Jeszcze 2 minuty czytania

Maria Poprzęcka

NA OKO: Patriarsze Prudy

Maria Poprzęcka

Maria Poprzęcka

Nawet Ai Wei Wei nie wpadłby na pomysł, żeby użyć pomnika III Międzynarodówki jako zwieńczenia nowobogackiego apartamentowca. Tu musiał wmieszać się Woland i jego diabelska kompania

„Kiedy zachodziło właśnie gorące wiosenne słońce, na Patriarszych Prudach zjawiło się dwóch obywateli” – idąc za zdaniem otwierającym „Mistrza i Małgorzatę”, wielbiciele powieści Michaiła Bułhakowa pielgrzymują w Moskwie ku temu miejscu, które jest czymś więcej niż skwerem, a mniej niż parkiem. Staw, który dał mu nazwę, ocieniony jest z czterech stron aleją wysadzoną wysokimi, starymi drzewami. Całość okala parkowe ogrodzenie. Plac zamyka kilkupiętrowa, lecz niezbyt wysoka zabudowa, wyjątkowo jak na Moskwę zwarta. Jest zielono, cicho, chociaż zaledwie kilkadziesiąt metrów dzieli nas od nieznośnego łomotu wielopasmowej ulicy Wielkiej Sadowej.

Niedaleko, przy Sadowej 10, znajduje się „Muzeum Dom Bułhakowa”. Przed laty dawne mieszkanie pisarza stało się nieformalnym miejscem kultu. Szósta klatka w oficynie, czwarte piętro, lokal nr 50. Ściany brudnych schodów pokrywały gęste palimpsesty wpisów gryzmolonych długopisami, wydrapywanych w obłażącej farbie, mazanych flamastrami. Od stopni po sufit roiło się od wizerunków czarnego kocura wyprawiającego swe diabelskie brewerie. Słowa uwielbienia dla pisarza mieszały się z inwokacjami do szatana, skromne próby poetyckie z hołdami dla świty Wolanda, miłosne wyznania kierowane do Mistrza z zaklęciami czarnej magii. I niezapomniane cytaty, cytaty, cytaty: „nadejdzie czas, kiedy nie będzie władzy cesarskiej, ani żadnej innej”, „wszystko będzie tak, jak być powinno”, „rękopisy nie płoną”… Samo mieszkanie Bułhakowa (tak, jak widziałam je kilkanaście lat temu) stało puste. Było otwarte, kręciło się w nim kilku młodych zapaleńców, przy wejściu wielki słój czekał na datki.

Dziś „dom Bułhakowa” mieści się na parterze. Jest nieautentycznym wnętrzem, ale na szczęście dalekim od profesjonalnego sznytu zmuzealizowanego „mieszkania pisarza”. Jest półamatorski bałagan, ciasno, ciemnawo, trochę podniszczonych mebli, trochę pamiątek, rękopisów, książek, fotografii, obrazów. Jako element scenograficzny wepchnięta w kąt korytarza kabina tramwajowa z przerażoną motorniczą-komsomołką i toczącą się pod nogi obciętą głową Berlioza. Nie ma biletów ani pilnujących, można siąść i napić się kawy, i – co najważniejsze – przyjść nawet po północy. W jednym z pomieszczeń pomniczek Bułhakowa. Skromny, gips patynowany, nonszalancka poza, noga założona na nogę. Sznurowany półbut i dłoń do białości wygłaskane dłońmi wielbicieli i wyznawców.

Pomnik Michaiła Bułhakowa w Muzeum Domu Bułhakowa, Moskwa, Sadowa 10, fot. M. PoprzęckaPomnik Michaiła Bułhakowa w Muzeum Domu Bułhakowa, Moskwa, Sadowa 10, fot. M. PoprzęckaNa Patriarszych Prudach pomnika Bułhakowa nie ma. Rozparty w stojącym na cokole fotelu osobnik to bajkopisarz Iwan Kryłow. Jako aneks do posągu ustawiono kilka odlanych w brązie tablic ilustrujących sceny ze znanych bajek: „Osioł i słowik”, „Wrona i lisica”, „Konik polny i mrówka”. Po jakże bogatym w konsekwencje dla Moskwy (i dla literatury!) spotkaniu redaktora Berlioza i poety Bezdomnego z podejrzanym cudzoziemcem nie ma śladu. Nie ma jaskrawo pomalowanej budki z napisem „Piwo i napoje chłodzące”, w której obrażona sprzedawczyni oferowała tylko napój morelowy, „ale ciepły”. Przede wszystkim nie ma biegnącej wzdłuż Bronnej linii tramwajowej, nie ma turnikietu, nie ma szyn, na których za sprawą rozlanego przez Annuszkę oleju słonecznikowego poślizgnął się Berlioz, wpadając pod koła rozpędzonego wozu. W Moskwie mówi się, że wyparcie z Patriarszych Prudów pamięci po bohaterach powieści Bułhakowa dokonało się na życzenie Cerkwi, niechętnej kultywowaniu rzekomych satanizmów. Mówi się również, że rewitalizację Prudów (2006) przeprowadzono za sprawą niezwykle wpływowej celebrytki, Ksieni Sobczak, która chciała nadać im polor eleganckiego, artystycznego świata.

