Jeszcze 4 minuty czytania

Osoby rzeczy:

Rysownik o elitarnej popularności – Marek Raczkowski (MR)
Joanna Halszka Sokolowska (JHS)

(Siedzą w dymie, lekkiej ironii i śmiechu)

MR: Mogę ci opowiedzieć o układzie rozrządu. W sumie nie mam o tym pojęcia, ale tak chodzę po tym bardzo cienkim lodzie i patrzę, czy wiesz coś na ten temat. Bo szukam punktów przewagi nad tobą, sprawdzam i teraz wiem, że mogę dalej jechać na tego typu tematy, a ty będziesz tak otwierać buzię ze zdziwienia. I o to chodzi. Zauważyłaś, jak szybko zrezygnowałem z tematu „muzyka”?

JHS: Faktycznie. Ale w temacie końca świata jesteś jednak ekspertem.

MR: Koniec świata to nie jest żadne pole do rywalizacji.

Część 1. O zagładzie i jej bogach

MR: Pomyślałem sobie, że może Bóg jest takiej wielkości jak my, na przykład. Ale gdy idzie sobie w kierunku horyzontu, czyli też w kierunku czarnej dziury, to nie maleje, podczas gdy my bylibyśmy coraz mniejsi. Jest cały czas takiej samej wielkości, nawet jak stoi daleko. Nawet jak jest 300 milionów lat świetlnych od nas. Tak to sobie wymyśliłem. Nie wiem, to jest może głupie. 

(JHS wstaje i ogląda pomalowany płaszcz) 

MR: Tak, proszę się rozglądać.

JHS: Co to?

MR: To ja namalowałem. To jest obraz na płaszczu.

JHS: To chyba wizja końca świata?

MR: To może być wizja końca świata. W wersji oczywiście takiej, że zagłada przychodzi z kosmosu.

JHS: Tak, rozumiem, że to są kosmici. Tak to odebrałam.

MR: Ten koniec świata, który teraz ma nastąpić, ma być zdaje się takim końcem świata zorganizowanym przez Boga? Czy przez jakieś kataklizmy naturalne, bo tego nie wiem?

JHS: No ja to osobiście byłabym jednak za tymi kosmitami, ale... raczej pod postacią kotów.

MR: Ja to jestem zdecydowanie za Bogiem, bo to byłoby ciekawsze moim zdaniem. Taki koniec świata byłby nawet wart sam siebie, ponieważ nareszcie by się wszyscy przekonali, który bóg jest prawdziwy. Wyobraziłem to sobie dzisiaj na przykład tak: otwiera się niebo, spełniają się te wszystkie wizje końca. Ale nie tak, jak jest gdzieś tam przepowiedziane... Pojawia się jakaś osoba, która informuje nas, że za chwile przekonamy się, którzy z nas dobrze wierzyli, a którzy źle. I wszyscy siadają. I ci, którzy wierzyli nie w tego boga, co trzeba, to niestety...

JHS: A może ten bóg kończy świat tylko swoich wiernych, a reszta zostaje?

MR: Nie, nie, nie, kończy cały, tylko albo jest to Allach, albo Jehowa, poczciwy nasz stary dobry Jehowa, albo jest to ewentualnie jeszcze Zeus, albo... jakiś bóg z doniczką na głowie, albo też... nie wiem, jacy są jeszcze bogowie... Światowid.

JHS: Jest teraz wiele teorii mówiących, że to jednak bogini, nie bóg...

MR: To jakiś taki feminizm połączony z wiarą w Boga? Bardzo ciekawy. No tak, bo jakbym był kobietą i ktoś by mi od dziecka wmawiał, że jest dwóch brodatych mężczyzn i gołąb, to bym się jednak czuł trochę przytłoczony. Nigdy o tym nie pomyślałem w dzieciństwie, kiedy mi to mówiono.

JHS: A jakby ten Bóg, ten jeden, miał skończyć świat, to co by skończył? Skończyłby wszystko? To znaczy skończyłby wszechświat, czy tylko Ziemię?

