Sok z kiszonek

20 minut czytania

/ Sztuka

Sok z kiszonek

Rozmowa z Slavs and Tatars

Kiedy w galeriach Warszawy czy Berlina jest otwarcie, wszystko kręci się wokół picia. My prawie nigdy nie podajemy alkoholu. W Berlinie częstowaliśmy herbatą, a tu w Warszawie spodobał nam się pomysł, żeby podać inny produkt fermentacji, niealkoholowej

Jeszcze 5 minut czytania

EWA TATAR: Motywem przewodnim waszej wystawy w Rastrze jest sok z kiszonych warzyw, sama wystawa zaś nosi tytuł „Towarzystwo Szubrawców”. Jest to nazwa dziewiętnastowiecznej grupy intelektualistów wileńskich. To połączenie nie należy do najbardziej oczywistych.
SLAVS and TATARS: Często równolegle badamy rzeczy, które na pierwszy rzut oka w ogóle się ze sobą nie łączą. Biorąc pod uwagę najnowszą modę na eco-friendly, pomyśleliśmy, że nadszedł czas, żeby zastanowić się nad polityczną nośnością kiszenia czy też nad tym, jak upolitycznić koncept fermentacji. W przypadku rosnącej retoryki nacjonalistycznej w Polsce czy w Wielkiej Brytanii, co ujawniło się przy okazji głosowania nad Brexitem, fermentacja pozwala nam renegocjować rozumienie cudzoziemca. Można powiedzieć, że mikrob jest innym. Bakterie zazwyczaj postrzega się jako coś złego. Obecnie wszystko pasteryzujemy, żeby je pozabijać. To wahadło pasteryzacji rozkołysało się za daleko: do punktu, w którym likwidujemy czy eliminujemy wszelkie ryzyko. Fermentacja pozwala nam ująć mikroby czy bakterie jako pierwotnego cudzoziemca [original foreigner] i podać w wątpliwość nasz antropocentryczny świat.

KATARZYNA CZECZOT: Jeśli pamiętać o tym, że bakterie współtworzą ludzki organizm, to można powiedzieć, że polityczna fermentacja stanowi próbę zdefiniowania cudzoziemców nie w kategoriach procesów wykluczania i asymilacji (ze wspólnoty lub w jej obręb), ale jako tych, którzy tę wspólnotę konstytuują.

S&T: To wyzwanie dla kartezjańskiej idei świata, gdzie zajmujemy miejsce racjonalnych podmiotów, a bakterie stanowią niechciane istoty, których należy się pozbyć. To, co nam się podobało w kiszeniu, to również jego podwójny sens. Kiszenie może bowiem oznaczać bycie gorzkim i zgniłym. Możesz być zgorzkniałym w sensie emocjononalnym, ale pojęcie to zakłada też aktywację, przemianę. Kiszenie jest konserwacją lub uaktywnieniem jednej substancji w drugiej. Stajesz się czymś innym. Ogórek nie jest już tylko ogórkiem, lecz staje się ogórkiem małosolnym.

ET: Obecność Innego na wystawie jest podniesiona nie tylko w sposób metaforyczny – przy użyciu fermentacji, ale także przez odniesienia historycze. Mam tu na myśli ogórek trocki hodowany przez karaimów w podwileńskich Trokach.

Towarzystwo Szubrawców

Wystawa Slavs & Tatars, galeria Raster, Warszawa, do 3o lipca 2016.

Slavs and Tatars to kolektyw artystyczny i projekt intelektualny zarazem. Działają od 2006 roku, a obszarem ich zainteresowania jest przede wszystkim Eurazja jako szczególna formacja kulturowa, na której terenie mieszają się różne formacje etniczne i religijne, ale która zarazem zachowuje w sobie ponadnarodowy etos Wschodu. Akcja prac i projektów Slavs and Tatars toczy się między dawnym murem berlińskim a murem chińskim. Kolejne przedsięwzięcia przyjmują zarówno formę publikacji, jak i rozbudowanych instalacji oraz serii obiektów wykorzystujących często tradycyjne techniki wytwórcze i rzemiosło artystyczne.  

