nieznanym językiem przyszłości.

Marcin Czerkasow – urodził się w 1981 roku w Szczecinie. Ukończył filozofię na UAM w Poznaniu. Studiował również edytorstwo. Autor arkusza „Płonące ciasteczko” (2006) oraz zbioru wierszy „Fałszywe zaproszenia” (2008). Pisze, a także przekłada teksty poświęcone współczesnej sztuce wizualnej. Jego teksty krytyczne, szkice i wiersze ukazywały się na łamach takich periodyków, jak: „FA-art”, „Pro Arte”, „Topos”, „Akant”, „Arte-Fakt”, „Nowy Wiek”, „Portret”, „Witryna Czasopism”, „Odra”, „Obieg”, „Magazyn Punkt” (Galeria Miejska Arsenał, Poznań). W latach 2005-2007 redagował zin literacki „Blitz”. W drugiej połowie lutego nakładem oficyny Disastra Publishing ukaże się kolejny tom wierszy i próz: „Przede wszystkim zniszczenia”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.