wiersze

Magdalena Bielska

Spacer letni

Po co wstawać z łóżka, kiedy rano jest ciemne i zimne.
Wieczorem pójdę na miasto.
Te piękne żony. Szczęśliwi ludzie. Kwiaty. Szczęśliwe kwiaty.
Ludzie snujący plany.
Wakacje, czas urlopów.
Dzieci wrzeszczą na plaży, dorośli się kłócą.
Zapładniają kobiety, za którymi nie przepadam.
Sygnały z kosmosu: deszcz, słońce, plaga komarów.

Elektryczność

On i ona. Chrupią bagietki z francuskim serem i patrzą na siebie.
Spojrzenia między dwojgiem ludźmi, którzy się kochają,
są nie do wychwycenia.
Biegną łączami tak szybko,
w sposób tak niezrozumiały i tajemniczy dla wszystkich innych,
dla wszystkiego innego,
że nic nie przechwyci jednego marnego spojrzenia
między dwojgiem kochających się ludzi − nawet śmierć.
Nawet śmierć ich nie wychwyci,
bo jest ociężała umysłowo i krowiasta, ta śmierć,

a to jest elektryczność, nauka,
inna liga.

Schody przeciwpożarowe

Nie, nie wpadniemy o szesnastej, żeby zagrać w grę.
Stanowcze nie dla gier planszowych.
Tu, na mieście, jest pożar. W szczelinach ziemi zalega woda.
Tajfuny w płucach, na klatkach schodowych,
ucieczki ptaków. Biegną przed siebie, nie na oślep.

Światy stworzone

Ósma rano, listopad, śnieg za oknem.
Hawajskie przeboje.
Kim jesteś, skoro nie chcesz matkować?
Biologii nie interesuje miłość. Nie interesują jej światy stworzone.
Stare małżeństwa śpią pod swoimi chłodnymi pościelami.
Starzy ludzie już nie śpią, zmiana bandaży. Sobie i psu.

Zgodnie z indiańską bajką po śmierci
trafiasz na most zawieszony nad rwącą rzeką.
Gdzie po drugiej stronie stoją wszystkie zwierzęta,
które spotkałeś w życiu.
I one decydują, czy przejdziesz − na drugi brzeg, nad wodą.

Wiadomości

Pejzaż to stan duszy. Miłość
to wszystko, co istnieje. Will Smith podobno odnalazł receptę
na życie: to bieganie i czytanie.

Tymczasem w grudniu nieoczekiwanie burza,
przepalone kable, smog w środku parku.
Zakochana, zjadam salami, czytam gazetę: wieczory są chemiczne.
Okno na podwórze żarzy się podwójnym światłem.

Spokój

Miasto, w którym spędzałeś czas,
było jak żarząca się kula.
Z prześwitami światła.

Początek

Późno w nocy oglądamy „Zapaśnika”.
Marisa Tomei.
Tu są nasze zwierzęta. Ulica jest wyludniona.
Kościół nieopodal jest pusty.
Należy zapełniać i niszczyć przestrzeń.

Biały piasek

I jesteśmy na tej plaży. Mam tu książkę.
Przygody Hucka. Mam olejek. Mam napój cienisty.
Oby jak najmniej podróży, pakowania,
oby jak najmniej samolotów.
Codziennie na śniadanie do tego samego miejsca.
Wszystkie wakacje w gwiaździstym mieście.

Tamte nowoczesne podróże to był koszmar;
piękny, owszem, ale koszmar.
Powrót, tylko to nadaje sens podróży.
Jak najmniej, błagam, nowych przeżyć.
Zielony ocean, japończycy w strojach krakowskich.
Maszerujące karły.

Teraz będziemy zagłębiać się w rutynę, wchodzić w nią,
wołać psy na pustej plaży, która jest pusta,
choć przecież jest lato
i powinni pojawić się chociaż paździerzowi turyści.

Opalanie się i palenie papierosów na plaży.
Na razie miasto, plaża, wydmy, promenada, ulice,
wszystkie te miejsca są jeszcze niezdecydowane.
Ale cierpliwość.
Cierpliwość.
W końcu powtarzalność wydobędzie z nich czułość,
pokażą ludzkie oblicze. Będą musiały.
Na razie miasto jest niezdobyte.


Magdalena Bielska – ur. 1980, wydała tomiki wierszy: „Brzydkie zwierzęta” (a5, 2006), „Wakacje, widmo” (a5, 2009) oraz powieść „Miłość w zimie” (Świat Książki, 2013). Mieszka w Krakowie. Rysuje kolaże: dobroswist.tumblr.com. Prezentowane wiersze pochodzą z tomiku „Czarna wyspa”, który ukaże się w kwietniu 2015 w wydawnictwie WBPiCAK.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.