S&T: Karaimi, antyrabiniczna sekta judaizmu obecna w polskiej, litewskiej i rosyjskiej historii, ma ciekawą relację z tożsamością. W związku z różnymi zewnętrznymi zagrożeniami, by przeżyć, karaimi kilkakrotnie zmieniali swoją tożsamość. W XIX wieku przekonali rosyjskiego cara, że nie są etnicznymi Żydami i nie odpowiadają za śmierć Chrystusa. W ten sposób zostali zwolnieni z dodatkowego podatku i uniknęli pogromów. Kiedy ponad 50 lat później przyszli naziści, karaimi przekonali ich, że są właściwie etnicznymi Turkami (dokładnie Chazarami), którzy nawrócili się w X czy XI wieku na judaizm. W ten sposób przeżyli Zagładę. Ich działanie było rodzajem symulacji; za każdym razem tworzyli inną narrację o swoim pochodzeniu.

ET: Czy można rozumieć, że wasze zwrócenie się ku karaimom czy Towarzystwu Szubrawców jest rozważaniem na temat szczerości?

S&T: Towarzystwo Szubrawców wydało nam się interesujące kilka lat temu, gdy próbowaliśmy dowiedzieć się więcej na temat polskiego orientalizmu. Im więcej czytaliśmy o Towarzystwie Szubrawców, tym bardziej podobała nam się ich krytyka Mickiewicza, polskiego patriotyzmu i romantycznej koncepcji ojczyzny. Szczególnie dzisiaj wydaje się to adekwatne. Byliśmy ostatnio w Szczecinie, gdzie – podobnie jak w innych polskich miastach – znajduje się wielki pomnik Mickiewicza. Jego pomysły na tożsamość narodową są kodem źródłowym dla różnych reakcyjnych retoryk słyszanych dzisiaj w Polsce.

KC: W tej retoryce też kiedyś pojawiły się kiszonki. W debacie na temat wejścia Polski do Unii Europejskiej przeciwnicy akcesji, którzy w większości zafiksowali się na tym, że Unia Europejska stanowi zagrożenie dla polskiej tożsamości narodowej, przekonywali między innymi, że unijne przepisy zabronią sprzedaży kiszonek. W pewnym momencie ogórki małosolne i kapusta kiszona urosły do rangi symbolu polskości. Można powiedzieć, że obrona fermentacji stała się częścią walki o narodową czystość. Oczywiście w kontekście waszej wystawy ujawnia ona swoje ukryte znaczenie: lęk przed przed innym rozumianym jako zewnętrzne zagrożenie dla naszych granic to lęk przed innym, który – tak jak bakteria – jest wewnątrz nas.

S&T: Tak, to sensowne. I wciąż ma socjopolityczne znaczenie. To wymowne, że w niektórych luksusowych restauracjach w Polsce, jeśli poprosisz o małosolne czy o cokolwiek, co związane jest z polską wsią, patrzą na ciebie jak na zaściankowego kmiota, chłopka, chłopa. A to z kolei jest istotne we współczesnej dyskusji na temat polskości i tak zwanej cichej większości, czyli ludzi, którzy nie byli słyszani przez ostatnie 30 lat i którzy w jakiś sposób stoją w opozycji do liberalnego kosmopolityzmu. Sam sok z kiszonek, nawiasem mówiąc, zawiera w sobie dwa przeciwstawne znaczenia: sok kiszony jest w Polsce i Rosji używany jako lekarstwo na kaca, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych wprowadza się go właśnie na rynek jako napój dla sportowców zwiększający ich efektywność. Z jednej strony mamy tu słowiańską ideę wyniszczenia ciała, które potem trzeba zregenerować, z drugiej – amerykańską pozytywność; sok kiszony jest nowym Gatorade.

