poranek: praca we krwi
wilgoć drąży modrzewiowe belki werandy
przez okno zimnego pokoju obserwuję ojca
nocą halny położył w sadzie stare grusze
z wysokości widać nieszczęścia całej wsi
zerwane dachy połamane słupy
wysokiego napięcia
ojciec przywołuje mnie podaje scyzoryk
i każe wyjąć sobie z nadgarstka czarną drzazgę
musisz nauczyć się pracować we krwi mówi
kłutą ranę zalewamy pszczelim kitem na alkoholu
mamy od niego żółte cierpkie dłonie
przedwiośnie: pierwszy oblot
obserwujemy słupek rtęci (słońce przywróciło
skórze ojca kolor mahoniu) do wiader wlewamy
wodę wkładamy słomę i idziemy w pasiekę poić
owady
ojciec otwiera ul pokazuje matecznik i czerw
pszczoły są agresywne przez warstwy ubrań
dosięgają naszych ciał musisz być uważna
i wsłuchiwać się w natężenie ruchów
w domu przykładam do napuchniętych miejsc
szare mydło we włosach czuję powolne ruchy
owada
twarz: lekcja malarstwa
pod lasem umarł stary przyjaciel ojca
odwiedzaliśmy go zimą jego dłonie przypominały
szpony drapieżnego ptaka na gliniane spodki nalewał
spadziowego i klaskał widząc oklejone słodkim twarze
szeptał bowiem jak przekonywał ojciec w jego gardle
zamieszkało złe więc jeśli się modlić to za to jego gardło
a przeciw temu co tam mieszka
to od niego dostałem pierwszy rój mówi ojciec kiedy
wspinamy się polami aby ostatni raz dotknąć jego dłoni
w zimnej chałupie przyglądam się zasuszonej twarzy
przyjaciela mojego ojca myślę o malarskich zapędach
śmierci o tym w jaki sposób wydobywa cienie
jak ostrożnie rozdaje barwy
czerwiec: krew
zastaję siostrę w kuchni z głową pochyloną
nad zlewem z nosa cieknie jej gęsta krew
czerwona linia prowadzi przez deski podłogi
do wersalki odchylam jej czoło
ścierką przecieram usta
do sieni wchodzi ojciec z pokrwawionym
zającem bierze w dłonie twarz mojej siostry
widzę jak krew zwierzęcia i krew mojej siostry
mieszają się
sierpień: róż
nagie kobiety oglądamy na dachu kombajnu
pozostawionego na skraju wiśniowego sadu
gazety należą do naszych braci zostawiamy
je tam na noc
rankiem wdrapujemy się na maszynę
rosa zajęła papier
i ciała kobiet przypominają
teraz różowe mięso świni
nawojowskie lasy: wścieklizna
wynoszą ją z lasów osowiałe lisy ich powolne
ruchy zapowiadają kres teraz możemy przyjrzeć
się ich lśniącym oczom bowiem podchodzą
pod okna to wszystko musiało zacząć się
w nawojowskich lasach mówi ojciec
nasze psy na jesieni nie przyjęły szczepień
są dotknięte
mroźnym rankiem znajdujemy je w sadzie
(już chłodne) naokoło widać wygrzebane
łapami głębokie dziury
fot. Kacper TekieliMałgorzata Lebda – ur. 1985 r., dorastała w beskidzkiej wsi (Żeleźnikowej Wielkiej). Wyróżniana i tłumaczona. Ostatnio wydała tom „Granica lasu” (WBPiCAK, Poznań 2013). W 2016 roku ukaże się jej czwarta książka poetycka zatytułowana „Matecznik” (WBPiCAK). Doktor nauk humanistycznych. Nauczycielka akademicka. Ultramaratonka i taterniczka. Fotografuje. Mieszka w Krakowie.