wiersze

Izabela Kawczyńska

Dlaczego nie pozwolić zmarłym zasnąć?

Otóż co się tyczy miłości,
zamierzam wynająć ten pokój
buddystom, ich szeleszczącym szatom
podobnym do ptaków cichych i szarych w migawce nieba,
ich wąskim dłoniom zimnym jak woda.
Wyobrażam sobie ten wielki jedwab,
kiedy oni przyjdą tu ćwiczyć swoje om
i sto uderzeń kijem, i Budda jest gównem na patyku.
Jest zima i moja głowa to mango, które zamarza.
Och, jakże wdzięczna jestem małym, pracowitym [zwierzątkom,które o nic nie pytają, ich gibkim grzbietom, ich mięsu,
gładkim powierzchniom pracującym w ich sercach,
kiedy nasze serca są jak paszcze egzotycznych kwiatów,
głodne, zawsze głodne
– właśnie to się tyczy miłości –
kiedy nie sposób zatamować tej rany,
przychodzi dzień, a potem następny,
szybki i pewny,
jak palce zszywające ranę.

Seaest sea

Nieprzetłumaczalność krzyku słowika.
Wczoraj znaczy tęsknota, znaczy: jak całkiem
może mężczyzna być domem. Język to ograniczenie,
ze swoim jestem, jestem, jestem. Fala jest szeptem
od pierwszej do pierwszej, jak dobrze naoliwiony mechanizm
bez łez i rdzy, a potem od nowa.
To nie to, kogo kochaliśmy, ale kto kochał nas.
To nie pragnienie życia, ale lęk przed zmianą.
Nie to, czego żałujemy, ale co zostało nam odmówione
jak dziwna modlitwa. Ciała
nie trzeba uczyć umierania, robiło to przedtem, robiło to
przez cały ten czas. Słońce układa na moich łydkach
rozetki pantery, na udach i wyżej,
w tym słodkim, słodkim ulu,
gdzie nasienie sięga, ale nie kiełkuje. To nie to,
nigdy nie to, co zostało nam dane,
ale wieczne pragnienie, szarpiące nas do mięsa: 

i morze przegląda się w morzu,
i niebo przegląda się w niebie,
i smutek głęboki jak grób
mam w sobie, słowo.

1799

Saturnalia

Zabrał mnie na tańce, żeby być bliżej ludzi.
Sąsiedzi przychodzą i odchodzą, męczy mnie ich dobroć.
Noc sączy w ucho sowy swą godową pieśń. Ciało jest grobem,
w którym szamoczę się od trzydziestu lat i jestem zmęczona.
Jestem zmęczona, powiedziałam.

Drzewko czereśni zakwitło na czarno, kiedy tańczyliśmy,
a niżej, w wózeczku, pół-prosię, pół-niemowlę
lśniło jak księżyc, nic o nas nie wiedząc.

Długo by można nieść ową trumienkę,
która nazywa się moje serce i pełna jest prochów,
piór, żabich kości, długo by można i nigdzie nie dotrzeć,
tylko się rozpłakać. Nie gap się, powiedział do mnie.
On nie słyszał mysiego chrobotu,

pod drzewkiem czereśni, w dniu końca świata,
jest moja porażka i rzeźnia jest moja.

1800

Alicja całuje Lewisa Carrolla

Gdzieś daleko ktoś zamyka tysiąc okien,
a może otwiera, jakby chciał jeszcze
witać kogoś, żegnać i każde powtarza słońce
w nagłym, niespodziewanym błysku.
Słońce, powtarzam, jasne, że mi smutno.

Jak tego dnia, gdy pokazałeś mi stare zdjęcie,
mówiąc: popatrz, Alicja całuje Lewisa Carrolla,
a tego akurat wcale jej nie wolno.
Czego nam nie wolno, nie wiedziałam.
Widziałam tylko ciebie, światło,

delikatne jak woda. Jak piasek
na nasze oczy, nasze wargi i na wieki wieków.

1801

Izabela Kawczyńska / fot. Marcin Balczewskifot. Marcin BalczewskiIzabela Kawczyńska – wydała powieść „Balsamiarka” (2015) oraz zbiory wierszy: „Luna i pies. Solarna soldateska” (2008), „Largo” (2009), „Chłopcy dla Hekate” (2014). Debiutowała opowiadaniem w „Odrze”. Publikowała m.in. w „Pograniczach”, „Arteriach”, „Akcencie”, „Dyskursie”, „Tekstualiach”, „Toposie”, „Re:presjach”, „Frazie”, „Blizie”, „Helikopterze”. Za książkę „Luna i pies” otrzymała II nagrodę w konkursie Złoty Środek Poezji. Laureatka projektu Biura Literackiego „Odsiecz 2013” dla najciekawszych autorów po debiucie.