Wernisaż wystawy "Towarzystwo Szubrawców" w galerii Raster

KC: À propos chłopów, to muszę wyznać, że nie do końca podzielam waszą fascynację Towarzystwem Szubrawców. Trzeba im wprawdzie oddać, że w „Wiadomościach Brukowych” [satyryczne czasopismo wydawane w latach 1816–1822 w Wilnie, główny organ Towarzystwa] krytykowali stosunek szlachty do poddanych, a może nawet i sam feudalizm. Jednak w swoim oświeceniowym zapale, który kazał im zwalczać magnetyzerów i wiejskie znachorki, umacniali monopol akademii na wiedzę. Toczony przez szubrawców spór z romantykami z dzisiejszej perspektywy w mniejszym stopniu wydaje się starciem racjonalizmu i irracjonalizmu, w większym – sporem o to, czy dostęp do prawdy ma być zarezerwowany dla mężczyzn z klas wyższych, czy może być udziałem ludzi biednych i niewyposażonych w uniwersyteckie dyplomy.

S&T: Na pewno nie podpisujemy się pod wszystkim, co proponowało Towarzystwo. Nie zgadzamy się z ich podziwem dla brytyjskiego racjonalizmu. Szubrawcy byli zakochani w Humie, plagiatowali „Spectatora”, dosłownie tłumacząc pewne artykuły w „Wiadomościach”. Byli także antysemitami i opublikowali dużo niepotrzebnych karykatur opartych na stereotypach na temat Żydów. Zarazem ich przewrotność, przeciwstawianie się romantykom, opowiadanie się za kosmopolityczną tożsamością w trudnych dla Polski czasach pod rządami zaborców stanowi pewną lekcję politycznego działania. Wiedzieliśmy, że użycie szubrawców będzie problematyczne. Kasia ma absolutną rację. Jeśli już, to popieramy mistyków będących w opozycji do kartezjanistów. Ale kiedy wracamy do dokumentów historycznych, pojawiają się pytania. Tak było na przykład, gdy tłumaczyliśmy teksty z „Molla Nasreddin” [azerskie pimo satyryczne – przyp. red.]. W sztuce jest ogólna tendencja do wspierania historycznych źródeł, postaci, idei, do których się odwołujesz. Na uniwersytetach badacze czasem przez długi czas studiują coś, z czym niekoniecznie się zgadzają. Taka stronniczość sztuki trochę nas męczy; to, że zawsze jasno musi być powiedziane czy tak, czy nie. Przecież nigdy nie ma tak czystych podziałów. Ta wystawa nie jest przeciwko jakimś szczególnym partiom politycznym, jej celem jest raczej stworzenie innych polityk tożsamości, inaczej rozumianej odpowiedzialności intelektualistów. Szubrawcy wydali nam się interesujący, bo nie pasują nigdzie w polskiej historiografii. Znaleźliśmy informację, że sama nazwa „Szubrawcy” pochodzi od nazwy rzeki Rawiec płynącej z Czech i wykorzystywanej na bursztynowym szlaku. Ówcześni szubrawcy tam właśnie kradli, byli kimś na kształt piratów.

ET: Ta charakterystyczna dla piratów idea kradzieży i redystrybucji oddaje metodologię Slavs and Tatars.

S&T: Nie zastanawiałem się nad tym, ale brzmi to sensownie. Szczególnie jeśli pomyślimy o oświeceniu jako o łupie. Pokazywany w Rastrze „Pan Chrzan” – antropomorficzny korzeń atakujący sam siebie – także odsyła do binarnej idei my versus oni. Ale tu my i oni stanowią jedność.

KC: Spośród członków Towarszystwa Szubrawców wyróżniliście Józefa Juliana Sękowskiego, polskiego orientalistę, profesora Uniwersytetu Petersburskiego. Ponieważ utrzymywał bliskie kontakty z rosyjskimi elitami, w Polsce był postrzegany jako zdrajca.

S&T: Sękowski niemal całą swoją karierę zbudował na antagonizowaniu ludzi i oszukiwaniu ich, że jest kimś, kim nie był. Całe jego życie było jednym wielkim fortelem. Nawet w swoim ostatnim wystąpieniu profesorskim po powrocie do Wilna zaprzeczył wszystkiemu, w co do tej pory wierzył. Programowo nie używał francuskiego, a tam użył. To wyglądało absurdalnie, jakby był kimś w stylu Borata albo Alego G. W gruncie rzeczy jednak myślę, że był bardzo wrażliwą osobą i w głębi duszy desperacko pragnął uznania.

