Jeszcze 1 minuta czytania

Weronika Murek

SAMOUCZEK: Sąd czynny w godzinach II

Weronika Murek

Weronika Murek

Wracamy w tym odcinku do języka pojęć pustych, pojemnych i nieostrych, na przykład wiara, na przykład nadzieja, miłość, na przykład, ale też i życie, czy raczej zasadnicze pytanie: życie, czy jest? Od kiedy? Jak długo?

Mężczyzna jest pieczysty, pisze pewien antropolog; to znaczy, że w codziennym jadłospisie zajmuje ważną pozycję. Ciało kobiety, dodaje, jest za to przyjemne w składzie, a to znaczy, że jego zawartości trzeba dopilnować i trzeba, aby społeczeństwo kobiece etykietki uważnie czytało i by zachowało czujność wobec społecznych alergii na śladowe ilości, powiedzmy, niczego. 

Bo i wobec niczego staje prawo przed życiowym dylematem: czy jest życie przed życiem? Czy jest życie po życiu? Czy jest życie za życia to najmniej w tej chwili ważne; zresztą nie jest to, jak widać, nas, żywych sprawa: przed życiem człowiek użyje i po śmierci użyje; gdzieś między tymi punktami życie bieżące jako to mniej ważne (bo i dokąd tak bieży? Od punktu do punktu właśnie – ryba, która wynurza się z wody i znów w niej przepada; znowu wszystko staje się ciemne, to znaczy jasne). 

Wobec tej ciemnej wody prawo jest bezradne: ktokolwiek zanurzy rękę, wyciągnie inne kalosze; i znów wracamy w tym odcinku do języka pojęć pustych, pojemnych i nieostrych, na przykład wiara, na przykład nadzieja, miłość, na przykład, ale też i życie, czy raczej zasadnicze pytanie: życie, czy jest? Od kiedy? Jak długo? (Kodeks cywilny na przykład określa zwłoki jako przedmiot, nie dodaje: ruchomy, nie dodaje: będący w obrocie, chociaż właściwie teraz mógłby).

Gdzie jednak język prawa nie może, tam pośle rozsądnego człowieka, bo rozsądek, napisze Edward Coke, angielski prawnik, to serce i życie prawa; zwłaszcza w systemie anglosaskim, gdzie zachodzą operacje na żywym organizmie, precedensie – i gdzie ostatecznie człowiek odwołuje się do człowieka, a ten do rozsądku. Nie można już podjąć żadnej decyzji, oburza się jeden z sędziów, bez pytania o to, jak na moim miejscu postąpiłby rozsądny człowiek. 

Kto chce obywatela podliczyć i wystawić paragon, musi zadać sobie pytanie, czego od kogo można wymagać: ostatecznie człowiek jest płynny i w zależności od naczynia przybiera różne kształty – stąd staranność i ostrożność oceniana przez sąd wobec możliwości przeciętnego, dostatecznie rozsądnego człowieka. W prawie rzymskim miarą było zachowanie „rozsądnego ojca rodziny”, w Kodeksie Napoleona „dobrego ojca ogólnie”, w poprzednim kodeksie austriackim: „ojca uczciwego i pilnego” – komar w bursztynie z tych czasów, w których mężczyzna dysponował rozumem, a kobieta co najwyżej drobną kwotą na przyjemności. W polskim kodeksie rozsądny człowiek przybiera postać „dobrego gospodarza” (według sądu w Szczecinie: osoby, która wystrzega się szeregu rozmaitych postąpień; w Białymstoku „menadżera swojego punktu widzenia”, sądu w Kutnie: osoby, która na co dzień korzysta z wody ujarzmionej (znaczy: letniej), „sumiennego lekarza” (wyszukiwarka orzecznictw wyrzuca: „nie znaleziono niczego – czy chodzi o Unię Polityki Realnej?”) i „ostrożnego kierowcy” („pojazd prowadzi z uwzględnieniem kolein” lub szczodrzej nawet, według sądu w Gliwicach: „nadaje pojazdowi kierunek”).

Do samego rozsądku polskie orzecznictwo odwołuje się rzadko i często na próżno: rozsądny, twierdzi sąd w Brzegu, to taki, który wie, że nóż powoduje uszczerbek, a pięść wgniecenie; lub taki, który wie, po co niejakiemu M.S. sześć tysięcy złotych (takie pytanie, twierdzi sąd w Bydgoszczy, zadałby sobie każdy rozsądny człowiek); lub taki, który nie naraża się na agresję dużych psów (sąd w Kutnie), nie korzysta z taboretu, wchodząc na łóżko (135–140 cm wysokości) i nie działa impulsywnie pod wpływem skojarzeń wywołanych kształtem choinki (sąd w Warszawie). Wszystko to skrojone bez złudzeń, na przeciętnego człowieka, który w swojej przeciętności bywa przecież także przeciętnie rozsądny; ostatecznie nie winny ten, który nie robi niemożliwego, ale ten, który o niemożliwe prosi.

Stąd znowu prawnicy zadają sobie pytanie: czy prawo nas szlifuje, czy raczej ściera, i dlaczego wobec kobiet nie stosować miernika „rozsądnego człowieka” tylko miarę „miłosiernego Samarytanina”? Już nie wymóg rozsądku, a wymóg bohaterstwa; miernik miłosiernego Samarytanina i najwyższego poświęcenia – tu nie ma równości wobec prawa – to król był z cukru, z marcepana królewna zawsze jakoś przetrwa.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.