psalmy
Nagi jak psalm stypendysta ZUS-u
ostrzega przed truskawkami z tuneli
i patrzy na mnie z odrazą: zero pożytku
z takiej chudej mamy. Nie to co szare
dorodne łabędzie karmione jabłkami,
a ja co, nawet kurtka robi się za duża.
Dziewczynki poszły na „Hańbę”
a chłopcy na „Wojnę”. Dzieci mają
angielski, a ja mam okienko.
Ile motyli wejdzie w te futryny -
tyle w termosie nanieś śniegu z gór.
Popracujmy nad sobą
w małych domkach na wsi.
Więcej we mnie ziemi niż doktor
wypatrzy i podobno w czapce z arbuza
chodzi ta, której kurtka robi się za duża,
kiedy śpi na wznak
żubrówka z sokiem czterdzieści dwa złote
i już rozpatrujemy świat pięknie i jednostronnie.
Ty jesteś stale zakładanym warunkiem wszystkiego
i przez chwilę jest jak w zamku duchów w lunaparku w Łodzi,
gdzie duch i kościotrup czasem NAWET nas dotknęli.
To by było coś: brać cię na przyjęcia, po których
każdy z mężczyzn mówi w aucie do swojej żony
byłaś tam najpiękniejsza, a o tobie: życie wiódł rozkojarzone
i nigdy do końca nie wiedział, czy jej wierzyć, więc współczuć
czy to trik.
Nasze wspólne życie było jak zgubiony odcinek serialu –
nikt go nigdy nie widział, choć część naszych dni
zyskuje drugie życie jako prawdziwe virale.
Widziałam już tego typu projekty – jak upadały.
Angielskiego chciałeś uczyć się z porno, teraz
od nudy mogą nas uratować tylko lody. I w sumie to sprytne:
zabrać mnie do kina żebym się zamknęła.
Mnie się nigdy nie udało zasłonić słowami. Ale co zrobić,
skoro jesteś końcem i ja jestem końcem i liczy się ta podwójność?
z Pontigny
To mi senność dyktuje
warszawska, sierpniowe
sympozja, skończona
hotelowa doba i w
parku spadające z drzew
mokre owady.
Nowi umarli szykują
dla nas te mieszkania.
Nie są przeciwni Bogu,
ale mu nie ufają.
Doradzają senność.
Sierpniowe obrazy w rękach
się kleją jak owadzie skrzydła.
Otwierają nas, puszki z mięsem.
Na skali muzycznej to jest
jak dziennik pośliniony psalmem.
I nie, brak lokum nie sprawi
że te niedogodności
ciała włączą nas w tu i teraz.
Druga możliwość
jest następująca:
gracze
Jego zajęcza warga wymowna jest jak talizman.
Oko to kąt wielkiego jeziora. Patrzcie jak sznuruje but na trójnogim krześle.
Ma pięknie brzmiące nazwisko, wąsatą Ormiankę i lekką przewagę nad [Zbyszkiem.Nie myślcie o nim z wyższością! Chciałabym być tym człowiekiem, pijanym [szachistą,
któremu księżyc przygrywa jak bęben Dynamikon. Księżyc, co ma trupie szwy
(inaczej by go rozkradziono na balu Carvonich)
polityka
W wietrzny dzień, przy odpowiednim stanie ducha
nawet bym cię kochała. Jak byś miał wydęte Punto
i jego fioletowe ciemię odbijałoby się w szybach razem z nami.
Ale siedzieć przez cały dzień w mieście i patrzeć na słońce,
jak się spala powoli na maskach, a potem otwiera zawór
i ciemność czas tu spędza? Już wolę pójść przed siebie
z notatnikiem terenowym i lornetką. Chociaż od tego też
nie robię się młodsza. Za to ty wolisz robić błąd za błędem,
byle ze mną i nie chcesz mnie puścić w niepamięć.
Miło jest siedzieć, patrzeć na słońce i nie potrzebować siebie
nawzajem. Puste kalorie długo się nie utrzymują. Nawet teraz,
kiedy się robi poważnie, jest tego za mało na zwykły, ziemski rok.