KC: A więc kolejny symulant…

S&T: Sękowski przywiódł nas do innej osoby, którą także odkryliśmy, robiąc research na temat orientalizmu: Johana Georga Hamanna, kolegi najważniejszych myślicieli epoki, Kanta i Herdera. Na jakiś czas jako doradca bogatej rodziny przybył do Londynu. I tam coś się stało. Przeszedł kryzys, szalał, szlajał się, ćpał, by w końcu odnaleźć Boga i narodzić się na nowo jako luteranin. Dzięki nieprawdopodobnym możliwościom luteranizmu stał się pierwszym antyoświeceniowym myślicielem. Zaatakował swojego dawnego przyjaciela Kanta, zrobił to jednak bardzo wulgarnym i useksualnionym językiem pomieszanym z objawieniem. Można powiedzieć, że był proto-Bataillem czy Artaudem dwieście lat wcześniej. Nigdy nie stał się sławny, ponieważ pisał bardzo krótkie teksty. Tak jak Sękowski. Obydwaj używali mętnych odniesień jako żartów. Dedykacje w esejach Hamanna są dosłownie nie z tego świata: „This is dedicated to the lover of one and to the boredom”. Jest to inspirujące, ale nie wiadomo, o czym on mówi. Kim jest kochanek i ten jeden/ta jedna, a kim jest nuda. W innym miejscu zaczął na przykład bronić litery H z jej perspektywy. Nie sposób nie oddać się rozważaniom o tym, co by się stało, gdyby takie postaci były częścią kanonu, gdyby zostały włączone w genealogię myśli i nauczano by o nich na uniwersytetach.

"Towarzystwo Szubrawców", widoki wystawy

ET: Być może rozładowałoby to trochę napięcie polityczne w Polsce. Pomówmy o łopacie. Narzędziu klasy pracującej, proletariatu tak miejskiego, jak i wiejskiego, umieszczonym w winiecie tygodnika szubrawców, w formie, która przypomina trochę Pana Twardowskiego na księżycu.

S&T: Dokładnie, szlachcic na łopacie. Łopata była dla nas interesująca, ponieważ odnosi się do naszego przywiązania do antynowoczesnego rozumienia awangardy i innowacji. Pomyślmy o wiejskich obszarach, wiejskich farmerach, folklorze, rzemiośle... Wszystkie te pierwiastki stanowią prawdziwe wyzwanie dla naszej zachodniej idei innowacji. Innowacja i awangarda są zawsze usytuowane w opozycji do czegoś, do poprzedniego porządku czy ruchu. To seria zerwań: pop-art przeciwko abstrakcyjnemu ekspresjonizmowi, abstrakcyjny ekspresjonizm przeciwko nowemu realizmowi. Zawsze kolejne pokolenie zwalcza poprzednie. Ale istnieje też alternatywny sposób opowiadania tej historii: poprzez ciągłość, nie zerwania. I wiejskość zezwala na innowacyjność nie poprzez indywidualizm, ale przez kolektyw. Wiejskość jest zawsze anonimowa, nie wiesz, kto wyhodował twoje ziemniaki, kto zrobił twojego pająka [tradycyjna dekoracja domów wieszana pod sufitem na środku izby, wykonywana w niektórych regionach Polski, miała zapewniać powodzenie w nowym roku lub w trakcie zbiorów, na Litwie czy w Skandynawii symbolizowała pierwsze łóżeczko Jezusa w Betlejem – przyp. red.]. Znasz nazwiska fotografów, którzy zrobili zdjęcie gobelinu do albumu, ale nie znasz nazwiska tego, kto go utkał. Lud jest bezimienny i anonimowy. Szubrawcy także używali szerokiego wachlarza pseudonimów – szczególnie pochodzących z litewskiej mitologii.

