Jeszcze 1 minuta czytania

Maria Poprzęcka

NA OKO:
Mucha

Maria Poprzęcka

Maria Poprzęcka

Mucha – natrętna, uprzykrzona, obrzydliwa. Czesław Miłosz, demistyfikujący uroki kresowych dworków, pisał o wyrojonych w oborach i stodołach insektach, ich niemilknącym brzęczeniu i męczącej wszechobecności jako o udręce upalnego, wiejskiego lata. A packa na muchy mickiewiczowskiego Wojskiego? A pamiętane z dzieciństwa przerażające lepy na muchy, skazujące je na torturę długich agonii?

Dziś zhigienizowane letniska i wysiłki firm farmaceutycznych niemal wyeliminowały muchy z naszego życia, w każdym razie z życia mieszczucha. Gdzie mieszczuch może dokładnie i bez wstrętu obejrzeć muchę? W muzeum.

Oczywiście nie żywą muchę. Żywe – jak wiemy ze „Szwejka” – zdolne są sprofanować nawet portret Najjaśniejszego Pana. Chodzi więc nie o muchy pstrzące obrazy, lecz muchy w obrazach, muchy namalowane. Patrząc uważnie, odnajdziemy je w najmniej spodziewanych miejscach. Wielka „końska” mucha łazi po kolanie „Matki Boskiej Różańcowej” Dürera. Na innym obrazie mistrza maleńkie putto odgania muchę od śpiącego Dzieciątka. Przywabiona krwią mucha siadła na ubiczowanym ciele „Chrystusa Bolesnego” Giovanniego Santi. Inna, pełznąc po marmurowym parapecie, budzi odrazę „Dzieciątka Jezus” Carlo Crivellego. Nieproporcjonalnie duża mucha unosi się nad głową modlącego się króla Dawida na pięknej, XV-wiecznej francuskiej miniaturze. Inna okazale prezentuje się z profilu na iluzyjnym obramieniu portretu nieznanego kartuza Petrusa Christusa. Co więcej, ulokowana jest dokładnie między imieniem a nazwiskiem artysty, dumnie wypisanymi na malowanej ramie. Mucha przysiadła na lirze ślepego grajka Georgesa de La Tour. Muchy lubią trupie czaszki – odnajdziemy je w wyobrażeniach Vanitas od XV do XVII stulecia.

Poza obecnością muchy nic nie łączy tych obrazów. Są religijne i świeckie, pasyjne i maryjne, włoskie, francuskie, niderlandzkie. Przedstawiają portrety i martwe natury, nawet sceny mitologiczne, jak „Pasterze arkadyjscy” Guercina, napotykający w swej beztroskiej wędrówce przez krainę szczęśliwości zrujnowany nagrobek i czaszkę, po której drepce mucha.

Zagadkowe, z pozoru bezsensowne i niestosowne, zwłaszcza w przedstawieniach religijnych, muchy nie umknęły uczonym oczom historyków sztuki. Malowana mucha ma wspaniałą „literaturę przedmiotu”. I znaleziono wiele jej sensów.

Pierwszy – artystyczny. I to o antycznej genezie. Jeden z opisów malowideł w neopolitańskiej willi, autorstwa Filostrata Starszego, opowiada o pszczole, która usiadła na kwiecie „nie wiem, czy zwiedziona obrazem, czy też może trzeba, abyśmy i my ulegli złudzeniu, że jest ona naprawdę”. Ta anegdota o zwodniczej sile malarstwa, a zarazem o niezwykłym kunszcie malarza zdolnego przedstawić naturę „jak żywą”, wróciła w nowożytnych biografiach i legendach artystów. Giorgio Vasari przypisał ją odnowicielowi malarstwa, jakim był Giotto. Młodziutki Giotto miał na nosie postaci rozpoczętej przez swego nauczyciela Cimabuego domalować muchę tak łudząco prawdziwą, iż ten daremnie usiłował ją odpędzić. Tu anegdota wpisała się w jeszcze jeden ważny topos artystycznego żywotopisarstwa – oto uczeń prześcignął mistrza. Historyjka jest mało prawdopodobna – w czasach Cimabuego i Giotta podobnych iluzyjnych gier malarskich nie praktykowano. Jest natomiast jak najbardziej w guście epoki Vasariego – manierystycznej wirtuozerii, malarskich rywalizacji, przewrotnych i oszukańczych żartów artystycznych.

„Jak żywa”, łażąca po obrazie mucha, to zatem świadomy popis malarskiego kunsztu, perfekcji w imitowaniu natury, mistrzostwa w tworzeniu ułudy. Jest dopełnieniem sygnatury artysty – jak w portrecie kartuza autorstwa Petrusa Christusa, malarza uczonego, który pierwszy wśród Niderlandczyków stosował wykres perspektywiczny.

Ale na tym nie kończy się znaczenie muchy. Bo jak wytłumaczyć jej obecność na zakrwawionej piersi martwego Chrystusa? Twórca obrazu, ojciec Rafaela Santi, nie był ani heretykiem, ani ironicznym ikonoklastą. Nie był też w swym pomyśle odosobniony. Mucha pojawia się w tym czasie na wielu obrazach religijnych, także tych o największym znaczeniu – jak „Ukrzyżowanie”. Mucha, owad nieczysty, żerujący na padlinie, przenoszący choroby i zarazy, jest zwiastunem śmierci. Zapowiada ją w scenach Marii z Dzieciątkiem, dopowiada w scenach ukrzyżowania i opłakiwania Zbawiciela.

Memento mori – to najczęstsze znaczenie muchy. W wanitatywnych martwych naturach, na czaszkach, klepsydrach, w rozkwitłych bukietach czy wśród więdnących płatków kwiatów, ma przypominać o przemijaniu i ulotności życia wraz z jego urodą. Ale nie traci przy tym swej iluzyjnej roli. Tak jak w obrazie de La Toura jest pochwałą malarstwa jako sztuki naśladowania rzeczywistości. Bo malarskie symbole – nawet tak podłe jak mucha – nigdy nie są jednoznaczne.

Jest gorąco, parno. Nawet w mieście może nas dopaść irytujące brzęczenie. Miłosiernie pamiętajmy, że jest nosicielką znaczeń, zanim złożoną gazetą trzepniemy muchę nieznośnie tłukącą się o szybę.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.