Jeszcze 1 minuta czytania

Joanna Tokarska-Bakir

PÓŁ STRONY:
Zupełnie inny świat

Joanna Tokarska-Bakir

Joanna Tokarska-Bakir

U Frantza Fannona, autora, którego książki powinny zostać w Polsce zakazane,  znalazłam pogląd, że przyswojenie sobie obcego języka jest znakiem dyslokacji i separacji. Oto przemieszczam się właśnie i separuję dzięki angielskiemu słówku revisit. Oddziela mnie ono od polskiej praktyki czytania we wszystkich kolejnych wciąż jednej i tej samej książki. Dzięki angielskiemu revisit można tę samą książkę czytać tak, jakby była zupełnie inna.

W ten sposób rewizytuję właśnie właśnie „Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Niebezinteresownie. Mówiono mi, że na uwagę zasługują w nim opisy Żydów. Faktycznie, od strony 12 do końca: „Żydzi obsiadali opodal rabina wojskowego o rybich ślepiach i fałdach skóry zwisających z dawnego brzucha”, „maleńki czarny «Jewriej» z Grodna”, „garbaty pokurcz Lewkowicz”, „opasły wieprz Blumen z olbrzymim złotym zegarkiem na przegubie prawej ręki i niezliczoną ilością pierścieni na palcach obu rąk”, obrzydliwy stukacz Zyskind, drapieżny Zelik Lejman, na skrzypcach odgrywający „swój i swojego narodu los, nie znający granic pomiędzy miłością i nienawiścią”. W międzyczasie: „Po klęsce wrześniowej 1939 roku młodzież żydowska z dzielnicy północnej w Warszawie i z gett w małych miasteczkach polskich zajętych przez Niemców, ruszyła jak chmura wygnanego ptactwa nad Bug, zostawiwszy starszych na pastwę krematoriów i komór gazowych, a szukając dla siebie ocalenia i lepszego losu w «ojczyźnie proletariatu światowego»”. Żydem jest też oczywiście człowiek, którego jako tego, któremu nie przebacza, zapamiętujemy z zakończenia książki. „W jego niepozornej postaci o długich rękach i wykrzywionych kabłąkowato nogach, w ptasiej twarzy uskrzydlonej jakby parą odstających ponad miarę uszu, w czarnych oczach myszkujących niespokojnie wśród sąsiadów” każdy przeciętny polski czytelnik bez trudu rozpozna Żyda. 

Jeszcze większe wrażenie robią fragmenty poświęcone kobietom. „Z moich obserwacji obozowych wynika, że kobiety znacznie gorzej znoszą głód fizyczny i seksualny niż mężczyźni”. Co pokażemy na szeregu przykładów: „Z niego już nic nie będzie” – zapewnia narratora zalecająca się doń Gruzinka, ktorej mężowi, oficerowi artylerii, amputowano właśnie obie nogi. „Biedny bo biedny, ale trudno przecież spać cale życie z kaleką”. Wywód jest tak sugestywny, że czytelnikowi gaśnie na ustach pytanie, gdzie się podział fetor roztaczany przez więźnia, fetor, który jeszcze za kilka dni zmusi rozmawiającego z nim polskiego oficera do wietrzenia pokoju mimo lutych mrozów za oknem. Regułę nieopanowanej damskiej chuci tłumaczy się też na przykładzie „młodziutkiej Polki, córki oficera z Mołodeczna” – „naprawdę ślicznej” – „wiotkiej, smukłej jak kłos chwiejący się na wietrze, o dziewczęco świeżej twarzy i maleńkich piersiach, ledwie rysujących się za granatową bluzeczką mundurka gimnazjalnego”. Po tym jak w ramach zakładu z autorem przespał się z nią niejaki Polenko, córka oficera zmieniła się zupełnie: „goniła po zonie do późnej nocy jak nieprzytomna kotka w okresie marcowego parzenia”. „Miał ją kto chciał” – z takim skutkiem, że gdy autor spotkał ją ponownie w roku 1943 w Palestynie wyglądała jak staruszka. Maleńkie piersi zniknęły, a na ich miejsce pojawiły się – nie wiadomo skąd – „dwie obwisłe piersi, wielkie jak u karmiącej matki”. Nie wiemy, czy córka oficera sama nie była wtedy matką, ani w czym małe piersi lepsze są od dużych. Wyraźnie czujemy tylko obrzydzenie. Ale jakie obrzydzenia musiał odczuwać autor, który scenę wielokrotnego gwałtu na Marusi kończy zdaniem: „W powietrzu unosił się jeszcze długo po jej wyjściu ostry zapach potu, spermy i chwoi”!

Przeczytałam gdzieś, nie pamiętam gdzie, nieostrożnie sformułowany pogląd, że Herling-Grudziński stanowi rewers Tadeusza Borowskiego. „U nas w Auszwicu“ miałby być walkowerem, opisem dna poddanego bez walki, podczas gdy Herling ciągle walczyłby na tym dnie o nasze ocalenie. Ta konkluzja domaga się dziś – revisiting – ponownego odczytania. Być może podmiot, który zdobędzie się na taką formę, jaką Borowski nadał własnej biografii, musi sobie w końcu palnąć w łeb, podczas gdy ktoś, kto ustylizował się jak Herling, ma przed sobą jeszcze jakąś perspektywę. Pytanie, co z podobnego rozdania rozumie społeczność, dla której Herling jest dziś narodowym bohaterem, a Tadeusz Borowski jedynie „komuchem, który się zabił”.   


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.