KC: To zabawne, ponieważ szubrawcy chcieli widzieć w łopacie narzędzie nowoczesnego badacza (a więc coś, co służy raczej indywidualnym osiągnięciom), w ten sposób przywłaszczając ją sobie od czarownic, które łopaty używały do latania. Można więc powiedzieć, że złupiliście piratów.

S&T: Myślałem, że Baba Jaga lata na miotle. 

KC: Są także wersje z łopatą.  

ET: Na waszej wystawie łopata stanowi rodzaj barowego stolika z francuskiego bistro ustawionego obok baru przypominającego swoją formą tamę, ale serwującego napoje transformujące ciało. Bar jest nieco monumentalny, a stolik z łopaty w skali ludzkiej.

S&T: Inną ważną rzeczą był zapach! Wchodzisz i czujesz ten odór!

ET: Na przykład kiszonego czosnku.

S&T: To dodatkowo wikła przestrzeń galerii, która powinna być całkiem czysta, aseptyczna, naukowa w pewnym sensie. Przypomina laboratoria, co jakoś koresponduje z naukowymi ambicjami szubrawców, o czym wspominała Kasia. Raster jest dość chropowaty, co jest fajne, ale to wyjątek, nie reguła.

KC: Tak. Zatem chcieliście zabrudzić galerię.

S&T: Nie tyle zabrudzić, ile wprowadzić tam jakiś element cierpki, gryzący (pungent). Anielskie pungent oznacza, że gdzieś pachnie bardzo mocno, ale nie wiadomo, czy dobrze, czy źle.
U szubrawców lubimy też to, że byli przeciwko pijaństwu. Kiedy w galeriach Warszawy czy Berlina jest otwarcie, wszystko kręci się wokół picia. My prawie nigdy nie podajemy alkoholu. W Berlinie na przykład częstowaliśmy herbatą, a tu w Warszawie spodobał nam się pomysł, żeby podać inny produkt fermentacji, niealkoholowej, co pasuje do oryginalnego pomysłu.

ET: Zamieniliście ziemniaki na ogórki.

S&T: Tak, ale mieliśmy też alternatywną wersję wystawy związaną z zielonymi kiełkami, które w Polsce nazywane są rzeżuchą, ale w angielskim, niemieckim, rosyjskim określane są jako cress. Myśleliśmy o tym, że fajnie byłoby mieć pracę z doniczkami ze wszystkimi gatunkami rzeżuchy i nazwać ją „Nasze Kresy”.

ET: Wow! Musicie to zrobić!

S&T: Fajne w tym pomyśle, co jest bliskie idei szubrawców, było także to, by ograniczyć granice Polski. A kwestie granic ideologii i genezy państw, wszelkie krańce imperiów zawsze nas interesują. Nigdy centra. Ale to centrum jest zawsze postrzegane jako korzenie. I fermentacja ogórków trockich także jest o granicach, ponieważ karaimi są na krańcach polskiego świata, więc stwierdziliśmy, że całość trzyma się kupy.

ET: Zabawne, ponieważ kiedy współcześnie słyszysz słowo „trocki”, automatycznie kojarzy ci się Lew Trocki, myślisz o komunizmie, ZSRR, nie ogórkach hodowanych w Trokach pod Wilnem, które straciliśmy razem z Litwą i Kresami na rzecz ZSRR. Kolejne pytanie wokół drobnych obleśności, gdzie wasz humor w subtelniejszej wersji spotyka się z tym dosadniejszym szubrawców. Na przykład ogórek jako pierś.

S&T: Czy pytanie brzmi „dlaczego”?

E&K: Tak!

S&T: Zaczęliśmy od państwa i rządu jako opiekuna i żywiciela. Jeśli przyjrzeć się językowi współczesnych i dawnych partii politycznych, rząd jest często portretowany w matczynej lub ojcowskiej formie, jako karmiciel. Więc zamiast dawać mleko, pomyśleliśmy, że podamy z piersi władzy mleko zsiadłe albo kefir. To, co pochodzi od władzy, nie byłoby słodką substancją (w angielskim funkcjonuje sformułowanie „mleko i miód rządu”), ale gorzką i zgniłą.

