Jeszcze 1 minuta czytania

Maria Poprzęcka

NA OKO:
Ślepy błąd, jasność pomroczna

Maria Poprzęcka

Maria Poprzęcka

Każdy na inny sposób, odrażający, wyniszczeni, obdarci, brudni, padają jak kostki domina. Ich przewodnik runął do bagnistego rowu, wlekąc za sobą pozostałych. Sprzężeni kaleką wspólnotą potykają się o swoje nogi, o siebie nawzajem, o żebracze kostury. To oczywiście „Ślepcy” Bruegela – obraz ślepoty prowadzącej do zbłądzenia i upadku. Obraz różnie interpretowano: stoicki pesymizm, kalwińska nauka o beznadziejnej duchowej ślepocie człowieczej, nieunikniony kres zaślepionych w fałszywej wierze... Gert Hofmann w fascynującej powieści przedstawił domniemane dzieje ślepców, rekonstruując ich świat poznawany tylko poprzez węch, smak i dotyk. Pewne jest tylko jedno – oni zbłądzili, bo są ślepi. Bruegel odnosi się do słów Jezusa o faryzeuszach: „zaniechajcie ich, ślepi są i wodzowie ślepych. Ślepy jeśli by ślepego prowadził, obaj w dół wpadają”. Te ewangeliczne zdania głęboko zakorzeniły w zachodniej mentalności i kulturze utożsamienie błądzenia ze ślepotą. Widzieć to wiedzieć. Nie widzieć – błądzić. Dać się zaślepić – to stracić rozum. Zawierzyć ślepo – to zawierzyć bezzasadnie. Być ślepym na argumenty – nie rozumieć ich lub nie przyjmować do wiadomości.

Lecz zarazem, jak wszystkie symbole i metafory o wielkiej nośności, widzenie jest ambiwalentne. Nie daje żadnej pewności uniknięcia błędu, przeciwnie – zastawia pułapki, wiedzie na pokuszenie. Żaden ludzki zmysł – od tekstów biblijnych po potoczne porzekadła – nie był tak wielbiony i tak potępiany jak wzrok. Najcenniejszy, ale i najbardziej niebezpieczny.

Stąd też szczątkowo znana historia oka (nie mylić z frenetyczno-pornograficzną powiastką Georgesa Bataille’a o takimż tytule) – tak, jak rysuje się ona z perspektywy nowożytnej sztuki europejskiej – to historia jego dyscyplinowania i samoograniczenia. Dzieje owego dyscyplinowania sięgają daleko w przeszłość, ale kontrola nad naszym widzeniem trwa nadal w najnowszych formach – choćby w fotograficznych fokusach czy aparaturowych wymogach rozdzielczości obrazu. Sprawa jest paradoksalna, bo to renesansowi teoretycy, pełni uwielbienia dla virtu visiva, stworzyli system, który przy wszystkich jego odmianach i przemianach, ujarzmił widzenie na bardzo długi czas. Ujarzmił poprzez matematyzację dziedziny zmysłów i sposobu widzenia świata, co jest szczególną cechą kultury Zachodu. Perspektywa była ujęciem widzenia w paradygmat jasny i czytelny, w czysty owoc intelektu. Określenie construzione leggitima – konstrukcja uprawniona – było gwarancją jej bezbłędności. Ustanowiono klarowną i wyraźną wizję rzeczy, eliminując to co płynne, niewyraźne, zamglone jako pochodną zmąconej myśli czy wadliwych założeń. Wizję oczyszczoną z przypadkowości i całkowicie uregulowaną. Nigdy obraz widzialnego świata nie był tak uładzony jak w perspektywicznym pudełku. Było to zwycięstwo wiedzy nad widzeniem odniesione w imię wykorzenienia błędów, na jakie naraża nas nawet najdoskonalszy ze zmysłów. Przyjmowanie rzeczy „na oko”, patronujące tej rubryce, w potocznym języku do dziś sugeruje dowolność, niedokładność, subiektywizm.

Tak więc najbardziej poznawczy ze zmysłów został zamknięty w restrykcyjny system przez jego entuzjastów. Dokonało się to na użytek sztuki i przedstawiania, lecz konsekwencje desensualizacji i intelektualizacji  widzenia były w zachodniej kulturze znacznie szersze i zastanawiająco trwałe. Kartezjańsko uformowani francuscy doktrynerzy zalecali „poprawianie oka przez rozumowanie”, jako iż „byłby to nieraz ciężki błąd tak je chwytać, jak je oko widzi”. Szkoły sztuk pięknych uczyły takiego „poprawionego” widzenia przez kilkaset lat. „Błędy perspektywiczne” długo dyskwalifikowały malarza. Przypomnijmy, że nieznajomość perspektywy notorycznie wytykano jeszcze Matejce, niesłusznie zresztą, bo do przestrzennego wykresu zatrudniał znającego się na rzeczy kolegę.

W sztuce załamanie wiary w nieomylność „naukowej perspektywy” nastąpiło dopiero u schyłku XIX wieku. Lecz stała za nim wzrastająca od dawna wiedza na temat wielkiego skomplikowania samych mechanizmów odbioru zmysłowych doznań. Interesujące, jak często w owych debatach filozofów, w doświadczeniach optyków i oftalmologów  pojawia się wątek ślepoty – dostarczający zresztą argumentów obu stronom.

Proces uwalniania widzenia jest długi, złożony i bynajmniej nie zakończony. Ciągle borykamy się z presją „jedynie słusznego”, poprawionego przez rozum lub aparaturę widzenia świata, mającego wyeliminować błędy naszego postrzegania. Lecz jedno już wiadomo – błądzą też zadufani rysioocy ostrowidze, którzy ślepo – właśnie ślepo – zawierzyli słuszności tego, co widzą/wiedzą. Oni też się potykają i wpadają w grząskie zasadzki.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.