Jeszcze 2 minuty czytania

Jarosław Lipszyc

INFOHOLIK:
Kultura jest remiksem

Jarosław Lipszyc

Jarosław Lipszyc

Jurorowanie w konkursie literackim zazwyczaj jest zajęciem dość frustrującym. Z kilkuset nadesłanych utworów trzeba wyselekcjonować te kilkanaście, które się nadają. Potem jury podejmuje niesprawiedliwą decyzję, i jednych się nagradza, a innych nie. Decyzji sprawiedliwej i tak nigdy nie udaje się podjąć, więc nikt sobie tym nie zawraca głowy. Na szczęście konkursów jest wiele, i statystycznie jakoś to się wyrównuje. Ponieważ już sama idea konkursu literackiego jest dość absurdalna – w końcu sztuka to nie skok w dal czy bieg na sto metrów przez płotki – to zazwyczaj nikt nie ma jury nic za złe.

Remikstura była konkursem niezwykłym. Nie dlatego, że nagrodzeni rzeczywiście zasłużyli bardziej niż inni. Decyzja jak zawsze była niesprawiedliwa. Remikstura była konkursem niezwykłym, bo Leszek Onak z Fundacji Liternet postawił literatów przed niezwykłym zadaniem – należało stworzyć utwór będący w 100% remiksem. Twórcy zostali więc poproszeni o to, co teoretycznie przynajmniej jest zaprzeczeniem ich powołania. Mieli wycofać się w siebie, stłumić ego, i albo pozwolić przez siebie mówić innym, albo też mówić swoje cudzymi słowami.

Odzew wszystkich nas zaskoczył. Wpłynęła setka prac w najrozmaitszych stylach – od wierszy po sztuki teatralne, prozę poetycką. Była nawet jedna partytura muzyczna. Na stronie liternet.pl wybuchła ożywiona dyskusja, a środowisko literackie zaczęło zagorzale kibicować – w odróżnieniu od innych konkursów, w tym wszystkie teksty zostały opublikowane w chwili zgłoszenia, więc wszystko odbywało się „na oczach” publiczności.

Poeci, którzy wzięli udział w tym konkursie, zafundowali sobie i czytelnikom intelektualną przygodę polegającą na tropieniu znaczeń, wykrywaniu powiązań, śledzeniu zmian i przemian. Niektórzy wykorzystali to jako okazję do polemiki, inni zbudowali własny system znaczeń na istniejących fundamentach, jeszcze inni posłużyli się tekstami jak klockami lego, by oddać się nieskrępowanej przyjemności pisania, inni wreszcie podeszli do tego zadania jak do poetyckiego puzzla, pieczołowicie wybierając i misternie splatając ze sobą kolejne elementy. Innymi słowy – robili to, co zawsze, tylko po prostu inną techniką.

Nie ma w tym nic dziwnego. Nie istnieje nic takiego jak kultura remiksu. Remiks to kultura. Kultura zawsze była remiksem. W końcu twórczość nie istnieje w próżni. Jeśli dziś możemy mówić, to tylko dzięki tym wszystkim, którzy byli przed nami. Za każdym naszym słowem stoi biblioteka, za każdym zdaniem czają się inne zdania. Znaczenie istnieje tylko w kontekście, w systemie odniesień. Bez kontekstu znaczenia nie ma. Dialog jest istotą kultury, bo kultura jest niczym innym jak rozłożonym w czasie procesem komunikacji społecznej.

Ale ten fakt jest w naszej praktyce kulturowej skrywany milczeniem. Od czasów romantyzmu żyjemy bowiem pod przymusem oryginalności. Inspiracje i odniesienia wstydliwie ukrywamy. Nic tak nie przeraża twórców, jak możliwość przyczepienia im łatki wtórności i epigonizmu. W imię rozwoju nauczono nas więc nieuczciwości.

Ta nieuczciwość jest immanentną cechą zachodniej cywilizacji od blisko 200 lat. Nie tylko dlatego, że kryterium oryginalności stało się dominującym narzędziem oceny dzieła artystycznego. Przede wszystkim dlatego, że zbudowaliśmy przez ostatnie półtora wieku system prawny, który finansowo premiuje twórców unikających wykorzystywania cudzych dzieł, i zniechęca do tworzenia tych twórców, którzy chcieliby się do przeszłości odwoływać w sposób bezpośredni. W ten sposób państwo bardzo mocno wkroczyło w przestrzeń sztuki, zamieniając romantyczny wymóg oryginalności w system ekonomicznego przymusu.

Konkurs Remikstura był zaaranżowaną ad hoc zabawą, ale jeśli miałbym się bawić w proroka, to jego wpływ na polskie życie literackie może – choć na szczęście nie musi – okazać się dość trwały. Leszek Onak konsekwentnie wprowadza remiks na salony i czyni go jednym z akceptowanych narzędzi poetyckiej ekspresji. Cieszy mnie to nie tylko z artystycznego punktu widzenia – narzędzi w literackim przyborniku nigdy za mało – ale także z politycznego.

Istniejący system prawa jest opresyjny. Mam na to dowód: cały konkurs Remikstura jest jednym wielkim „nielegalem”, a w najlepszym wypadku uczestniczący w nim twórcy operują w szarej strefie prawa autorskiego. Zastanawiam się na przykład, czy któryś ze zremiksowanych twórców zdecyduje się na proces? Paru być może miałoby powód. Być może nawet byłoby dobrze, gdyby do procesu doszło: w ten sposób dowiedzielibyśmy się przynajmniej, jak daleko sięga dozwolony użytek i czy w Polsce twórcy mają prawo w ten sposób tworzyć. I czy potrzebujemy zmian.

Przede wszystkim ci wszyscy poeci czynnie zerwali z niewidoczną – ale działającą – logiką monopolistycznego rynku na rzecz niczym nieograniczonej pasji tworzenia, pasji po uszy zanurzonej w środowisku znaczenia bez oglądania się na normy. I najwyraźniej dobrze się przy tym bawili.

Będą tacy, którzy odmówią remiksującym poetom miana twórców. Będą mówili, że to łatwizna, albo że cała siła tych tekstów i tak tkwi w „oryginałach”. Być może nawet zarzucą nam kaleczenie kultury. Nie przyjmą do wiadomości, że oryginały nie istnieją, że oryginały także skądś się wzięły, że nie były dziełem samotnego geniusza dotkniętego bożym palcem. Ba, nawet jeśli nie zrobią tego wprost, to będą oceniać remiksy pod kątem nowatorstwa i odkrywczości.

Niech oceniają. Ja będę z niecierpliwością czekał na pokonkursową publikację. Jej wydanie może być ciekawym eksperymentem – nie tylko artystycznym, ale i prawnym.