Tak też jest. Patriarsze Prudy otaczają knajpki, bistra, bary. W lokalu Margerita (jedyne nawiązanie do powieści) serwują nie napój morelowy, ale to, co wszędzie: prosecco, campari, mohito. Jest wielki wybór drinków i win z całego świata. W knajpach przeważa kuchnia włoska, ale nie byle jaka pizza. Tanio nie jest. Nastrój i publiczność jak na warszawskim Zbawiksie, tylko mniej tłoczno. Przyznajmy – jest miło. Lecz gdy odwrócić się w stronę Sadowej, nagle, ponad ciemną ścianą wysokich drzew wystrzela oślepiający iluminacją wieżowiec. Na rogu Bronnej i Jarmołowskiej, skąd wypadł śmiercionośny tramwaj, wyrósł zdobny, noworuski apartamentowiec o godnej nazwie „Patriarch”. Wieńczy go kolumnowa rotunda, ukoronowana lekką konstrukcją, którą rozpoznajemy jako projekt pomnika III Międzynarodówki autorstwa Włodzimierza Tatlina.

Ai Wei Wei, Fontanna światła, Luwr Abu Dhabi oraz wieża apartamentowca Patriarch / fot. M. Poprzęcka

Pikująca w moskiewskie niebo konstrukcja, potraktowana jako jeszcze jeden ozdobnik eklektycznej budowli, to kolejne, najbardziej chyba szokujące wcielenie tatlinowskiego zamysłu. Włodzimierz Tatlin, wszechstronnie utalentowany artysta rosyjskiej awangardy przedstawił projekt w 1920 roku. Zbity z deszczułek bieda-model liczył 4 metry. Natomiast przewidywana realizacja była oszałamiającym wykwitem awangardowej utopii. Pomnik nie miał być monumentem, lecz potężną, 400-metrową budowlą, parokrotnie przekraczającą dopuszczalną w Petersburgu wysokość, wyznaczoną iglicą cerkwi w twierdzy Pietropawłowskiej (nb dotąd jej nie przekroczono). Konstrukcja niczym monstrualna lufa armatnia mierzyła w niebo, w kosmos. Diagonalna spirala rozwijała się tworząc trzy bębny, wprawione w nieustanny ruch. Najniższy i zarazem największy miał mieścić sale zjazdów Międzynarodówki i wykonywać jeden obrót w ciągu roku, zgodnie z kalendarzem obrad Kominternu. Węższy, wyższy bęben przewidziany był na biura organizacji i obracać się miał w rytmie miesięcznym. I wreszcie najwyższy bęben był pomyślany dla agencji prasowych i telegraficznych. Dobowy, szybki obrót odbijał tętno pospiesznej pracy informacyjno-propagandowej.

Włodzimierz Tatlin, projekt Pomnika III Międzynarodówki, 1920 (wolny  dostęp)Włodzimierz Tatlin, projekt Pomnika III Międzynarodówki, 1920Jak wiele dzieł niespełnionych, szalonych, nieobliczalnych, projekt Tatlina miał długie, fantomowe życie. Wielokrotnie z różnych okazji rekonstruowany, stał się symbolem rosyjskiej awangardy, odwagi mierzenia się z niemożliwym, obrazem impetu rewolucji. Na rosyjskim znaczku pocztowym, wydanym z okazji roku 2000, wraz z podobnie rwącą do przodu socrealistyczną rzeźbą „Robotnik i kołchoźnica”, uznany został za „symbol epoki budownictwa socjalistycznego”. Najwyraźniej zirytowany nadużyciem tatlinowskiego modelu chiński twórca Ai Wei Wei, przerobił rewolucyjne dzieło w „Fontannę światła” – rodzaj olśniewającego żyrandola z kryształków Svarovsky’ego. Pokazywana w wielu miejscach na świecie (także w warszawskiej Zachęcie), „Fontanna świateł” obecnie zamyka wystawę stałą w głośnym muzeum Luwr Abu Dhabi. Ale nawet Ai Wei Wei nie wpadłby na pomysł, żeby użyć pomnika III Międzynarodówki (dla równowagi ustawionego pionowo) jako zwieńczenia nowobogackiego apartamentowca. Tu musiał wmieszać się Woland i jego diabelska kompania. A postawić do pionu III Międzynarodówkę mogła tylko czarcia łapa Behemota.