MR: To bardzo ciekawe zagadnienie. Ostatnio często spotykam się ze świadkami Jehowy. Mało tego, ustaliłem, że mają do mnie dzwonić. Powiedziałem im, że jestem ateistą i że właśnie śpię i nie mogę teraz rozmawiać. I żeby jeszcze przyszli. Po trzech dniach jeden przyszedł i mówi: „Pan powiedział, że pan jest ateistą. To ja mam do pana tylko jedno pytanie, nie chcę wchodzić, chcę tylko, żeby pan się zastanowił... Weźmy ten cały projekt świata, te wszystkie rzeczy, które są, które już wiemy, o tym układzie planet, weźmy życie na ziemi i tak dalej... To przecież nie mogło tak sobie samo powstać. Ktoś musiał to ZAPROJEKTOWAĆ! Jakiś architekt. Więc... kto jak nie Bóg, prawda? Co pan na to?”. A ja na to: „Przyjmijmy, że pan ma racje, ale kto w takim razie zaprojektował tego Boga? Niech się pan zastanowi i niech pan przyjdzie”. Dwa tygodnie się zastanawiał. Przyszedł z przełożonym, we dwóch chcieli odpowiadać na to pytanie. Wiedziałem, że nie ma żadnego innego argumentu niż te, z tej samej puli, czyli że Bóg był zawsze. I taka była ich odpowiedź. Zresztą oni są dość obkuci, bo dowody na istnienie i nieistnienie Boga się przerabia u nich w szkole.

JHS: I one kończą się na tym „zawsze”, bo tam się zaczyna wiara...

MR: Tak, na tym „zawsze” się muszą skończyć.

JHS: A co to znaczy, że jesteś ateistą?

MR: No tak to powiedziałem dla uproszczenia, żeby ktoś sobie nie pomyślał, że jestem agnostykiem. Bo to mnie po prostu brzydzi. Miałem różne odpowiedzi na temat wiary w Boga. Od takiej dziecięcej, naiwnej wiary, poprzez coś takiego, że jest jakaś postać. Kościół oczywiście nie, do kościoła trzeba było chodzić po mszy, żeby nie słuchać tego okropnego kazania. Ale w pustym kościele można się zadumać... Modlitwa jest. Niesie jakieś takie ukojenie. Takie różne pierdoły. Takie były kolejne etapy. Potem ateizm walczący się pojawił, jakiś taki zaciekły... Pod wpływem Dawkinsa... A teraz, jak mnie ktoś o to pyta, to mówię: „Mam to w dupie”.

JHS: A oni mówią: „Tym razem pana tylko pouczymy”.

MR: A oni mówią: „Tym razem pana tylko pouczymy”. I mówi to anioł.

JHS: W czapce.

MR: Anioł w czapce. Stróż. 

fot. JHS


Część 2. O ilościach i kosmosie
 

MR: No. Mam to w dupie. Bo właściwie to głupie pytanie. Tak jak z tym końcem świata. Na przykład pytam, ile diabłów jest się w stanie zmieścić na główce od szpilki? 21? Żaden? Stu?

JHS: To oczywiste. Jeden.

MR: Ja mówię, że koło 12. Na przykład. Do dwudziestu.

JHS: π diablów.

MR: Ale ja bym zadał pytanie, ile diabłów wejdzie do małego fiata. Bo kiedyś dwudziestu trzech studentów się zmieściło. Były takie rozrywki w PRL-u.

JHS: We fiacie to nieskończona ilość. Ale nie, nie ma nieskończonej ilości.

MR: Ha ha! Bo nie ma nieskończonej ilości diabłów, aniołów, bo byłaby nieskończona ilość nieskończoności. A nieskończoność jest przecież tylko jedna. Czy dwie? Nie, dwie! Dodatnia i ujemna.

JHS: Może jest więcej, ale trzeba to myśleć tak, jak my nie umiemy pomyśleć. To może być pytanie podobne do tego „co będzie, jak wszystkiego nie będzie?” I czy nadal raczej coś, niż nic...

MR: I „co było, jak nic nie było”. Dowiedziałem się ze zdumieniem, że u zarania dziejów doszło do katastrofy, że zderzyliśmy się z inną planeta i tak powstał Księżyc. Okazało się, że ta planeta nazywała się Teja. Pomyślałem sobie: kurcze, jak to możliwe, że ona się nazywała? Bo wiesz, jest ten film „Melancholia”, na przykład. No to tam ona się już może nazywać... Ach... Piękny jest ten pomysł z kółeczkiem z drucika. I z tym domkiem z patyczków na końcu w tym filmie.

JHS: Tam jest dużo drobnych, dobrych pomysłów.

MR: Bardzo dużo. Bardzo lubię ten film. Niektórzy mówią, że jest nudny, ja się z tym nie zgadzam. Niektórzy mówią, że mało efektów, ja myślę, że dużo efektów.

JHS: Specjalnych? Że słaby wybuch był?

