Jeszcze 1 minuta czytania

Maria Poprzęcka

NA OKO:
How art works?

Maria Poprzęcka

Maria Poprzęcka

„How art works?”  – tak zatytułowany obraz Tymka Borowskiego, pokazany na wystawie „Chora sztuka”, stał się jedną z ofiar wandali, którzy w pierwszych dniach lipca dostali się do sal wystawowych i poniszczyli wiele ze zgromadzonych tam eksponatów.

Czy więc „Chora sztuka” zadziałała prowokacyjnie?  Dlaczego wywołała agresję? Bo „chora”?

fot. Maria PoprzęckaZacznijmy od lokalizacji wystawy. To „Jerozolima” – okazała kamienica w Alejach Jerozolimskich, najściślejsze centrum. Z okien widok na Pałac Kultury i Złote Tarasy. Ale wnętrze jest bardziej interesujące. To budynek opuszczony przez dziecięcy szpital Omega. Zostały ściany z olejną lamperią, kafelki z różnych epok, umywalki, tabliczki na drzwiach: „WC dla dzieci”, „Sala gimnastyczna”, „Sala chorych”. W to weszli młodzi ludzie, tworząc „nowe miejsce w Warszawie”. Miejsce zachowujące klimat artystycznego squatu, choć legalnie wynajęte od właścicieli. Nie od dziś wiadomo, jak dobrze sztuka czuje się we wnętrzach będących zaprzeczeniem galeryjnej sterylności. Dawna hala fabryczna, elektrownia, zajezdnia, szkoła, szpital, jeśli to możliwe nieadaptowane, zachowujące ślady o dawnych użytkownikach. Wszystko, byle nie white cube.

Wśród wnętrz post… szpitale zajmują uprzywilejowaną pozycję. To przecież szczególne „miejsca pamięci”, kondensujące skrajne uczucia: cierpienie, strach, osamotnienie, ale też nadzieję i radość wyzdrowienia. Ile takie miejsce może dać sztuce, świadczy niezapomniane przedstawienie Christopha Marthalera, dane w dawnym szpitalu psychiatrycznym, w dodatku umieszczonym w byłym barokowym klasztorze w Lubiążu. Puste sale, zdewastowane łazienki, kraty w oknach – wszystko zdaje się oddychać przeszłością, tworząc kontekst niejasny, niejednoznaczny, ale przygnębiający.

fot. Maria PoprzęckaMłodzi kuratorzy – Agnieszka Sural i Andrzej Pałys chcieli stworzyć wystawę na kształt Kunstkamery – XVII-wiecznego gabinetu osobliwości, gdzie gromadzono kuriosa, egzotica, dziwne i kunsztowne przedmioty, ze szczególną predylekcją do rzeczy zaskakujących, wynaturzonych, anormalnych. Kolekcjonerska pasja kazała zbierać wszystko: wysuszone potwory z głębi mórz południowych, rakowate, nieforemne perły, zwodnicze trompe l’oeil, zdeformowane płody, wyrafinowane cuda złotnicze, małpie mumie...

W „Jerozolimie” nie ma aż takiego pomieszania osobliwości kultury i natury, aczkolwiek starano się pokazać „wszelkie stany chorobowe fizyczne i psychiczne objawiające się w ikonografii; patologie pola sztuki; sztukę zdegenerowaną; odstępstwa cielesne (depresje, dolegliwości, ułomności itp.) oraz sztukę poświęconą wszelkim patologiom, perwersjom i zboczeniom”. Celem było podważenie „kuratorskiego dyktatu”. Błądząc wśród nagromadzonych obiektów widz miał tworzyć swoją własną narrację. Jednakże, pomimo uczestnictwa kilkudziesięciu artystów różnych pokoleń i środowisk, nie udało się stworzyć „chorobliwego nagromadzenia” czy efektu barokowego horror vacui. Wiele silnych prac zostało wchłoniętych przez pustkę szpitalnych wnętrz. Nagie ściany czasem mówiły więcej o chorobie niż zawieszone na nich obrazy. Natomiast samo błądzenie było przejmujące za sprawą labiryntowego układu pomieszczeń, jako że szpital mieścił się w zaadaptowanych mieszkaniach. Ściany mają długą, z kilku odsłon złożoną historię. I to się czuje.

Sam pomysł wystawy był intrygujący, niestety dyskusję o niej zdominowało kilku młodych ludzi, którzy dosłownie stworzyli „swoją własną narrację”. Wystawę zdewastowali.

Przed dziesięciu laty zaznaliśmy kilku niszczycielskich incydentów na wystawach: Daniel Olbrychski tnący szablą Kmicica wystawę „Naziści” w Zachęcie, tamże posłowie chcący ulżyć woskowemu papieżowi powalonemu przez meteoryt w pracy Maurizio Cattelana. Niszczyciele obszernie uzasadniali swoje ikonoklastyczne czyny – obraza wizerunku aktora, obraza uczuć religijnych. Jeszcze dawniej miała miejsce seria zamachów na sławne arcydzieła: „Pietę” Michała Anioła w rzymskiej bazylice św. Piotra, „Wymarsz strzelców” i „Danae” Rembrandta, „Upadek potępionych” Rubensa, „Taniec wokół złotego cielca” Poussina – wszystko obrazy w słynnych muzeach. Poświęcono tym wydarzeniom multum analiz – kryminologicznych, psychiatrycznych, politycznych, muzeologicznych. Uznane najczęściej za szaleńcze, zamachy rozpatrywano ze wszystkich możliwych stron. W wypadku „Chorej sztuki” nic się nie zgadza. Uszkodzono prace najróżniejsze: naturalistyczną „Nogę” Joanny Pawlik, śmieszne, lekko obsceniczne figurki Pawła Nowickiego, wycelowany w męskie zabawy „Bombowiec” Aleki Polis. Obrazy pozrzucano ze ścian. Skosztowano nawet „złotego płynu”, zawierającego mocznik. Nie sposób znaleźć motywu działania sprawców. Ani polityka, ani święte oburzenie, ani zgorszenie obyczajowe, nawet nie personalia. Tylko głupota? To byłoby w tej sprawie najbardziej przygnębiające.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.