ET: Na bank wiecie, że w polskim możesz wyssać wiele z mlekiem matki, ale ojczyzna pochodzi od ojca. Nasuwa mi to bardzo perwersyjne skojarzenie, co pewnie jakoś nieświadomie wybija w naszym dyskursie narodowym.

S&T: Tak, mówicie o ojczyźnie i języku ojczystym.

KC: Ta gorzka substancja z piersi rządu współgra z gorzką historią batalii o karmienie piersią, jaka miała miejsce podczas rewolucji francuskiej. Kampania, której celem było nakłonienie kobiet z klas wyższych do tego, by same karmiły dzieci piersią, zamiast oddawać je do mamek, z czasem okazała się jednym ze sposobów, by kobiety trzymać z dala od polityki. Idea stojąca za tą kampanią – zlikwidowanie różnic klasowych – zaowocowała wzmocnieniem podziałów genderowych.

S&T: Bardzo chciałbym przeczytać więcej na ten temat... Istnieje oczywiście mniej wysublimowana przyczyna powstania korniszona-sutka: konserwowane czy kiszone ogórki są prawie zawsze kojarzone z penisem...

Other Peoples’ Prepositions, 2013Other Peoples’ Prepositions, 2013ET: W polskim funkcjonuje też nieco obleśny związek frazeologczny „zakisić ogóra”... Ale wracając do naszej przechadzki po galerii, podoba mi się, że ponad głowami wchodzących, nad barem umieściliście coś, czego polskie dzieci używały przed pojawieniem się tu amerykańskiego środkowego palca, dłoń zwiniętą w figę, gdzie zamiast kciuka jest ogórek. 

S&T: Oryginalnie figa jest słowiańskim i tureckim symbolem, atawistycznym dla tego regionu. Ale takim, który rozszedł się globalnie. Używają go Włosi, Hiszpanie. Pochodzi ze starego, francuskiego powiedzenia, starej francuskiej zniewagi, która idzie mniej więcej tak, że jeśli kogoś wkurzysz, to dałeś mu figę.

ET: Wejdźmy więc na zaplecze, za bar, gdzie znajduje się aneks z tym, co Slavs & Tatars robili wcześniej i pokazuje, w jaki sposób – że tak powiem – graliście z różnymi wypartymi treściami i formami przaśności.

S&T: To prace, które mają trochę wspólnego ze wspomnianymi przez ciebie zagadnieniami ziemi matki / ojców i języka. Jedna z nich gra z literą Ѿ [OT – przyp. red.], która istniała w staro-cerkiewno-słowiańskim. Oznacza z / od [from] i jest bardzo interesującym zaimkiem, szczególnie dla nas, ponieważ patrzy wstecz na inne zaimki takie, jak „to” czy „at”. Litera Ѿ wyglądała trochę jak tyłek / dupa, zrobiliśmy ją ze szkła, ale w taki sposób, by przypominała trochę wieszak, na którym wiesza się koszule. Po angielsku, kiedy mówimy, że coś weszło tylnymi drzwiami, oznacza to alternatywne rozumienie. Jak w przypadku domu, służba, Inny, historycznie wchodzili tylnymi drzwiami. Nie było nam wolno przez frontowe. Ale to także alternatywne rozumienie stojące w opozycji do heteronormatywu, jak w from behind [spoza, od tyłu].

Praca z cyklu Praca z cyklu Regions d’EtreET: Kiedyś przyjrzeliście się bliżej słowu „odbyt”, którego etymologię pokazaliście w formie tablicy przypominającej rejestracyjną.

S&T: Tak. Byłem zachwycony, gdy dowiedziałem się, że polskim określeniem na „rectum” jest „odbyt”. To właściwie ośmieszenie „Początku świata” Courbeta z waginą. Przecież polski odbyt (czyli „bycie z”) sugeruje, że świat pochodzi z odbytu.

 Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).