Jeszcze 1 minuta czytania


Bum tarara  bum
Bum tarara  bum
po Monte Cassino
przewala się tłum.

Jak smok wielogłowy maszerują nogi maszerują tułowie i przede wszystkim w głowach oczy, idą uszy w tyle wyłapują dźwięki, wyłapują chwile, mają niektórzy bóle, niektórzy w brzuchu motyle, żal i euforię mają tułowie.
Idą psy i idą bogi maszerują ręce, maszerują nogi, idą, idą by nad morzem płuca wiatru i oczy morza zaznały, a płuca jak je rozłożyć jak kort tenisowy wielki cały i nad morzem bursztyny, butelki.
Biegną, dzieci, tłum kolekcjonuje muszelki.
I życie jest w swej wielości tak kolorowe i tak złożone, że nie sposób pomyśleć jakie jest one.

Pośród tej wydarzeń rzeki płynął i on – Wojciech Zdrój.
Też po Monte Casino poszedł, do swych przyjaciół, do swych bratnich dusz.
Szedł do Kolibriado i do Psokota. Toczył losu swego kulę niczym arbuz, niczym wielką bulwę. Jak żuk gnoju kulę, ciążka nie lekka jak hop hula. Była jego trosk z ołowiu kula.
Nie wiedzą wszyscy, kiedy masywnie przyjmują rzeczywistości ciężar, że losu kula hula, jak wstrzelona na kliszy filmowej Muenchhausena kula.
Już wtacza się po schodach wilhelmiańskich na górę, już cierpi już toczy tę kulę.
Już u góry życzliwie go witać będą, już w refektarzu butla wina „Sofia” będzie otwarta. Już po piętrach się wspina, plecy jeszcze dzwonka furty sięgają, gdy licu Kolibriado, uśmiech posyła na piętrze, już wtórym.

Strych podniebnym pałacem jak królestwo wiatru, tu widać morze i wnętrze morza tu widać może rekina.
Za Zimno, gdy jest Zima, lub za ciepło i nie wystarcza archaiczny kaloryfer,
popsute hipokaustum, na balkonie rzeźba satyra, rogi upiłowane.
Już przywitania zaczęła się ceremonia już wywołane zostają imiona i ich  uczuciowe ekwiwalenty,
już grają Wojciecha Zdroja gwizdki jak syreny, okręty.
Już słychać w tle tę melodię, te walczyki, oberki, italo disco,
jednym słowem wszelką muzykę, czyli noise, ambient – czyli wszystko.
Już się poczuł Wojciech Zdrój jak u wodopoju koń i chętnie by z źródła rozetki wody się napił, lecz zaraz się Psokot pojawił.
Jego głos głęboki i bohaterski witał Wojciecha Zdroja, na jego szkielecie lśniła zbroja z mięśni prążkowanych i lśniła choć ubrany był w barchany.
Chwały rycerskiej uśmiech i śmiechu do strun jak struny basu dostarczał wielkich płuc, miech tak się uśmiechał Michał.

Nie szczędził Zdrojowi pochwał,
lecz w duszy wiedział, że opinia o Zdroju kolportowana jest niepochlebna.
Nie mówił o tym, bo w kurtuazji przywitania, była to rzecz niepotrzebna.
I zdało się Wojciechowi jakby to miał być początek filmu pornograficznego i on główną rolę grać ma, wchodzi witają się. On oddaje ubranie Michałowi i z Kolibriado tańczyć… Ma… i noc ta właśnie zaczyna się.
Lecz jak to wszystko projekcją było i kto o tym wie?
Pewnie tylko wszechwiedzący narrator.
Bohater powszechność przekonania prezentuje, że jest on środkiem wszechświata.
Weszli i wino pić zaczęli.
Kolibriado twoje małżeństwo się rozpadło – i z kim z Lwem.
Lew był mężem Kolibriado.
Teraz Psokot zajął jego miejsce przed telewizorem twego ciała jak symulator lotów – wszystkie gałki poruszać może, chociaż mniejszy jest od Lwa. Jednak jak można porównać placek z rabarbarem do sernika wiedeńskiego. Związki małżeńskie i trwałość – wspólna podróż na Wenus.
Czy nie jest to złudzenie? Przyjemne to, to, ale nie wieczne jak wieczne pióro.
Ale oni nie o tym rozmawiać chcieli. Bo buddyzm zen interesował ich.
I nie małżeństwa wątła nić, choć niechby liną okrętową warkoczem była. Lecz

jak zabić Ego!
Jak zabić ego
Mój drogi kolego!
Uczył już Jezus, śpiewał i Lennon
Uczył i Levinas  i Lenin
Pisał powieści Pielewin
Trocki ostrzegał, a Freud
Odkrył głębie podświadome
I napisał zdanie
Gestapo kann ich jedem empfehlen
jak zabić Ego!
Jak zabić ego?
Mój drogi kolego!
Więc powtórzę, raz jeszcze nim me racje wyłuszczę
Gestapo kann ich jedem empfehlen…
Geheim – tajemne, Sta – państwowe
Po – policja
Polis, Police, Polis
Kolibriado klitoris
Gestapo kann ich jedem empfehlen
Trzeba tu dodać
Ego przez wieki
jak łańcuch nas więzi
I nie pomoże Dobry
Boże, bo ego
Pochodzi od niego
Gestapo kann ich jedem empfehlen
Czy Bóg to stan bez ego?
czy już to coś innego?
I spójrzmy na ego tak jak to robił Deleuze
I spójrzmy na ego, na kość jak to robi pies
I spójrzmy na ego, na penis jak to robi Zdrój.
I spójrzmy na ego, jakkolwiek, to straszny znój.


Fragment powieści „Roady”



Tekst jest dostępny w wersji angielskiej na Biweekly.pl.