MR: Tam jest myśl o całkowitej zagładzie świata... Taka wizja rozpieprzenia całej Ziemi, tak że nic by nie zostało, tak na maksa. Pomijając już, czy to Bóg, czy to wulkan w Yellowstone rozpierdoli to wszystko, albo czy walnie w nas planeta... I tylko Ziemia ginie, a wszechświat dalej jest... Jeżeliby zginęła cała nasza sztuka, wszystkie dzieła, wynalazki, wszystko dokumentnie przepadłoby i załóżmy, że nie ma żadnej drugiej takiej samej Ziemi, to zostałoby tak: ten rysunek Leonarda – człowiek w kółeczku; jakiś utwór Mozarta na płycie i autograf Michnika, który frunie już teraz gdzieś daleko... 

Część 3.  O śmieciach i Hitlerze na dożywociu

JHS: Co w takim razie powinno przetrwać?

MR: Ale po co? Dla kogo?

JHS: To może... czego byłoby żal?

MR: Mnie byłoby najbardziej żal jaskini Lascaux. Felietonów Urbana, na przykład. „Dzienników” Gombrowicza. Paru filmów szkoda. Jakichś tam rysunków.

JHS: Czyli poza tym zaśmiecamy świat utworami, które są strasznie słabe?

MR: Nie mamy innego wyjścia. Niewielu osobom udaje się tworzyć wybitne dzieła, nie tworząc jednocześnie dużej liczby rzeczy słabych. Ja na przykład mam całe pudła jakichś potworności, jakichś opowiadań. Prześladuje mnie to, że gdzieś leży moja praca magisterska. Gdy myślę o tym, robi mi się słabo. Jest mnóstwo rzeczy, które gdzieś są i nie mogę ich nawet zniszczyć. Cały czas mówię sobie, że musiałem je stworzyć. Tego się nie uniknie, nie wiem, komu udało się tego uniknąć. Słyszałaś kiedyś taki bardzo słaby utwór Mozarta?

JHS: Była taka figura, chyba w „Wilku stepowym”, gdzieś na końcu... Brahms nie mógł trafić do nieba, bo zrobił zbyt bogatą instrumentację w swoich utworach. Narobił tym samym niepotrzebnych śmieci. I to go chyba przywiązało do ziemi, błąkał się i tułał w wiecznej poniewierce...

MR: Ha ha! No właśnie, tak, tak, tak. To piękna wizja, ale też wizja uwzględniająca jednak jakiegoś Boga, który karze. Są różne tego typu koncepcje, na przykład, że Bóg karze biznesmenów za zmarnowane okazje.

JHS: To może nie być kara, tylko ciążenie. To ich wiąże z ziemią i nie mogą się uwolnić...

MR: Nie wiem, czy wiesz, że wszyscy zmarli mają na koniec świata odzyskać ciała. Mają wstać z grobu i wszystkie, nawet spalone, zniszczone ciała mają być przywrócone do jakiejś postaci... Nie wiem, jakiej. Powiedzmy, że to ma być takie ciało w fajnym wieku w miarę młodym... Ale co z urodą? Bo jednak ludzie są niscy, wysocy, grubi, chudzi, dziewczyny mają cycki duże albo małe... I co z tym wszystkim? Czy to będą „takie same” ciała?  Ciekawe... Wszyscy umarli od początku ludzkości wstaną z grobów. Wydawałoby się, że to jakaś straszliwa ilość... Teraz jest siedem miliardów. Ale jakby oni wszyscy powstali, to chyba nie byłoby ich tak dużo. Może drugie tyle...

JHS: Nie wiem, czy to tak jest. Bo jeśli materia wraca i jest znów Ziemia, to chyba jej nie starczy.

MR: Prawo zachowania masy?

JHS: Może dlatego Ziemia zostanie zniszczona, bo jak oni mają powstać, to zostanie przerobiona na te wszystkie ciała...

MR: Chcesz powiedzieć, że jem sobie ziemniaka, a ten ziemniak to jakaś prapraprapraprababcia? Nie wiem, czy tablica Mendelejewa obowiązuje w zaświatach. Na tym ogromnym globie te trupki... Każdy z nas musiałby zamieszkać z jakimiś dwoma nieboszczykami. A potem by się okazało, że wszyscy się nabrali, że nie było końca świata i co? „Wracaj do grobu”? Już by musieli zostać.

JHS: Powspominalibyśmy sobie razem.

MR: No. Można byłoby zaprosić Napoleona do programu historycznego w telewizji. Ach, właśnie, jeszcze jest film „Wallace i Gromit”. Tam jest taki fragment, w którym się okazuje, że wszystkie zwierzęta w zoo tak naprawdę odsiadują kary. Tego filmu też byłoby mi szkoda.

