1.
ktoś został na ziemi
a ktoś wszedł na pokład
bilet był wspólny
wtedy zniknął ląd
jeszcze widzieliśmy
jego skrzydła z góry
znikał już powoli
byliśmy na czas
nic nie dorzucimy
do powszedniej wojny
przyjąć ciepło ciszy
spokój zasnął w dłoni
i śni jak leci i śpi
w drugiej dłoni
2.
z oczu cię straciłam
za ostatnią bramką
pewnie wciąż tam siedzisz
wyjdź z tej poczekalni
nie bój się nie czekam
wisiałam pod niebem
z daleka omijał mnie wiatr
noc tak trzyma w dłoniach
żarówkę gdy goła
gdy ją sufit ciągnie
i podłoga woła
15.
zwróć mnie bo utknęłam
w szybkich snach bezwolnych
przystań i poczekaj
jeszcze się zawinę
jeszcze się zatrzymam
oddaj tylko rękę
taką mnie złożyłeś
na części wymienne
kamień odrzucony
rzuć gdzie były oczy
będzie mi do twarzy
spocznie w lewej dłoni
19.
znowu zapomniałam
w samym środku lasu
nikt się nie przygląda
wolno wpaść w ramiona
cisza jest w poszyciu
wolno iść za krokiem
gałąź tylko leży
puszczam co nie moje
ziemia tylko niesie
drzewa mnie nie znają
włosy wiatr dziś czesze
chłodny zmienny głaszcze
wznoszę się w koronę
głowa szyja uścisk
gdy przychodzi głód
dobrze jest się puścić
22.
ty właśnie tylko oglądasz
sama przeciwnie wzrok chylę
będę jak powiedziałeś
przyszłość zaledwie mnie kryje
w oczach mam pokój biały
oddech wstrzymany poduszką
proszę tym sznurem mnie podwieś
nic nie zobaczę tak nisko
i już się wyżej znajduję
rysa przecina sufit
światło jest przygaszone
tu się dwa morza spotkały
tu stanął wiatr zaraz zamilkł
strunę napiętą zostawił
będą ją trzymać dwa węzły
a żaden nie wie co dalej
25.
na co jest to miejsce
w zagłębieniu dłoni
żebyś czuła pustkę
gdy zechcesz się modlić
i gdy przylgną w pełni
same pozostaną
rozwiń w drugą stronę
wnętrze się odsłoni
serce je oddzieli
by sięgały dalej
i przez sen jedynie
tę drugą mijały
30.
jestem w metrze sama
jeszcze tylko twarze
oby zobaczyli
obrót wszystkich zdarzeń
morze jak ucieka
oczy przyłapane
szorstki mech nad ranem
że słyszę niepamięć
i że poręcz trzymam
głośno jak twą szyję
dłonią która znowu
więcej przyjmie odda
wystarczy się puścić
utrata jest szczodra
32.
ścierpła dopiero o świcie
pierwszy zasnąłeś spokojnie
masz mocną rękę ja głowę
lekko nad tobą wzniesioną
dłoń do przeszłości wyciągam
już się rozchyla dziękuję
tak wciąż pamiętam o wojnie
więzi i ślady mam własne
we dnie i w noc mi pomogą
nic się z przeszłości nie uczyć
wodę wypiję z pustego
krawędź obdarza podwójnie
żeby się w słońcu nie zgubić
poddaj się po przebudzeniu
żeby stracone odwrócić
wejdź w bramę we własnym cieniu
33.
miłość powstaje z miłości
śmierć kładzie się nad głowami
jedno otarcie wystarczy
kamień rzucony jest z nami
później przeminie z kimś innym
potem znów między nami
miłość się odda miłości
cicho uchyla się brama
mam czarny zarys po przejściu
parzy i unieść pozwala
węzeł to nasza krawędź
prośba o cały ciężar
tędy przechodzą dwa ciała
miłość ze śmiercią przecięta
Publikowane utwory pochodzą z cyklu wierszy Aldony Kopkiewicz, który ukaże się jesienią w wydawnictwie Wolno.
Aldona Kopkiewicz – urodzona w 1984 roku w Szczecinie. Autorka poematu „sierpień” (Lokator 2015), filozoficzno-fantastycznych bajek i esejów (publikowanych głównie w dwutygodnik.com, „Ha!arcie”,„Ricie Baum”, „Twórczości”). Bywa też dramaturgiem. W 2016 sierpień został wyróżniony Wrocławską Nagrodą Poetycką Silesius za debiut roku.