Anatomia
Pociągnięcie pędzla
na autoportretach Rembrandta
staje się ciałem.
Zrozumiałem to późno,
dopiero patrząc na jego
twarz powiększoną
do gigantycznych rozmiarów
na fasadzie muzeum
Wallraf-Richartz w Kolonii.
Bruzdy, żłobienia, plamy,
zacieki farby, wszystkie
ślady pędzla powinny
w takim formacie przywodzić
na myśl gliniany plac
budowy, rozjeżdżony
kołami ciężarówek,
a jednak wciąż układają
się w ciało.
Z jednej strony pędzla
ciało i z drugiej ciało. Termin
„technika malarska”
nie ma tu nic do rzeczy
(to jakby chcieć zobaczyć
w lustrze własne plecy).
Nie mam odwagi prosić
o to, by moje słowa
przylegały do rzeczy,
wróć: by stawały się
materią, bez najmniejszego
„jak”. Nie śmiem prosić
o słowo, które będzie niczym
wdech i wydech.
I wszystkim, co pomiędzy.
Kwarantanna
Głód nie podróżuje
samolotami, wojna
nie przenosi się drogą
kropelkową na poczcie
albo w sklepie.
Poderżnięte gardła,
obcięte nosy,
zamordowane płody,
zwłoki bez serc i nerek
nie czyhają na nas
za rogiem ulicy,
wieszani nie wiszą
w powietrzu jak zaraza.
Lecz teraz strach
przychodzi do każdego
z nas jak zła nowina.
Wielkie oczy
średniowiecznego strachu
trędowatych, zadżumionych
patrzą na człowieka
ponowoczesnego,
postindustrialnego,
który rozplątał DNA i odkrył
rubieże wszechświata.
Na szczęście żyjemy
w kwarantannie, myjemy się
dokładniej, śledzimy krzywe
i słupki, liczymy trupy
z chorym zapałem
hazardzistów. Zakłady
recyklingu i media
pracują bez wytchnienia.
2020
O fotografowaniu
When I am shooting,
kiedy strzelam
fotki, za każdym razem,
gdy naciskam spust
migawki, z boku
wyskakuje łuska.
Ktoś skupia się na zdjęciu,
ktoś inny na fotografie,
resztę interesuje
sprzęt, najwnikliwsi
pytają, czy autor trafił
w sedno, czy osiągnął
swój cel.
A mnie nie daje spokoju
ta pusta łuska. I zapach
prochu.
Zamek
Życie nie jest negatywem
śmierci, tworzą całość
jak dwie części zamka
błyskawicznego. Jestem
suwakiem, nie zdawałem
sobie z tego sprawy,
dopóki się nie zacięło.
Teraz zamek
rozchodzi się z obu stron.
Druk
Gdy jak co dzień wpisałem swoje nazwisko w Google,
wyskoczył mi nekrolog „ukochanego męża,
ojca oraz brata” o tym samym, co moje,
imieniu, i poczułem zimny dreszcz jak wtedy,
gdy w piśmie literackim po raz pierwszy przejrzałem
się w druku. Ten sam Times New Roman, to samo
imię, ta sama radość szympansa, który
widzi swoje mądre odbicie w lustrze. Pisanie
jest przygotowaniem.