Część 4. O woli bożej i ginących rasach 

MR: Myślę, że wiele osób by sobie chętnie pomordowało przed końcem świata. Pogwałciło. Ja chyba nie, ale generalnie jestem w stanie zrozumieć taką postawę. Przede wszystkim to pogwałciliby sobie troszkę mężczyźni.

JHS: A dlaczego właściwie mężczyźni?

MR: Ze względów technicznych to jest łatwiejsze, a druga rzecz to testosteron, ta wola boża, nad którą mężczyzna nie jest w stanie zapanować. „Poczuł wolę bożą”, czy też „przypiliło chłopa” – różne są takie sformułowania, to zależy od adwokata – jaka jest linia obrony.

JHS: No dobrze, a może zwierząt będzie szkoda jednak z tej okazji końca świata?

MR: Miłośnicy zwierząt występujący w obronie ginących ras... No nie wiem, dla mnie na przykład grzywacz chiński mógłby wyginąć do ostatniego egzemplarza. Ponieważ tym psem zostałem pokarany po prostu.

JHS: Grzywacz chiński?

MR: Ten łysy piesek. Ten, który ma tutaj czuprynkę.

JHS: Dobra, wiem.

MR: Przez kilka lat utrzymywał się w rankingu najbrzydszych psów świata właśnie grzywacz chiński, ponieważ żaden pies nie starzeje się tak brzydko jak właśnie grzywacz chiński. Przecież nie ma sierści, w związku z czym całe jego ciałko jest zwiędłe i obwisłe, co do końca życia musimy oglądać na swojej kanapie. Kurwa, po prostu... tragedia, dopiero sobie zdałem sprawę z tego. On ma już z sześć lat. To jest mojej córki pies. Ja po prostu czekam. Ale on ciągle żyje i ma mnóstwo energii i może żyć do 20 lat. Załóżmy, że coś takiego się stanie, że ja będę musiał tym psem się opiekować... Bo ten pies jest oddawany ze wstrętem kolejnym osobom, a mam dużą rodzinę. Jest jazgotliwy, no wita się po prostu przez godzinę. Właściwie wita się z tobą cały czas, ile czasu jesteś w domu, to on się z tobą wita. Co jakiś czas w zapale witanie nagle zamienia się w molestowanie, gwałcenie i tak dalej. Potworny pies, potworny... Łapki sobie raz obie połamał. Ha ha! Kurwa! 600 złotych powiedzieli mi, że za operację muszę dać, co ja mam po prostu! No więc ta rasa mogłaby wyginąć. Zresztą przecież rasa psia to nie jest takie wyginięcie, jak wyginięcie całego gatunku...

fot. JHSCzęść 5. O kosmitach i o sobie

MR: Teraz książka wyjdzie o mnie moja. Ma tytuł: „Książka, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki”. Myślę, że mogę to śmiało już podać. Taki tytuł wymyśliło wydawnictwo.

JHS: To powstało jako wywiad?

MR: Tak. To są dwa lata rozmów z Magdą Żakowską. Zrobiłem z nią kiedyś taki wywiad do „Dużego Formatu”, w którym powiedziałem między innymi, że Jerzy Urban jest lepszym człowiekiem niż Jan Paweł II. No i po tym wywiadzie pomysł tej książki powstał. Żebym ja takich rzeczy mówił więcej.

JHS: Seria dobrych prowokacji.

MR: Ale to nie jest prowokacja.

JHS: Zależy dla kogo.

MR: Może ten tytuł jest prowokacją wymyśloną przez wydawnictwo. Nie mam tu pewności... To tak jak wkładanie flag w kupy, co było robione z całkowicie czystym sercem, w intencji jakiejś... społecznej i w ogóle do głowy nam nie przyszło, że to może takie konsekwencje wywołać.

Nie autoryzuję tej książki, nie autoryzuję niczego, dlatego, że gdybym autoryzował cokolwiek, to musiałbym to unicestwić i w ogóle by tego nie było. Raz to zrobiłem i musiałem całość na nowo napisać, a to, co napisałem, to uznałem, że jest takie głupie, że muszę to zrobić inaczej i to nie miało końca. Generalnie wszystko, co mówię, wydaje mi się strasznie głupie i wolę tego nie czytać. Nie mam jakiegoś wysokiego mniemania na temat własnych przemyśleń. Albo może mam i nie chcę sobie go psuć. Jak mi mówią, że coś jest dobre, to jest dobre, skoro tak myślą. Sam mam co do tego duże wątpliwości.

JHS: Ale to dystans i ironia? Czy kokieteria?

