próba wiatru próba pleśni próba ognia a w ogromnych płucach
przelot w który wgląd mają nozdrza
to tylko trwoga myśli kości są bezpieczne okryją je liście
w granicach żyłek owocuje oddech ciemniejszy niż trzaski
to nie ludzie to ptaki czekanie przemienia się w ziemię
bagno połyskuje tak jak pióro zrzucone nocą
albo oko zmrużone w przestrachu
jeśli zaraz nie przyjdą jeśli ich nie znajdziemy
las kurczy się od światła wcześniej ogromniał bez wzroku
jest dwoje prowadzą do śpiących
tu nie jest dobrze mech tłumi kroki
zbyt mało drzew droga krakanie dźwięk syren
musicie stąd odejść ale nie wiemy dokąd
musicie stąd iść
fajki dla uchodzących
od dawna trwa duch przemiany który w imionach przemyca literę
pójdźka nawołuje do drogi droga zanika sama w sobie strosząc pióra
oczy nikną jak księżyc pożarty przez bagno nie pozwólcie zziębniętym palić
zimno wstrzymana krew nurt dymu podobny grzbietom zwierząt
sięgający piersi teraz chwyta za serce
aż w pobliskiej wsi zapalą światła obudź się i spróbuj iść to nie twoje ciało
a my wciąż śpimy a my wciąż śpimy zmęczeni cudzym marszem
motyle szukają ciepła kruszą skrzydła
zapada ciemność jakby widzenie przeszywało las do końca
jak ciała zwierząt ograbione z pędu z pragnień
ten człowiek w lesie ma twarz mojego ojca ściska mi rękę
a potem do końca nocą aż do ognia
który nie daje nadziei ale rzuca cienie
one prowadzą
znów las celuje do nas dzisiaj księżyc odmówił nam twarzy
oddał wszystko dalszym głębszym lasom
troska pól kukurydzy jest krucha i głośna
i nie daje wytchnienia o jakie prosili
od dawna zwierzęta prowadzą ludzi ku miejscom niedotkniętym
kamień przyjmuje ciepło i litery a oddaje słowa o zmiennej kondycji
podobnej śladom zwierząt odciskom cudzych godzin spędzonych
na łapaniu oddechu
teraz nagie stopy
nagie odciski które trzeba przebić
nagie życie nie do przebycia
apterium twarde piołunu porosty liści są gorzkie
że je wypluwasz niepyszny a w dłoni dojrzewa owoc
przez ramię przepływa podryg korzenia i pamięć nasiona
z którego wyrasta wyważone pióro
są ptaki odlatujące własnej pamięci i pikowanie
jesieni na mysich ścieżkach obranych okiem
teraz w korach podróże niekończące się nawet koroną
chyba że wiatr odegnie skórę i oswobodzi smutek
do niepewności prosta droga lasu od skrytości tropów nos oddalony
a w nim dym i podłoga na której złożysz głowę bo sen jest większy od łaknienia
sen niedoszły sen od rozszarpanych zwierząt po trzon skoroszyt skór
i oddal twarz to zobacz trwoga trwoga i odbić sto zamiast jednego
które tracisz
Kalina Jaglarz – ur. 1991 w Katowicach. Pracownik fizyczny, ogrodnik, literaturoznawca. Publikowała w „Dwutygodniku”, „Czasie Literatury”, „Fabulariach”, „Helikopterze”. Mieszka na Śląsku i w dolinie Beskidu Wyspowego ze zwierzętami i ludźmi. Wiersze są notatką z przygranicznych lasów i Puszczy Białowieskiej w czasie trwającego tam kryzysu humanitarnego.