wiersze

Konrad Góra

„”

Żyję któryś rok
w państwie zmarłych,
ale przeraził mnie dopiero wrak psa.
Przepalało się powietrze między nami
i modliłem się „kurwa” za „kurwą”
ten jeden raz tak naprawdę.

Ticho,

Ticho,
wszystkiego
                               najciszej,
wszystkiemu najcichszego: –

„Gdybym mógł mówić, dostrzeglibyście, że oniemiałem” –

słuchaj, musisz to opowiedzieć w Czechach,
może ten tekst ktoś przetłumaczy:
odeszły mnie kiedyś smutek i radość,
i praktycznie zniknąłem jak roślina
całkowicie wypita przez pszczoły,
jak człowiek zdjęty przez troski: i wtedy
zobaczyłem baner z twojego czytania
14 DNI NOCY, i śmiałem się
dwa pogrzeby,
trzy samobójstwa,
jedno niedokonane, drugie rozszerzone,
jedno samospalenie, jedną podróż,
milczałem dopiero przez powrót: i dopiero
o tym jest ta historia:
                                      dobre dziewiętnaście
czy dwadzieścia lat temu, pijany jak prosię,
wydostawałem się z Wrocławia, żeby złapać stopa
w stronę wsi pochodzenia, na Psim Polu wsiadłem
w busik przez Zgorzelisko do Kiełczowa, prywatnej
linii, trzeba mi było kupić albo okazać bilet, kierowca
na mój widok odwrócił z obrzydzeniem głowę i
na złość mu usiadłem zaraz za nim, za pleksą z
rozpiską przystanków, Zgorzelisko zwie się Zgorzelisko,
bo do lat siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku
Prusacy wypalali tam problematyczne
śmieci miejskie, padłe psy i koty,
konie, szczury z masowych likwidacji,
kośćce krów rzeźnych, odpad garbarski, ubrania i pościel zmarłych;
                    podniosłem
wzrok na listę przystanków i w następnej
sekundzie wytrzeźwiałem, chciałem teraz
rozerwać ten autobus gołymi rękami,
wyrwać jego drzwi i wypierdolić wszystkich na ulicę
w jeździe czy bez niej, i najmocniej w całym
życiu wtedy i do teraz czułem się nierozumiany:
ostatni przystanek na trasie
zwał się ZGORZELISKO PĘTLA, przedostatni J. PALACHA:
i do dziś nie opowiedziałem tej historii
nikomu w Republice i
do dziś nie wiem, jak ją opowiedzieć.

Małpka i maska

z Anny Świrszczyńskiej

Płonie makak we fryturze palmowej.
Świecimy sobie jego oczami. Takt
nie pozwala prosić o łaskę
dla nędznej małpki o dzikim szlochu.
                                                              Ale
z tej małpki zostanie maska,
która na twarz zachodzi jak ulał:
małpka nie zginie całkiem bez śladu.
Wołamy Pana jej dzikim szlochem.

Konrad Góra – widmo poezji polskiej o kilku odsłonach (m.in. „Requiem dla Saddama Husajna i inne wiersze dla ubogich duchem”, „Nie”). Tom „Kalendarz majów”, z którego pochodzą publikowane wiersze, ukaże się w maju 2019 w Biurze Literackim.

fot. Jakub Golisfot. Jakub Golis