MR: Nie, nie, to jest dominujące u mnie uczucie. Chyba nigdy mi się nie zdarzyło, że jakiś pomysł odrzucony przez kogoś... żebym go bronił i uważał, że ktoś się myli. 

JHS: Myślałam, że w ogóle nie mówisz, jak się ciebie o coś pyta. Zakładałam nawet, że przygotuję pytania tak, żeby powstała seria zaprzeczeń. Z twojej strony padałoby tylko „nie”.

MR: Nie... Ja się zmieniam. Kiedyś mówiłem, kiedyś nie mówiłem. Raz tak – raz tak. Wiele czynników na to się składa. Na przykład od wczoraj mam bardzo dobry humor.

JHS: Dlaczego od wczoraj?

MR: Lech Janerka. „Jezu jak się cieszę...”.

JHS: Aaaa, ta dobra, prosta, wielka uciecha.

MR: Taak. Znowu mogę iść na sushi, znowu mogę zatankować pełen bak. Ostatnią rzeczą, z jakiej rezygnuję (a jeszcze nigdy z niej nie zrezygnowałem), jest chodzenie do restauracji na Chocimską, gdzie każde danie kosztuje kilkadziesiąt złotych. Po prostu tego sobie nie mogę odebrać. Zawsze, jak ktoś pyta, dlaczego wydaję tyle w restauracjach, odpowiadam: „tanie jedzenie – drogie leczenie”.

JHS: O, proszę. Jest 22:22. Ludzie patrzą na zegarek w takich chwilach i myślą, że to znaki od boga, aniołów, kosmitów, albo od nas samych. Miałeś kiedyś do czynienia z kosmitami?

MR: Nie... Chociaż ostatnio mam takie przygody zawodowe, że mam zrobić aplikację dla Apple. I wymyśliłem grę „poznaj prawdziwego boga”. Że się chowa bogów pod kubeczkami i jest problem, „w którym kubeczku jest prawdziwy Bóg?”. No ale okazało się, że tam jest pewien rodzaj cenzury. Mianowicie mają napisane w statucie, że nie wolno sobie dworować z religii. I dzwonią do mnie, żeby jednak z tym Bogiem tego nie robić, bo nam mogą to po prostu udupić i się napracujemy niepotrzebnie. I mówią tak: „Wiesz, po prostu zrób o kosmitach”.

Część 6. O tym, czy poczucie humoru nas wyzwoli 

JHS: Czy poczucie humoru nas wyzwoli? Czy, gdybyśmy mieli jakąś naszą aktywnością zwalczyć koniec świata, to byłoby to poczucie humoru?

MR: Wydaje mi się, że nie ma czegoś takiego jak poczucie humoru. Jest tylko myślenie. Myślenie musi doprowadzić do żartu... Chyba że to jest myślenie o zagadnieniach technicznych. Nie można sobie żartować z równi pochyłej, prawda, albo z dźwigni... Nie słyszałem, żeby sobie ktoś pokpiwał ze skrzyni biegów, która jest przecież cudem... albo z przekładni.  Z tego, że istnieje przerzutka w rowerze (przecież to taki mały cud!).

JHS: To nisza na rynku żartów: naśmiewanie się z maszyn. 

MR: Polityka jest bardzo atrakcyjna teraz, dlatego to śledzę.

JHS: Jest co wyśmiać?

MR: Taak... Wiesz, trudno byłoby mi z jakąś anegdotą wyjść z dyskusji o budżecie. Rysuję o tym, na czym się znam, a nie o tym, na czym się nie znam. Całą wiedzę czerpię z telewizji. Są na przykład takie programy, które obalają mity. Pseudonaukowcy, którzy obalają mity, choć sami pewnie też kłamią, ale ludzie im wierzą. Nic nie jest potwierdzone, nikt tego nie weryfikuje. Na „Discovery” są takie filmy. Pseudonaukowcy, nie wiadomo kto, skąd. Mówią coś, a ludzie w to wierzą. A w wiadomościach, jak jest mowa o opętaniu i o egzorcyzmach, to wiadomość zaczyna się od tego, że „95 procent opętań to po prostu choroba psychiczna”. Taki racjonalizm polski.

JHS: A co myślisz o takich opętaniach?

MR: A jak myślisz, co mogę myśleć o opętaniach przez diabła i o małych dziewczynkach, które mówią po aramejsku męskim głosem?

JHS: Myślę, że masz to w dupie.

Epilog

MR: Chyba jednak będzie ten koniec świata, bo mi skręty ostatnio nie wychodzą.

JHS: Jakieś jeszcze oznaki?

MR: Nie, tylko to.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).